Dlaczego tylko nimi było możliwe unicestwienie Daimonów???
Chyba tylko w odcinku ,, Samotności" został Daimon unicestwiony przez Makoto...
Na początku drugiej serii również chyba ze dwa razy to inne wojowniczki załatwiły przeciwnika.
Dlaczego tak jest?
W sferze fabuły.
Bo to była najpotężniejsza z najpotężniejszych i tylko ona miała moc wystarczającą do wyplenienia zła... dobra trochę przesadzam, ale to jednak księżniczka Serenity i przyszła Neo Queen Serenity, władająca mocą srebrnego kryształu.
A w sferze rzeczywistej.
Cóż... możliwe że to zwyczajnie efekt słabo przemyślanych schematycznych pojedynków jak i mocno tu zarysowanej ciamajdowatości głównej bochaterki, połączonej z koniecznością pokazania jej siły.
Zdecydowana większość walk w serialu oparta jest na schemacie "początkowo dobrzy przegrywają, ale następuje zwrot akcji (przybycie wsparcia, najczęściej), wróg obrywa i Sailor Moon korzystając z okazji wykonuje swój super potężny atak niszcząc go". Ten schemat jakoś się sprawdzał, więc scenarzyści niezbyt się wysilali z jego modyfikowaniem.
Co do samej Usagi... wiadomo że jest mazgajem i ofermą (zwłaszcza w pierwszej serii) która generuje przez te cechy wiele zabawnych sytułacji, pasujących do momentami mocno niepoważnej konwencji anime (oczywiście nie przez cały czas, ale przeważnie). Więc podobnie było w walkach, gdzie zazwyczaj przed wspomnianym "zwrotem akcji" robiła nieporadne uniki lub dawała się złapać w sidła potwora. Ale że to główna bochaterka, która przecież musi pokazać moc, to twórcy poszli mocno na łatwiznę i zwyczajnie rekompensują wspomniane sceny tym że na końcu to ona niszczy demona/kardiana/daimona itp.
Trochę szkoda... rzeczywiście chciałoby się aby inne wojowniczki częściej niszczyły wroga, a Sailor Moon nie była aż tak nieporadna w walce.
Nie jestem jedyną osobą która ma takie spostrzeżenia.
Na stronie tanuki użytkowniczka o nicku Byczusia jako pierwsza wspomniała na forum o tym.
Jej zdaniem to była (cytat),,jedna wielka nuda".
Skoro już o tym mowa, to przeglądając strony o innych anime z tamtego okresu dostrzegłem że problem "zawsze główna postać musi na koniec rozwalić wroga" nie jest tylko u Sailor Moon. Dla przykładu w Wedding Peach (nazywanej czasem 6 serią Sailor Moon) również tylko główna bochaterka potrafi zniszczyć potwora. Albo w innej produkcji, już bardziej dla męskiej widowni, Saint Seiya (znanej u nas jako Rycerze Zodiaku) też są narzekania na to że główny bohater zawsze musiał swoim atakiem zakończyć walkę. Oglądając kilka pierwszych odcinków Slayers: Magiczni Wojownicy, też to widzę. Nawet kultowy Dragon Ball ma podobną wadę. Chyba tylko jednego wielkiego niemilca ostatecznie nie pokonał Son Goku, tylko jego syn. W pozostałych przypadkach to on zawsze pokonywał wroga, a reszta mniej lub bardziej przy tym pomagała.
Chyba na przełomie lat 80/90 w anime była jakaś moda na głównych bochaterów muszących zawsze pokazać że tylko oni mogą ostatecznie pokonać zło.
W serialu ,,POWER RANGERS,, wojownicy zawsze razem pokonywali potwora chociaż wiadomo że czerwony był ich zawsze przywódcą.
Krzyżowali broń i krzyczeli
- Topór mocy!(Czarny)
- Łuk mocy!(Różowa)
- Sztylety mocy! (Żółta)
- Harpuny mocy
(Niebieski)
- Miecz mocy!(Czerwony)
Wystrzelał laser a potwór eksplodował...
To było piękne!
Niestety w ,, Sailor Moon" tego zabrakło...