Jak zaczynałam oglądać Powstanie to miałam mieszane uczucia - z jednej strony, wow, radość, a z drugiej - no nie wiem, takie zapełnianie dziury. Powojenne sezony mają dużo wzmianek o tym, co się działo w powstaniu i bałam się, że to wszystko będzie takie wymuszone, ale jestem mile zaskoczona, bo fabuła układa się naprawdę spójnie.
Przecież tam właśnie mało co układa się spójnie względem wcześniejszych serii, wątek Karkowskiego totalnie nie pasuje do tego co było powiedziane w 6 serii, albo relacje MIchał-Celina, było jeszcze tego trochę ale nie pamiętam teraz. Naprawdę tak trudno było te wątki dopasować do wcześniejszych seriii?
eszcze lena miała byc wywieziona do berlina lada dzięń a tu po miesiącu kupuja jej wolność jagby nie była kimś ważnym
mnie tylko wkurza, że wszyscy nowi i młodzi bohaterowie giną, często w stylu "odptaszkowywania na liście" a 4 główni bohaterowie są niemal niezniszczalni, a jeśli obrywają, to niegroźnie. Uśmiercić co prawda żadnego nie mogli, bo wcześniej zrobili dalszy ciąg, ale któryś z nich mógł np. zostać poważnie ranny i ledwo uniknąć śmierci (oprócz tego, że pozostałym się parę razy lekko oberwało, nie zamiast tego). Wiem, że widzowie nie lubią "znęcania się" nad ich ulubionymi bohaterami, ale to jest serial o wojnie, to nie ma być "miłe".
Niespójność to np. koleś który uratował Władka (według wzmianki z 5 sezonu) a potem został konfidentem. Niby się pojawia ale jako statysta i nic nie robi.