Stephen Moyer odgrywający rolę Billa w True Blood ma w rzeczywistości dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa (nie licząc bliźniaków z Anną Paquin), zgadnijcie jak maja na imię? Otóż Bill i Lilac. Dodatkowo Moyer figuruje jako reżyser TB i takie moje zastanowienie czy to nie jego sprawka, że jego dzieci (mają ponad 10 lat) noszą imiona jak Bill i Lilith czy tak było w oryginale w książce? Z tego co mi się wydaje to w oryginale on się nie nazywa Bill tylko William...
Bill to w angielskim zdrobnienie imienia William. Tak jak w polskim np. Małgorzata i Gosia. Też dość inaczej brzmią.
Pełne imię i nazwisko naszego Billa to właśnie William Compton.
Według pewnych podań (z tradycji hebrajskiej/kabalistycznej jeśli dobrze pamiętam) Lilith to imię pierwszej żony Adama, którą przekabacił Szatan. Została demonem a potem Bóg stworzył Ewę. Z całą pewnością postać w serialu nie zawdzięcza imienia dziecku Moyera ;)
Ot taki zabawny zbieg okoliczności :D A niby według jakich podań znasz taką informacje?
tzn. myślałam, że to jakiś ambitniejszy tekst niż gogle (nie pisze tego jako obrazy) i się zaciekawiłam - a tu wyszłam na lenia :D
Nie o lenistwo mi chodziło, tylko to że można to było zweryfikować szybciej niż czekając na moją odpowiedź ;). Psów na Wiki bym nie wieszał bo artykuły są tam coraz bardziej przyzwoite a i jak przewiniesz w dół to przypisy znajdziesz ;).
Szatan nie przekabacił Lilith. Po prostu kobieta miała charakter i kiedy Bóg kazał jej być uległą mężczyźnie, to zwiała z Edenu :D Potem została pramatką wszystkich demonów :)
A tak na marginesie - gdzieś czytałam, że Adam i Lilith mieli córki, ale być może kogoś tylko poniosła literacka fantazja ;)
Ok, dzięki za sprostowanie. W momencie pisania robiłem to całkowicie z głowy, na podstawie tego co czytałem kilka lat temu.
nie tyle przekabacił ile nie chciała być podległa/uległa Adamowi, w kwestii seksu też ;) więc Bóg wygnał ją z Raju i stała się wampirem/demonem.
W książkach nie ma takiej postaci jak Lilith. W ogóle nie ma takiego idiotycznego pomysłu jak biblia wampirów.
A tego akurat nie wiedziałam (nie czytałam książek). Z tego co wiem, to producent zaadaptował książki kładąc nacisk na kwestie walki mniejszości o swoje prawa (sam jest zagorzałym zwolennikiem równych praw dla homoseksualistów - z oczywistych powodów) dlatego tyle tam różnych nacji/mniejszości (Tara walczy z rasizmem, Pam, lafayette są homoseksualistami, wampiry, wilkołaki, wróżki, zmienni itd. Pewnie dlatego tak odbiegli od książek, żeby zrealizować swoje priorytety, a szkoda - coraz bardziej się przekonuję, że wierne odwzorowanie byłoby ciekawsze :)
Z oczywistych powodów?
Ależ to nie trzeba odbiegać od książek, aby pokazać walkę mniejszości! W książkach oprócz wampirów, wilkołaków, wróżek czy zmiennokształtnych są jeszcze demony, elfy, społeczeństwo panterołaków bardzo ładnie nakreślone, tygrysołaki (w serialu się tylko pojawili i nic za tym nie szło), odcięci od swojego świata magiczni, którzy czują się uwięzieni i osamotnieni wśród ludzi, pokazane jest jak ciężko jest ludziom jest przyjąć do wiadomości, że istnieją zmiennokształtni (SPOILER po ujawnieniu się bar Sama został zaatakowany przez ludzi KONIEC SPOILERA). Jest pokazane, że nawet Sophie-Ann, królowa Luizjany wolała kobiety i była z Hadley (jakby ktoś nie pamiętał - kuzynka Sookie, która opuściła swojego synka Huntera, aby być wampirem). Naprawdę, problemy mniejszości są ukazane w książkach. Jest ich tam tak pełno, że można by zaryzykować stwierdzenie, że w BT i okolicach mniejszością są ludzie.
Może właśnie dlatego producent wybrał te książkę? Nie musiał tam wiele swojej ideologii dorabiać :)
oglądając serial mam wrażenie że z książek zostały tylko imiona ;P Ale i tak jest ciekawie, jaki byłby sens oglądania serialu jeśli wiadome byłoby co się stanie bo przeczytałeś w książce ;)
W zasadzie to trochę w tym racji, co widać na przykładzie gry o tron. Praktycznie wierne odwzorowanie książek powoduje, że osoba oglądająca jedynie serial chcąc nie chcąc wszędzie w internecie natyka się na niechciane spoilery - bo jakiś gimbus nie wytrzymał i z wrażenia, że przeczytał coś w swoim życiu musi wszystkim o tym powiedzieć... A tu można gdybać :)
Wiesz ja nie mam nic przeciwko zmianom w stosunku do książkach. Tylko jeśli mi serwują gówno to ja tego nie chce. Bardzo mnie cieszyło to, że w pierwszych odcinkach Lafayette przeżył, był barwny, śmieszny, charakterny, po prostu cudowny. To co zrobili z nim ostatnio i ogólne odsunięcie go do roli tła wyszło na minus. Arlene mi się bardzo podoba w serialu, postać jak i aktorka są świetne za to w książce robi za tło (nie czytałam 13 tomu, więc nie wiem co tam Harris z nią wyczynia).
Książkowy Eric jest zdecydowanie lepszy, ale za to serialowa Pam (pomijając pewne momenty) mi się bardziej podoba.
Dlaczego idiotycznego? Akurat ten pomysl autorow serialu byl calkiem dobry, a na pewno o wiele lepszy od wciaz walkowanego tematu trojkata Bill-Sookie-Eric. Nieco naiwne i naciagane bywaja tam watki wrozek, ale coz zrobic, taka konwencja.
Nie no, błagam. Od tego całego "Praise Lilith" dostałam wysypki. Aktorka ciągle latająca na golasa, najczęściej umazana krwią oraz bardzo charakterystyczne dla niej owłosienie. Zwierzchnictwo też było nieudane. Wolałam wampiry wyższego szczebla z książek i ich spotkanie w hotelu Zdecydowanie bardziej wolę królów i królowe oraz szeryfów strefy niż ośmioro nawiedzonych religijnie debili.
Sookie w książkach jest osobą w centrum (w końcu narratorka), serial kuleje, gdy jest spychana na bok z jakimś głupim wątkiem. Szczerze powiedziawszy wolę życie miłosne Sookie jak inne idiotyczne pomysły. Poza tym nie wiem czemu się uparli na trójkąt. W bazie miała więcej partnerów... Ech, grafomaństwo Harris zdecydowanie lepsze jak scenariusz.