Nie rozumiem o co chodzi z Jo, czy chcą ją wywalić z serialu, dlaczego ją tak wszyscy ignorują i stała się popychadłem. Nie podoba mi się Stephanie i to, że zaprosiła na piwo tą zabójczynię Dereka, ona to mi dopiero działa na nerwy. Callie dramat, powinna dla odmiany mieć fajnego faceta. Za to Mer kocham, rozmowa z Owenem świetna i ta solidarność.
Motyw Jo jest obecnie wkurzający. Tzn. nic się nie dzieje i od kilku odcinków Jo chodzi z wiecznie skrzywioną, skrzywdzona miną. Steph - spoko. Nie mogą odsuwać wiecznie Penny. Jej wątek jest zresztą ciekawy, w końcu jest znów jakaś postać, którą się jednocześnie lubi i nie znosi. Oczywiście zarówno Callie jak i Amelia przesadzają - szkoda byłoby, gdyby solidarność wobec Penny lub żałoba po Dereku je skłóciły.
Uroczy w tym odcinku był Webber jako skrzydłowy Arizony :))). I rozczulająca więź z Mer i Owena.
Też nie czaję o co chodzi z Jo, czuję że coś większego za tym stoi. Sądzę, że do "zabójczyni Dereka" musimy się przyzwyczaić bo jak stwierdziła Mer jest tu i nigdzie się nie wybiera, więc zacznie zdobywać przyjaciół - taka kolej rzeczy. A Steph się z nią zaprzyjaźni raczej w myśl stwierdzeniu "wróg mojego wroga moim przyjacielem". Mer była wspaniała, ale czuje, że może coś być między nią a tym nowym ;/. Świetne było też to, że obiecała Christinie, że Owen nie stanie się "dark and twisted" ,a to właśnie on tak nazwał Mer i Christe kiedyś :).