Wiele mogłabym zdzierżyć w nowej "Sabrinie", nawet kompletnie nielogiczne zachowanie większości postaci, ale gdy widzę makijaż aktorek, dostaję białej gorączki. Jak to możliwe, że z tak ładnej dziewczyny, jaką jest niezaprzeczalnie Kiernan Shipka, zrobiono w odcinku świątecznym połączenie albinosa i ofiary solarium? A ciotka Hilda? W niektórych scenach jej twarz ma dosłownie zielony kolor. Na początku sądziłam, że w przypadku tej konkretnej postaci jest to celowe, ale niestety inne aktorki też są tragicznie ucharakteryzowane. Kostiumy też pozostawiają trochę do życzenia. Mają nawiązywać do mody lat 50. i 60., ale wyglądają jakoś siermiężnie... A duch matki Sabriny? Jak z amatorskiego spektaklu, urządzanego przez licealne koło teatralne... Dlaczego Netflix, którego seriale są przecież zwykle zrealizowane z dbałością o detale, zrobił coś takiego? Nie dość, że scenariusz kuleje, gra aktorska kuleje, a całość przypomina jakiś groteskowy mix American Horror Story i Lizzy McGuire, to jeszcze wszystkie postaci wyglądają jak ofiary niezbyt rozgarniętej praktykantki ze studium kosmetycznego.