to ten serial byłby dużo lepszy. Niestety, żaden detektyw nie ma stuprocentowej skuteczności, szkoda że o tym w serialu nie pomyśleli. Ale i tak na 6 gwiazdek zasługuje.
Może w serialu są pokazane tylko śledźtwa, które Colombo rozwiązał. Może jest cała masa nierozwiązanych i widz nigdy tego nie zobaczył.
Właśnie. Tak należy sobie tłumaczyć każdy detektywistyczny serial.
Po co pokazywać nierozwiązane sprawy ? Było by to nudne.
Niekoniecznie. Jest taki mało znany serial "Wydział zabójstw Baltimore". Była tam sprawa, która ciągnęła się z 10 odcinków i zabójca nie został schwytany. Ale rzeczywiscie prócz tego wyjątku to raczej serial kryminalny z nierozwiązanymi zagadkami byłby nudny.
ewentualnie jedną lub dwie jakieś wypasione super trudne, skomplikowane których nie udało mu się rozwiązać, nie jest w końcu bogiem
Być może, ale to jednak tylko fikcja filmowa. Tymczasem w pokazywanych kiedyś na Discovery programach o medycynie sądowej i śledztwach, aspirujących przecież do rangi naukowego dokumentu, ani razu nie było mowy o porażce śledczych. Pokazywani tam policjanci i agenci FBI zawsze mieli nosa i zawsze okazywali się nieomylni w swoich podejrzeniach i przypuszczeniach, a na kogoś takiego jak niesłusznie oskarżony czy nawet tylko podejrzewany nie było w tych programach miejsca. I na koniec oczywiście padał morał: jesteśmy zawsze skuteczni, tak że nie warto popełniać przestępstw i z nami zadzierać, bo sprawca* zawsze się znajdzie.
* Czytaj: obwiniony.
Zapomnieliście o jednym. Porucznik rozwiązuje wszystkie zagadki bo jest genialny. O to właśnie chodzi. Inni są b.dobrzy, świetni, znakomici, a on jest genialny. Wierzę w takiego człowieka. Niesamowita logika połączona z filozofią i trafienie w profesję. Podobno Sherlok Holmes miał brata lepszego w rozwiązywaniu zagadek od Sherloka, ale nie interesowało go to. Miał inna profesję. Czasem Sherlok sie go radził jak sam nie ogarniał. Podejrzewam że duet Columbo-Holmes wyjaśnili by zagadkę czy Hitler uciekł z bunkra i i żył dalej w Ameryce Południowej.
Amen. W rzeczywistości to geniusz, który sprzedałby nas wszystkich, wybitnie udający niepociumanego Pana w prochowcu.
W jednym odcinku porucznik mówi, że rozwiązuje tylko 20 proc. spraw, których się podejmuje.
Bo to też jest chwyt psychologiczny. Bo kto takiego policjanta potraktuje poważnie..? A później zaczyna sie zmasowany atak inteligencji i sprytu. I juz wiemy że zagrał nam na nosie tymi dwudziestoma procentami :)
Może i nie rozwiązywałby wszystkich spraw, gdyby nie fakt, że morderca pozostaje w kręgu osób znanych ofierze i prędzej czy później pojawia się w toku śledztwa oraz na celowniku porucznika. Sam Columbo zresztą nieraz mówi na końcu, że jakiś szczegół skierował jego podejrzenia na sprawcę już w momencie pierwszego spotkania.
Joanna Chmielewska w radiowym wywiadzie powiedziała, że teoretycznie zbrodnia idealna mogłaby być wtedy, gdy w obcym mieście zabije się kamieniem obcego człowieka na pustej ulicy, a później spokojnie wróci się do domu oddalonego o parędziesiąt km od miejsca zbrodni. W przypadku, gdy zabójca i ofiara się znają, gdy występuje jakiś motyw itp. trudno o zbrodnię doskonałą :)
Był taki odcinek nietypowy, gdzie Columbo poszukiwał w fraku uprowadzonej świeżo poślubionej żony chyba siostrzeńca policjanta, on też poszukiwał, dotarli do tego psychopaty prawie równocześnie bo ten siostrzeniec dotarł do nazwiska a Columbo do tego że kierował karetką i jego adresu, w odcinku tym zagrał Lance Legault czyli Decker z Drużyny A.
Odcinek 60 [2gi z 11 serii] "Nie czas umierać",
faktycznie odbiega całkowicie od reszty.
Jeszcze bardziej od reszty odbiega odcinek 12x03 "Underover" z 1994. Na dobrą sprawę trudno się w nim doszukać jakichkolwiek cech serii "Columbo".
Nie bardziej, tylko trochę. Tutaj jest morderstwo i typowe śledztwo. Wcześniej wymieniony odcinek całkowicie odbiega od ogólnie przyjętej konwencji tego serialu.
W kilku odcinkach się zachowuje trochę dziwacznie. Zwłaszcza pod koniec całego cyklu jest więcej dziwactw.
Z jednej strony takie odmiany lekko drażnią, ale dzięki temu przynajmniej nie jest nudno :)