No niezłe zaskoczenie. Jak dla mnie najlepszy odcinek do tej pory. Obstawiałem Paula jako TRUE detektywa, ale jak widać się pomyliłem. Zresztą moim zdaniem prawdziwym detektywem nie jest też Ray i Antygona. Prawdziwy detektyw wie o sprawie już prawie wszystko i robi rozpierduchę :)
dla mnie słabszy niż poprzedni, chodź mega się przekonałem do Franka i Osip też bardzo pasuje na gangsterka
Frank daje radę. Zawsze w niego wierzyłam, choć i momenty zwątpienia były, nie powiem. Tak czy siak Vince się polepszył.
Vince kradnie każdą scenę, w której się pojawia, bo każda z tych scen jest rozpisana pod niego. Chyba że jego żonka albo partnerzy w gangsterskich biznesach mieliby być bardziej wyraziści od niego ;P Kiedy rozmawia z Velcoro, to już raczej jest pół na pół, chociaż trochę na korzyść Franka, bo to jego lokale i to on jest szefem.
Ten sezon ruszał powoli, ale to co się stało w S02E07 to jest dla mnie czyste arcydzieło.
Odcinek tak genialny, że naprawił wszystkie błędy do tej pory a aktorstwo głównej czwórki (Detectives + Frank) było tak fenomenalne, jak Rusta w scenie ucieczki przez slumsy w jednym ujęciu w S01.
Jak dla mnie, bajka. Nie uwierzę nikomu, kto powie, że przewidział wszystko co się stało. ode mnie brawa na stojąco dla Nic Pizzolatto za ten scenariusz!
Pierwszy odcinek, w trakcie którego nie miałem ochoty przewijać żadnej rozmowy ;] Ale tak na chłodno już, parenaście godzin po obejrzeniu, bardziej należy się bura, aniżeli brawa na stojąco, bo nagle się okazało, że nie trzeba wypychać odcinka rozmowami Franka z jego żonką i wieloma innymi niewiele wnoszącymi i rozciągniętymi do granic możliwości rzeczami. Osiem odcinków i przynajmniej połowa do zapomnienia.
Co racja to racja. Można było bardziej zagęścić akcję w poprzednich odcinkach, ale chyba już taka natura Detektywa. Najpierw powoli, ospale, a potem JEB!
Zdecydowanie słabszy odcinek od poprzedniego i to pomimo tego, że w końcu historia Franka nabrała jakiegoś tempa. Dalej uważam, że Vince Vaughn jest tragiczny w tej roli, ale przynajmniej tym razem miał coś do roboty zamiast prowadzenia rozmów z żoną o tym, że może jednak chce dziecka z adopcji czy też nie, bo coś tam. Puste groźby rzucane we wcześniejszych epizodach w końcu zamieniły się w ich egzekwowanie. Ładnie załatwił sprzedawczyka i ładnie zbudował grunt pod następny odcinek podpalając kluby należące do Ruska. Na plus bym jeszcze zaliczył rozmowę z uwolnioną dziwką, bo fajnie jak pokazują postać, która niby miała źle, ale sama się na to pisała i jej to pasowało. To takie lekkie odejście od schematów, więc plusik zasłużony.
Cała reszta odcinka to dla mnie po prostu chaotyczne bzdury. Może tylko ja tak mam, ale kompletnie nie rozumiem co się dzieje w tym śledztwie które prowadzą. Jak zaczęli podsumowywać wszystko w pokoju motelowym, co powinno być dla mnie jako widza wyjaśnieniem „kto, jak i dlaczego” to całkowicie się pogubiłem. Rzucali jakimiś nazwiskami, jakimiś informacjami, to diamenty, to dziwki, to zabójstwo Caspera, a ja siedziałem machając na to ręką, bo i tak już za późno, żebym ogarnął o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było przy samej końcówce, gdzie Taylor Kitsch spotkał niby jakieś znane twarze, a tak naprawdę byli to bohaterowie czwartoplanowi, którzy może raz czy dwa mignęli na ekranie przez cały sezon.
I to jest dla mnie największa bolączka tego sezonu (pomijając już nudnych bohaterów z wyjątkiem Farrela). Śledztwo jest nudne i zagmatwane. W pierwszym sezonie nie wszystko było podane na tacy, ale umiejętnie napisane dialogi i niewielka, ale wystarczająca liczba bohaterów pozwalały na całkowite zrozumienie historii. Jak pojawiło się wyjaśnienie kim jest Yellow King to z miejsca go skojarzyłem, a tutaj jak ktoś zabija Taylora Kitscha to zmuszony jestem iść na wikipedie, aby dowiedzieć się kto to w ogóle jest. I można mi zarzucić, że pewnie nie oglądam uważnie i to moja wina, ale kurcze, tak samo oglądałem pierwszy sezon i go rozumiałem i tak samo oglądam inne seriale i jestem w stanie je zrozumieć, a tutaj jest taki natłok i chaos, że po prostu wymiękam. Każdy z głównych bohaterów ma otaczające ich postaci drugo i trzecieplanowe, a oprócz tego jest jeszcze cała masa bohaterów czwartoplanowych, którzy mignęli raz czy dwa na ekranie i ich rola się kończyła. Dlatego właśnie lubię w tym epizodzie historie Franka, bo ludzie z którymi musiał się zmagać są mi znani. Jego przydupas i Ruski pojawili się w pierwszym epizodzie i później konsekwentnie mogłem śledzić ich poczynania aż do tego odcinka, dlatego jestem w stanie się wczuć w klimat i zrozumieć dlaczego i na kim Frank musi się mścić. Podstawą dobrego scenariusza w serialu jest to, aby widz wiedział dlaczego bohaterowie robią to co robią, a True Detective Season 2 komplikuje nawet najprostsze rzeczy nie wiadomo po co. To nie jest dzieło sztuki wytrawnego holenderskiego filmowca, który czerpie garściami z armeńskiego kina, przez co wszystkie udziwnienia miałyby jakiś ukryty sens i drugie i nawet trzecie dno. To jest serial dla mas i nic więcej. Pierwsza sezon, który ubóstwiam i uważam, że to jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek przyszło mi obejrzeć podniósł wysoko poprzeczkę na tle innych seriali nie dlatego, że był skomplikowany, a dlatego, że wszystko w nim grało idealnie – historia, bohaterowie, wykonanie. W drugim sezonie tylko wykonanie i Colin Farrell trzymają poziom, reszta jest albo średnia, albo słaba.
Zgadzam się z Tobą. Niestety w tym sezonie pojawiło się zbyt dużo bohaterów dalszoplanowych, co powoduje, że historia wydaje się zagmatwana i niejasna. Zdarzyło mi się już kila razy pogubić, ponieważ bohaterowie rzucili jakimś nieznanym nazwiskiem kolesia, który przewinął się w sezonie góra dwa razy, a potem okazało się, że jego osoba ma wielki udział w całej aferze. A ja siedzę i myślę "co jest, kurde, kto, jak i gdzie?". To zdecydowanie na minus. Za dużo postaci epizodycznych, może się pomieszać od samych nazwisk, za dużo dziwnych wątków wyskakujących w trakcie odcinka jak tancerka z tortu, wątków, które jak się okazuje zmieniają bieg historii, śledztwo zawraca i od nowa.
Ja też nie miałam problemu z ogarnięciem jedynki. Jak dla mnie tutaj im coś nie wyszło.
to jest całkiem zabawne- w 1 sezonie duża część oglądających narzekała, że zero zagadki kryminalnej, w stylu - "jak oni to mogą nazywać kryminałem ?! gadanie cały czas o pseudofilozofii" . Teraz jak intryga jest na wyższym poziomie to narzekania drugiej strony - "tak skomplikowane ze muszę w notesie zapisywać!" ;)
Twórcy założyli sobie taka formułę, w której każdy sezon będzie inny, to juz bylo nie raz powtarzane i jasne- a tu lecą boje na forach, ze ten sezon nie kontynuuje założeń wcześniejszego...
Nie przeszkadza mi to, że założyli sobie, że każdy sezon będzie inny, tylko to, że jest on po prostu słaby. Mogą sobie robić akcje w okolicach Los Angeles i bawić się w nielegalne handlowanie ziemią o ile podadzą to w interesujący sposób z wykorzystaniem ciekawych bohaterów. A tego w mojej ocenie nie udało im się osiągnąć i to jest główny problem.
Wiesz, to już zależy od widza i jego gustu czy też oczekiwań.
Nie wiem, ja tam żadnych bojów nie prowadzę. Nie oczekiwałam, że drugi sezon będzie kontynuował jakiekolwiek założenia z poprzedniego, miałam jedynie nadzieję, że poziom - bez względu na historię - utrzyma się na dość wysokim poziomie. I nie chodzi tu o sposób, w jaki prowadzony jest drugi sezon: że nie ma filozoficznych monologów, że miejsce jest inne, że historia jest bardziej przyziemna. Wcale mi to nie przeszkadza, ponieważ zamysł jest dobry, tylko z wykonaniem coś nie wyszło. No trudno. a czekam na ostatnio odcinek, bo może się okazać, że wpłynie on na całą moją opinię.
Niejaki Kevin Burris (wcielił się w niego James Frain), którego kojarzyłem głównie z 2 odcinka, kiedy był jedną z osób rozmawiających z Velcoro odnośnie tego co Ray ma robić w śledztwie.
Przełożony Raya. Był u niego w domu i kazał się wyprowadzić, po tym jak Velcoro zwolnił się z roboty.
Lepiej bym tego nie ujęła. A już myślałam, że tylko ja mam problemy z połapaniem sie o co chodzi.
A już myślałam że coś ze mną nie tak, że nie czaję o co chodzi xD I tak w pierwszym sezonie ogarniałam tropy, co gdzie jak i dlaczego, a tutaj tych faktów jest strasznie dużo i się zwyczajnie idzie pogubić.