Dziecko nie wiedziało, że matka jej przyszłej macochy to krwiożercza, zachłanna na pieniądze bestia i do tego wiedźma ^^ Mała Śnieżka może trochę przesłodzona, ale jak to mała dziewczynka.
Na moje jeszcze zobaczymy, jak Regina wykańcza swoją matkę... albo druga opcja (aby przedłużyć serię jak się tylko da), że matka pojawi się w milionowym odcinku, aby pomóc Reginie, kiedy ta już będzie prawie przegrana w tym wszystkim. Możliwości jest sporo ;p
No właśnie, ja mam wrażenie, że Regina nie zabiła swojej matki i że albo załatwił ją ktoś inny, albo ta nadal żyje i jeszcze się pojawi. Bo jeśli założyć, że prawdziwym celem jej nienawiści jest matka, to tylko konfrontacja z nią może ją z tego wyleczyć. Zabicie czy zniszczenie Śnieżki nie załatwi sprawy, z kolei, gdyby już zdążyła odegrać się na matce, nie miałaby powodu, by nadal ścigać Śnieżkę. Myślę, że na koniec Regina uświadomi sobie, kto tak naprawdę zawinił, i albo dopełni zemsty, albo wybaczy.
"A na domiar złego ciężko kibicować parze Regina - Daniel, bo brak jakieś chemii. Te pocałunki był śmieszne - niby miały pokazać ich miłość a wyglądały jedynie śmieszni."
Dokładnie. I mogli wymyślić coś mniej cliché - bogata dziedziczka i ubogi służący, będący ostatnią osobą, jaką matka-tyranka chciałaby mieć za zięcia. Daniel na pewno był dla Reginy szansą na ucieczkę ze złotej klatki, ale czy jednocześnie miłością jej życia? Ja tam nic takiego nie widziałam.
"No właśnie, ja mam wrażenie, że Regina nie zabiła swojej matki i że albo załatwił ją ktoś inny, albo ta nadal żyje i jeszcze się pojawi."
...albo się okaże że to Krolowa Kier.
Ja mam tylko nadzieje, że nie zniszczą tego tematu. Motyw przelania swojej nienawiści z wyrachowanej matki na głupie dziecko byłby świetny! Co by się stało gdyby jej matka się pojawiła? Czy Regina umiałaby się jej postawić teraz i jak to wpłynęłoby na jej obsesje zemsty? Utrata miłości, brak szansy na szczęście, skazanie na mieszkanie w zamku z którego nie może uciec, wieczna samotność i olewanie przez męża (w końcu królowi zależało tylko na tym by nikt jej nie miał a interesował się tylko swoją córką)- to może zmienić na zawsze.
Po tym odcinku przechodzę na team Regina..Szkoda Daniela ;( Mała Śnieżka, była jeszcze bardziej denerwująca niż dorosła wersja, w dodatku była po prostu głupia. I co z tego, że chciała dobrze, powinna mieć więcej oleju w głowie...
Nie wydaje mi się, żeby była głupia, główny wpływ miało tu raczej środowisko, w którym dorastała (świat baśni, wieczny happy end).
Ona nie chciała dobrze. Skoro cierpiała na skrupulatne sumienie (co jest stwierdzoną chorobą psychiczną) trzeba było pójść do Reginy i powtórzyć jej to co mamusia o niej mówiła jak nie chce jej stracić. W końcu to Reginie obiecywała. Porządziła się gówniara sama bez jakichkolwiek konsultacji czy wyrzutów sumienia. Myślała, że wszystko jej wolno. Podsłuchiwała i wydawała osądy a jej egzaltacja to już dodatek do bycia debilką.
Widzę, że wiele osób myśli podobnie jak ja ;) Naprawdę się wkurzyłam po tym co Snow wykręciła, i jeszcze to końcowe stwierdzenie, teraz zostaniesz moją mamusią! Dzieci się nie bije, ale ja miałam dużą ochotę jej wtedy coś zrobić...
Najgorsze jest to, że ta aktoreczka wkurzała mnie już gdzie indziej (czyt. "Bracia") a teraz to normalnie myślę o niej to samo co Regina. Na tą nalaną gębę to już patrzeć nie mogę. Nawet jak na dziecko jest strasznie tłusta i taka wkurzająca...
Tłusta? Serio? Nic lepszego nie dało się wymyślić? Ech, szkoda słów...
Co do odcinka. Dobry. Szału nie ma, ale naprawdę dobry. W sumie nie było takiego zaskoczenia, jak nieraz przy wcześniejszych. Wiadomo było, że Śnieżka wypaplało coś, co zniszczyło życie Reginie i że przez nią nie zaznała szczęścia w miłości (mówiła o tym psiapsiule), każdy się zastanawiał, co dokładnie się stało - no to teraz wiemy. Wiadomo też było, że Kathrina żyje - ja przynajmniej, jak wiele osób tutaj, wątpliwości nie miałam - no i się potwierdziło. W poprzednim odcinku wyszła na jaw współpraca z Goldem - teraz ją pokazano. Czyli odcinek przedstawiał rzeczy, które już były zapowiedziane, wyjaśniał kwestie wcześniej ledwo poruszone, ale nie wprowadzał nic nowego.
Mnie też trudno byłoby wybaczyć Śnieżce, ale tak naprawdę nic złego nie zrobiła. Chociaż jak widać większość osób utożsamia się ze złą wiedźmą, a nie niewinną, nazbyt ufną dziewczynką. Ciekawe. :D
Świetny dobór aktorki na małą Śnieżkę - bardzo nie lubię, jak dają kogoś zupełnie nie podobnego i każą wierzyć, że to ta sama osoba.
Na koniec kwestia serca. Sądzicie, że może być prawdziwe? Regina lubi trzymać serca żywych osób w szkatułkach. Może to powtórka z rozrywki? Regina wysłała kogoś, (np. Golda?), by zabił dziewczynę, ten na dowód przyniósł jej serce... Chociaż powinna się nauczyć, by samej sprawdzić wszystko. Tylko dlaczego pozwoliła K. zostać żywą? Wydaje się bezużyteczna. Gdyby R. naprawdę miała jej serce, miałaby kontrolę, tylko po co jej K.?
Chyba że miał to być tylko sposób, by Margaret wyjechała z miasta (o czym wspomniał Gold) i zginęła, a Regina miała mieć wciąż czyste ręce. ("Ojej, jaka pomyłka, a jednak to serce wykradzione z uniwersytetu medycznego przez studenta, tak dla żartu... Straszny wypadek? Mary nie żyje? Oh, cóż za tragedia!")
Myślę, że serce było przypadkowe, a wyniki DNA sfałszowane.
Mnie ciekawi, kto był odpowiedzialny za zaginięcie Kathryn. Czy ktoś w ogóle się do tego przyczynił, czy też coś złego jej się przytrafiło, bo próbowała opuścić miasto. Właśnie nie pamiętam, czy kiedy Gold z Reginą zawierali swój deal, była mowa o tym, żeby pozbyć się Kathryn, czy też umowa była zawarta już po jej zaginięciu.
Powód, dla którego Regina nienawidzi Śnieżki, dla mnie, śmieszny. A ta jej cała przemiana z dobrej w złą przebiegła zbyt szybko, przez co była mało realistyczna. Kto jest w stanie się tak radykalnie zmienić w przeciągu kilku chwil?
Każda kobieta raz na miesiąc? ;)
Bardzo traumatyczne wydarzenia potrafią mieć wielki wpływ, a śmierć ukochanego z pewnością takim wydarzeniem jest. Może to zabrzmi banalnie, ale część niej umarła razem z nim, miała w sobie wielki żal, gniew, nie była w stanie przeciwstawić się matce, którą pewnie też na swój sposób kochała, więc przelała złość na Śnieżkę. Kiedy dowiedziała się, że ta dziewczynka zaprzepaściła jej szanse na miłość i szczęście, to było to. Podobało mi się, jak została zagrane przez aktorkę przemiana.
Umowa była zawarta przed zaginięciem K.
Swoją drogą dobry przykład determinizmu. Dziewczyna, która starała się nie być taką, jak jej matka, i tak ulega przekazywanym jej od dnia narodzin wzorcom. Chociaż próbowałą pokonać w sobie niechciane cechy (bo zapewne takowe już wcześniej miała, podobieństwo do rodzicielki mogło przejawiać się w tym, że rozumiała jej sposób myślenia i tak jak ona, nie miała w sobie pokory, chciała mieć kontrolę oraz była egoistyczna - była zła o odebranie jej szczęścia przynajmniej równie mocno, jak smutna po śmierci ukochanego, o ile nie bardziej), bezkompromisowe działania matki i jej nauki w końcu ją zdominowały. Śmierć chłopaka stanowił koniec szansy na życie w miłości, koniec ideałów o prostym życiu, bez pieniędzy, ale z kimś bliskim. Wyśniona wizja przepadła, pozostawiając złość i rozgoryczenie, które uwalniły w niej odbicie matki. Nie pozostało już nic, prócz możliwości władzy i zemsty. Takie uczucia łatwiej ulokować w kimś, od kogo jest się silniejszym. Matka miała swój plan i nie zrezygnowałaby z niego, ale Regina i tak mogła jeszcze uciec - gdyby nie Śnieżka. Jej słowo przekreśliło wszystko. Oczywiście, to nie Śnieżka chciała zmusić Reginę do ślubu z królem i nie ona zabiła, ale racjonalizm przegrywa z silmymi emocjami. Upodabnianie się do rodziców, przenoszenie złości na nich na inne osoby - to najczęściej spotykane zjawiska w psyhologii! Podoba mi się motyw narodzin zła, stanowiący opozycję do czarno-białego sposobu ukazywania świata w bajkach, w którym zło i dobro zdają się być cechami wrodzonymi, jednoznacznie określającymi bohaterów.
Oczywiście złość, rozgoryczenie, rozpacz są jak najbardziej na miejscu po stracie ukochanej osoby. Ale to są uczucia.
Mnie chodziło o to, że Regina stała się zupełnie inną osobą w przeciągu kilku chwil, zupełnie zmienił jej się charakter. I to mnie nie przekonuje. Poznajemy ją jako dobrą, empatyczną dziewczynę, która kocha życie, jest bezinteresowna, zdolna do poświęceń. A potem rach ciach i staje się złą wiedźmą, która jest gotowa zniszczyć wszystkich i wszystko na swojej drodze, żeby tylko się zemścić. Ja po prostu tego nie kupuję. Poza tym nie wierzę w determinizm tylko w wolną wolę, więc jeżeli to chcieli ukazać twórcy serialu w historii Reginy, to tym bardziej jestem na nie .
No ale z drugiej strony serial ma swoje ograniczenia i trudno wszystko realistycznie odtworzyć w przeciągu 40 minut.
Zgadzam się, że mała Śnieżka była świetna. Gra Lany, akurat w tym odcinku, mnie nie przekonała.
Determinizm istnieje, tak samo, jak wolna wola, tak samo, jak hormony, tak samo, jak jeszcze wiele innych rzeczy, decydujących o tym, jak ludzie postępują. W każdym razie przypadki upodobniania się do rodziców są częste i znane, to nie znaczy, że ciąży nad nami fatum i nie mamy wyboru - ale że czasem trudno nie przejąć nawyków itd.
W tym odc. nie było pokazane czy Regina była dobra i bezinteresowana, a jedynie, że była miła i nie lubiła, jak małe dziewczynki ponoszą konie. Poza tym nie przedstawiła swojego całego charakteru, tak samo, jak po przemianie nie koniecznie była gotowa zniszczyć wszystko, a jedynie Śnieżkę. Pewnie trochę trwało, zanim stała się tą Złą Królową, jaką znamy.
Oczywiście całego charakteru nie mogła pokazać, bo odcinek miał tylko 40 min.
To że pospieszyła dziewczynce na ratunek świadczy o czymś więcej niż tylko o tym, że nie lubiła jak konie ponoszą.
Zmiana jaka w niej zaszła była diametralna i nierealistyczna, nikt w rzeczywistości tak szybko się nie zmienia. Tak ja to widzę.
Zawsze mi się wydawało, że teoria filozoficzna zwana determinizmem wyklucza istnienie tzw. wolnej woli. Ale na pewno zaraz się okaże, że się mylę.
Nie mylisz się, mój błąd, nie sprecyzowałam. Właściwie nie chodziło mi o powszechny w młodej Polsce pogląd, a o zjawisko determinowania przez rodzinę, wychowanie, środowisko. Do mnie też nie przemawiają tak radykalne postawy, dzięki za zwrócenie uwagi. :D
Zmiana była pokazana tak, by było jasne, co było jej przyczyną, może pewne przejaskrawienie jest elementem bajkowości - w końcu wydarzenie z baśni. Uważam, że przemiana była wiarygodna, a jakie powinno być tempo przebiegu? Szczerze mówiąc nie wiem, nigdy nie widziałam narodzin zła. ;) Ale u młodej, wrażliwej osoby, świat może się bardzo gwałtownie zmienić - to wiem.
"Chociaż jak widać większość osób utożsamia się ze złą wiedźmą, a nie niewinną, nazbyt ufną dziewczynką. Ciekawe. :D"
Moją uwagę też zwróciło to zjawisko ;)
Swoją drogą w Twoich postach pojawiają się bardzo ciekawe i trafne spostrzeżenia :)
Jaka egzaltacja? Dzieci zwykle przeżywają intensywniej (biorą rzeczy bardziej poważnie) i intensywniej to okazują. Jakie podsłuchiwanie? Tylko zobaczyła coś, czego nie powinna, zupełnie przypadkiem. Jakie osądy? Kiedy niby? Nie ma to, jak porządna nadinterpretacja. Jej błąd, to że dała się zmanipulować, że była młoda i nie znała wcześniej fałszu i dwulicowości, była zwyczajnie ufna dla miłych ludzi. Jedyną złą rzeczą, jaką zrobiła, było złamanie obietnicy. Miała powody, by sądzić, że postępuje słusznie (uważał utratę mamy za najgorszą rzecz, wychowali ją dobrzy ludzie, była młoda, więc i ufna), ale nie powinna łamać danego słowa, nigdy. Zgadzam się, że powinna iść do Reginy i z nią pomówić (czym pewnie i tak by doprowadziła do niej matkę). Większość opinii na jej temat nie ma za grosz obiektywizmu, a jedynie pokazuje niechęć do pozbawionej charaktery Mary Margaret.