Nie wiem czy to tylko moje odczucia, ale gra głównej aktorki... wydawała mi się strasznie sztuczna, a jej ekspresje wahały się między uśmiechem, a "blank facem" w zależności od sytuacji. Najbardziej zapadła mi w pamięć scena w lesie, gdzie Sabrina powiedziała swojemu chłopakowi o tym, że jest czarownicą, a potem kazała mu zapomnieć o tym poprzez zaklęcie. Cała ta scena aż raziła sztucznością.
Sama Sabrina mnie irytowała niemiłosiernie. Była zapatrzona w Harvy'ego; ich związku nie mogłam znieść, a interakcje między nimi były strasznie nudne.
Pierwsze odcinki mnie wynudziły, a sposób w jaki przedstawione były wszystkie "rewelacje" tj. informacje o tacie Sabriny, o tym, że została już wpisana do księgi, etc. był chaotyczny. W jednej scenie Sabrina rozmawia z przyjaciółmi, potem zostaje ona nagle przerwana i ukazuje nam się knucie Lilith pod postacią nauczycielki i potem znów wracamy do niczego nie wnoszących interakcji. Od tak. Dodatkowo był natłok tych wszystkich spisków i czego tam jeszcze, dostajemy wszystko na tacy od samego początku, żadnych niespodzianek nie było, bo wszystkiego się dowiadujemy praktycznie od razu.
Również wszystkie problemy zostawały rozwiązywane błyskawicznie.
Na początku myślałam, że jest to bardziej parodia, patrząc na to, w jaki sposób to wszystko zostało przedstawione, ale w sumie mogłam się czegoś takiego spodziewać, patrząc na to kim są producenci.
Mialam podobne odczucia co do bohaterki. Nie do aktorki, tylko postaci. Jakas taka strasznie naiwna, ta milosc tez wkurzajaca, nic nie nauczona, a jednoczesnie robiona na Mary Sue... Intrygi nauczycielki byly bardzo lapatologiczne, a Sabrina dawala sie w to wciagac i nie widziala nic podejrzanego. Lepiej by to chyba wypadlo jakbysmy nie wiedzieli, ze nauczycielka nie jest ta nauczycielka poczatku. Fajnie wygladala jako wamp, ale chyba do atmosfery serialu lepiej by pasowala ta wersja kostycznej bibliotekarki. A w ogole to ona by mi pasowala na Zelde :)
Razil mnie brak konsekwencji co do funkcjonowania srodowiska czarownic, sabatu i poszczegolnych wydarzen. Raz strasza zakleciem ochornnym wokol domu, a potem wcale tego nie ma i nikt sie nie przejmuje tym co uslyszal dwa odcinki wczesniej. Jakies kanibalistyczne obrzedy wyciagane z rekawa bez sensu, zeby tylko bylo makabrycznie i byla podkladka do stawania okoniem Sabriny... Tak to gledza, ze jestesmy inni, ze jest nas malo, ze jestesmy wspolnota, ze nie mozna sie zabijac, a potem takie kwiatki. Sabrina niby taka porzadniejsza od reszty, a bez mrugniecia okiem podcina gardlo, ba nawet z usmiechem... W pierwszym odcinku smieszki z nekromacji i ze by sobie Ambrose trupka ozywil, a na koniec wielkie hurr durr, ze wielkie lamanie zasad... Jeczenie, ze dobre miesko sie marnuje jak gdyby nigdy nic i nastolatka nic sobie z tego nie robi... Albo upieranie sie, ze sie nie wie co moze byc po smierci w momencie parania sie projekcjami astralnymi, wzywaniem duchow, widzeniem i rozmwianiem z duchami i tak dalej. Najlepsze odcinki to chyba ten z demonem snu i ostatni. Reszta jakos tak sie rozmywala o niczym w sumie. Na zadnym elemencie nie skupili sie porzadnie. Ani na Akademii, ani na ludzkiej stronie zycia nastolatki w takim miasteczku, ani na zyciu w domu pogrzebowym pod opieka ciotek czarownic, ani na rodzicach Sabriny... Nawet ten Sabat caly to przeciez groteska raz tak, raz siak. Lepiej juz to pokazywano w Buffy, ktora byla mocno na bakier z jakas ciagloscia zasad.
Osobiscie zal mi dyrektora. Aktor zestarzal sie dobrze, fajnie mi sie go ogladalo, ale kako dyrektor seksista to tak pasowal jak kaiwatek do kozucha do fabuly. I chyba tworcy to szybko zauwazyli... Ten motyw, ktory znalismy i z sitcomu, kwestia problemow szkolnych Sabriny tutaj znikl bardzo szybko, po dwoch odcinkach. Wlasciwie ta szkola jest tam tylko po to, zeby pokazac szafki, przyjaciolki i nauczycielka w gabinecie... Zupelnie niewykorzystany motyw. Za to akademia, to smiech na sali scenograficzny, wyglada jak zrobiony w schowku na szczotki z tandetna rzezba z gipsu i jedna salka wykladowa... To powinien byc ten sam budynek szkoly, jakies ponure, szkolne domiszcze z przesunieciem astralnym. Tutaj im wyszla bieda straszna i koncepcyjna i realizacyjna.
Ale chyba bardziej od Sabriny denerwowal mnie Harvey. Rzeczywiscie byl kula u nogi, a zamiast tworzyc jakies durnowate skomplikowane - skomplikowane w duzym cudzyslowie - intrygi, kosztujace innych ludzi zycie, wystarczylo rzucic na niego urok albo mu zrobic pranie mozgu czy zaszantazoawnie, ze ma ja rzucic i juz. Naprawde nie rozumiem tego problemu fabularnego jak to czarownice, sabat, demon, ciotki, diabel maja cholerny problem z nastolatkowym uczuciem polwiedzmy...
Tak, Sabrina moim zdaniem była bardzo naiwna i głupiutka - nie myślała o konsekwencjach swoich czynów, i potem wyszło jak wyszło (Tommy).
A to, jak szybko i łatwo zaufała tej "nauczycielce"? Jak Sabrina pytała o księgę z zaklęciami nekromanckimi i ta bardzo nie-subtelna infromacja gdzie ona się znajduje - nawet coś takiego nie dało jej do myślenia? Albo to, że zaczarowała jej lustra w domu, aby wiedzieć co ona robi, a Sarbina dalej słuchała jej porad.
Z tym brakiem konsekwecji również się zgadzam. Praktykowanie kanibalizmu, bo "tradycja" i wszyscy się na to godzą - ba, wiedźmy z chęcią chcą zostać kąskiem dla innych. Albo to, że High Priest i cała banda chcieli zmusić Sabrinę do podpisania księgi, wydalili jedną z jej ciotek z ich kościoła, zabrali moce jej rodzinie i stawili przed sądem, a relacje między nimi nigdy się nie zmieniają i za pięć minut nikt już o tych rzeczach nie pamięta.
Tak samo to, jak ta trójka dziewczyn rzuciła na Sabrinę zaklęcie, próbowały ją zabić, próbowały zabić jej chłopaka i zabiły jego brata oraz innych niewinnych ludzi - a Sabrina dalej latała do nich w potrzebie, jednej z nich pomogła nie zostać zjedzoną, a na końcu widzimy, jak do nich dołączyła.