Nigdy nie widziałam podobnego pytania, więc je Wam zadaję.
Helena, Maria, Sabina czy może mama Rudej?
Trudno powiedzieć. Helena według mnie z początku była bardzo arogancka ale można to wytłumaczyć tym że bała się o Wandę.
Maria według mnie jest 'najlepszą' matką w serialu bo jest dzielna, nie boi się niemców, podejmuje decyzje od czego może zależyć jej życie oraz jest bardzo dumna z synów.
O Sabinie też ciężko się wypowiedzieć ale wydaje się być dobra matką która dba o swoją rodzinę. Jeśli chodzi o mamę Rudej to nie mam zdania bo spotkaliśmy ją tylko na chwilę. Raptem w jednym odcinku.
Masz rację. Helena martwiła się o Wandę - powiedziała, że to jest jej cel, żeby przeżyła tę wojnę - dlatego się tak zachowywała. Bardzo podobały mi się sceny, kiedy Helena i Wanda pracowały w gospodarstwach u Niemców. Tak naprawdę poświęciła wszystko, żeby odzyskać córkę. ;-)
Ja, doktor Marię też lubię chyba najbardziej. Podoba mi się jak razem z Wesołowskim i Wieczorkowskim wykreowali taką fajną rodzinną więź. "Ja jestem z obu synów bardzo dumna." ;-)
Sabina nie chyba nie mogła darować sobie, że trafili do getta - tak, jakby była to jej wina. Kryła się chyba ze swoimi uczuciami, może nie chciała pokazać swoich słabości?
No, może przesadziłam trochę z mamą Rudej. Trochę za krótko ją widzieliśmy...
Natomiast, po kilku odcinkach polubiłam matkę gubernatora. Ona ze swojego syna nie była dumna. Później okazała się (również w stosunku do Marii) wyrozumiałą i ciepłą osobą. Poza tym, chyba rozumiała, że niemiecka polityka jest trochę bezsensu.
Pozdrawiam. ;]
Trudno wybrać...ale chyba jednak Maria, bo to najbardziej charyzmatyczna postać ze wszystkich matek.
Helena moim zdaniem, to niedoceniona postać. Taki cichy, niezłomny, bardzo odważny człowiek, który wstaje każdego dnia i po prostu robi swoje, bez względu na koszmar dookoła. Pamiętam zwłaszcza jej sceny z początku ostatniego sezonu, kiedy dzień w dzień przychodziła pod mur cierpliwie oczekując jakiegoś znaku życia od Wandy. I kiedy dała tamtemu małżeństwu pieniądze na pogrzeb dziecka. Wyznaczyła sobie jeden cel - przeprowadzić swoją córkę bezpiecznie przez wojnę i jest gotowa wszystko temu poświęcić, ale tylko swoim kosztem.
Sabina, trudna do "polubienia" postać, ale świetnie zagrana. I realistyczna, co w serialu, gdzie wiele postaci jest mniej lub bardziej komiksowych, zasługuje na uwagę.
Matki Rudej widzieliśmy zdecydowanie zbyt mało, ale cieszę się, że ktoś wspomniał Gertrudę :-)
Powinnam zacząć od tego, że panie grające matki, to jedne z najlepszych aktorek w tym kraju. Pani Romantowska, Wencel, Gniewkowska...
Maria to bardzo wyrozumiała osoba. Dodająca otuchy - "Na razie niech pani walczy o siebie." Cały czas dawała z siebie wszystko. To bardzo piękna scena, kiedy pani doktor po zwolnieniu oddaje krew synowi ordynatora. ;]
Helenka pomogła przetrwać wojnę nie tylko Wandzie. Pamiętasz Adasia? Z pewnością wiele przeżyła. Samotna matka, później wojna, córka wciągnięta do bandy byłego męża, następnie na Pawiaku i tak dalej, i tak dalej... Sama (wnioskuję po nicku ;-] ) wiesz.
Bardzo trafne określenie w stosunku do Sabiny. Nie dość, że martwiła się o Lenę i Romka, zachorowała i musiała troszczyć się o Leona. Fakt, że pomagały jej dzieci, ale Sabina chciała, by stamtąd uciekały, a nie uganiały się za ojcem.
Wrócę jeszcze do Gertrudy. Maria jej zaimponowała. Momentami wydawało mi się, że starsza pani choć zbliżona wiekiem (do pani doktor) traktuje ją jak - no, żeby nie przesadzić - (może) córkę. Na pewno darzyła ją ogromnym uznaniem i szacunkiem. Gertruda chciała być z kogoś dumna.
;-)
Co do całej Twojej wypowiedzi wszystko się zgadza i nie będę tego dogłebnie analizowac ale jedna rzecz razi tak, że muszę napisać ;) Gertruda jest o wiele starsza od Marii. Myślę, iż ma około 70 lat, może więcej. Maria w 4 serii jest dopiero po 50-tce. Może nie jest to aż tak widoczne ze względu na charakteryzację (Maria kobieta, która dopiero wyszła z obozu i matka gubernatora). Zakładam więc, że spokojnie mogłaby być jej matką.
Ależ prosimy analizować najdogłębniej jak się da! ;-)
Masz rację - zmyliła mnie charakteryzacja i nie wzięłam tego "na chłodno". Przyjrzę się temu dokładniej. Dzięki. ;-)
A który ojciec się wam najbardziej podobał? ;-)
Bo mi osobiście chyba Tadeusz Huk jako ojciec Bronka. Mieli interesujące, niejednoznaczne relacje, trudną przeszłość i wątek z oskarżeniem o kolaborację był chyba jednym z ciekawszych. Szkoda, że po trzecim sezonie nie tylko się nie pojawił, ale nawet słowem o nim nie wspomnieli.
No i oczywiście Krzysztof Globisz jako profesor Sajkowski, To jest aktor, który z każdej, nawet najbardziej błahej roli potrafi zrobić perełkę, a tu akurat miał co zagrać. Serce mi się ściskało, kiedy patrzyłam jak się miota coraz mniej rozumiejący i coraz bardziej obłąkany, ale jednocześnie na tyle świadomy by wciąż troszczyć się o los swoich dzieci.
Bardzo cenię Jana Englerta, ale ojciec Konarskich to taka typowa Englertowa rola, człowiek - pomnik, niczym nie zaskoczył.
Już bardziej podobał mi się Frycz jako tatulo Wandy, szkoda że tak szybko się urwał.
Z postaci epizodycznych - bauer u którego pracowała Helena, ponad wszystko kochał swoja córkę Gizelę i może dlatego tak łatwo było mu zrozumieć desperację matki Wandy?
Szkoda w sumie, że Janek był dokumentnie osierocony, bo fajnie byłoby poznać jakiś rodziców nie koniecznie wywodzących się z arystokracji, albo inteligencji ;-)
Chodziło za mną takie pytanie. :)
Spróbuję odnieść się do Twoich słów, a potem dodać coś od siebie. ;>
Wątek panów Woyciechowskich pokazał, że zawsze iskierka takiej miłości pozostanie. Ta akurat zapłonęła w czasie wojny. Bardzo mi się to podobało. Motyw wniósł do serialu troszkę świeżości i dreszczyku emocji. ;)
Leon, w ogóle małżeństwo Sajkowskich - zagrane popisowo! Zresztą nie ma co się dziwić: jedni z najlepszych aktorów w naszym kraju. Łezka w oku się kręciła, kiedy pojawiał się na ekranie. Początkowo z godnością (I sezon) starał się znosić to upokorzenie, później sprawa z Moslerem... Tak właśnie wojna zmienia ludzi. Grzech i skrucha. Pamiętasz scenę, kiedy Sajkowski chciał ukraść chleb pewnej dziewczynie?
Rozumiem, że scenarzyści chcieli pokazać, w co Niemcy wkręcali Żydów, ale ciężko mi było później bez Sajkowskich. :(
Ja również mam ogromny szacunek do Englerta i w tej roli mnie nie zawiódł. Pokazał, co umie, ale w takich rolach już go widzieliśmy. ;) Tak jak napisałaś
"ojciec Konarskich to taka typowa Englertowa rola, człowiek - pomnik, niczym nie zaskoczył."
Jednak bardzo podobały mi się jego spotkania z Marią. ;) Tutaj ogromny plus. :)
Tovarishch "Zawisza" - bosko! Urzekły mnie (jak wyżej) sceny z Heleną. Oj, czuli coś jeszcze do siebie. ;-) Żelazne poglądy przegrywały z miłością do niewidzianej dawno córki. Fajnie. Dobrze to rozegrali. Ach, no i oczywiście sceny z Magdą Cielecką. :) Świetnie. :))
Heinrich samotnie wychowywał córkę - JEDYNĄ córkę - i chyba domyślał się, co to znaczy "stracić" dziecko. Ponadto Ewa Wencel jest wiarygodna. :)
Może widziałaś film "Jutro idziemy do kina"? Tam przez dosłownie kilka sekund zobaczyliśmy dom (Antka Pawlickiego) "prostej" rodziny. ;) I zgadzam się z Tobą, że i tu (i tam ;> ) przydałoby się coś takiego. :)
Chciałabym zobaczyć część pewnej produkcji poświęconej życiu codziennemu każdej z grup społecznych przed wojną. :)
Ciekawi mnie jakim ojcem byłby ukochany Uwe. :) Myślę, że całkiem niezłym, bo roboty nie przynosiłby do domu.