Czyli co, warto obejrzeć? Bo już się znudziłam 3. sezonem i ten powrót do rzeczywistości mnie też męczy. Nie nudziło Was?
A mnie się właśnie samo zakończenie nie podobało. Mam odczucie, że decyzja Eleanor została wymuszona przez decyzję Chidi'ego. A on z kolei zaskoczył mnie swoim egoizmem. Może mogli to jakoś lepiej pokazać? A wyszło tak jakoś... niezręcznie. Do tego sama koncepcja raju z furtką mi nie odpowiada. Mieliśmy z chłopakiem, po obejrzeniu ostatniego odcinka, kłótnię prawie "rozwodową", na temat tego czy to ma sens i czy chcielibyśmy z czegoś takiego skorzystać.
Nie wiemy ile tysięcy lat oni tam spędzili (biorąc pod uwagę, że Tahani zdążyła opanować do perfekcji tyle umiejętności - raczej sporo). W związku z tym mi ich decyzje wydawały się naturalne, po prostu wynikały z upływu czasu. Chociaż nie miałabym nic przeciwko gdyby serial zakończył się na scenie, kiedy Chidi i Eleanor siedzą na tarasie w oczekiwaniu na wspólną wieczność.
Tyle że wspólna wieczność w gruncie rzeczy brzmi jak tortura, której by się nie powstydził Shawn. Właśnie moim zdaniem serial wspaniale ukazał, że naszą śmiertelność możemy traktować jako wybawienie, tylko dzięki niej nasze czyny mają jakiekolwiek znaczenie.
Dokładnie, to, czym najbardziej zachwycili mnie twórcy serialu to takim dojrzałym podejściem do tematu starzenia się. Mimo, że wizualnie bohaterowie się już nie starzeli, to może faktycznie z biegiem latem życie staje się mniej fascynujące. Śmiertelność przypomina nam o tym, że warto cieszyć się życiem. Wydało mi się naturalne, że po takim upływie czasu bohaterowie chcieli "odpocząć" i moim zdaniem twórcy świetnie to pokazali. Inna kwestia jest też taka, że ich życie nie mogło się już bardziej "rozwinąć" na ziemi. Żadne z nich nie miało dzieci i młodszych pokoleń do obserwacji. Życie ziemskie pewnie coraz mniej i mniej ich interesowało.
Dla mnie decyzja Eleanor właśnie wynikała z decyzji Chidiego, ale w sposób naturalny - by ponownie potrafiła żyć sama i znaleźć w tym spokój. W przeciwieństwie do pozostałych z głównej czwórki, "samotność" była częścią/przyczyną jej problemów na Ziemi, a in the afterlife można liczyć generalnie jako czasy z Chidim u boku, więc nie miała kiedy się z tym zmierzyć w pełni.
Nie sądzę, że decyzja Eleanor wynikała z odejścia Chidiego. Nie był egoistą, chciał dla niej zostać, mimo, że był gotowy odejść. Ona koniec, końców mu na to pozwoliła. Poza tym od jego przejścia przed drzwi minęło znowu sporo czasu. Eleanor zrobiła przez ten czas jeszcze wiele rzeczy, pomogła Michaelowi i Mindi, po czym sama była gotowa przejść przez drzwi.
Twórcom udało się uniknąć sztampy. Fajnie to wymyślili. W ostatniej scenie świetlik leci i wraca na Ziemię. Coś, jak koło życia w pewnej znanej animacji.
Fajnie tez, że do końca 4-go sezonu trzymali poziom humoru i że w całym serialu nie stosowali typowych "sitcomowych" sztuczek*. Dzięki temu serial trzyma wysoki poziom.
*co niestety dotyka niektóre dobrze zapowiadające się seriale komediowe.
Moim zdaniem serial powinien się zakończyć jak przyleciał balon i mieli udać się do dobrego miejsca. Ich celem było właśnie to od samego początku. Nawet jak wiedzieli, że czeka ich złe miejsce, to byli dobrzy i to była ich nagroda - tak właśnie powiedziano im przed wejściem do balonu. Wizja tego, że dobre miejsce nie było idealne, że znowu napotkały ich przeciwności zaburza u mnie cały sens tego serialu. Przez te sezony pragnęli czegoś, co okazało się nie być doskonałe i każdy z nich opuścił to miejsce w nieznaną przestrzeń. Do końca miałam nadzieję, ze jednak 4 sezon okaże się kolejną próbą, czy eksperymentem.
Raczej nie w nieznane. W końcu przestawiali istnieć. Po tylu latach, tysiącach lat śmierć ostateczna jest prawdziwym wybawieniem.