Prawie o nim zapomniałam, ale w związku z natłokiem różnych osobistych problemów mam teraz aż za dużo wolnego czasu i wczoraj dorwałam pierwszy odcinek.
I dosłownie WSZYSTKO mi się podoba.
Fabuła na plus, tak samo dialogi, zdjęcia i soundtrack. Jedyną wadą dla mnie jest to, że już w pilocie ujawniono, że Wilkes był ojcem Zoe. Tak, wiem, tego można było się dowiedzieć już oglądając zapowiedzi, jednak i tak wydaje mi się, że mogli z tą informacją trochę poczekać. Tak samo zmiana podejścia do pracy głównej bohaterki mogła być nieco wolniejsza, nie chciałabym, żeby po trzech odcinkach babka, jakby nie patrzeć, z jajami nagle stała się matką miłosierdzia. A, że przemiana ściśle wiąże się z informacją o ojcu, to wrzucam te dwa mankamenty do jednego worka. No cóż, może odrobinę się czepiam, ale to ze strachu, że zrobią teraz z serialu jakieś mało ciekawe przygody wiejskiej lekarki i wszystkie odcinki będą powstawały według schematu, na jedno kopyto.
Póki co gdybanie odnośnie inwencji scenarzystów jednak odkładam na bok i naprawdę z niecierpliwością czekam na drugi odcinek. Jeżeli produkcji uda się utrzymać poziom, to będę miała nową miłość na miarę One Tree Hill, przy którym dorastałam, perełkę wyłowioną z natłoku nudnawych i wtórnych produkcji.