Uwielbiam ich oboje, są fantastyczni. Kevin jest świetny jako Doug, jego postać budzi moją wielką sympatię - umówiłabym się na randkę z takim kolesiem. Z kolei Carrie bywa wredna, lecz to nic - nie dziwię się, żę puszczaja jej nerwy. W końcu jakbym miała Artura w domu, to bym chyba zamieniła się w Godzillę...