Często pojawiają się negatywne opinie o tej postaci. Powiedzcie mi, co wam w niej nie pasuje?
Uwaga na trochę spoilerów jak ktoś wszystkiego nie oglądał: po pierwsze zdecydowanie za dużo wokół niej się obraca, poprzedni towarzysze to byli towarzysze, jasne, że np. Rose pod koniec pierwszego sezonu stała się centrum wydarzeń, uratowała Doktora i wessała Time Vortex, Donna w odcinku Turn Left też była niezwykle ważną postacią, ale Amy z jej szczeliną w ścianie, przywracaniem Doktora do życia na ślubie, potem jako ganger, potem uwięziona, potem wyszło, że jej dziecko to River Song i tak dalej, jak dla mnie to przesada. Cholera, przypomnij sobie chociażby odcinki, gdzie jej teoretycznie nie było - raz plakat na ścianie (Amy reklamująca kosmetyki czy coś) i Doktor z łezką w oku, potem widział ich w sklepie a na końcu świątecznego odcinka oczywiście ich odwiedził - nie ma wytchnienia nawet jak teoretycznie powinno być. No i coś w jej charakterze mi nie gra, trudno mi powiedzieć co konkretnie więc nie będę analizował, ale potrafi być denerwująca.
Podobno aktorka grająca Amy zażyczyła sobie takiego zakończenia losów jej postaci, żeby już się nic nie dało dopisać, więc jak sądzę po ostatecznym rozstaniu z tą postacią więcej jej nie zobaczymy. Swoją drogą jak sobie wyobrażacie nową towarzyszkę? Moim zdaniem będzie to klasyczna "dama w opałach" :)
Ja mam nadzieję na ciekawą postać, gdzieś wydaje mi się, że czytałem, że będzie energiczna i wygadana, plus jako facet mogę śmiało napisać, że mi się podoba zdecydowanie bardziej niż poprzednie (szczególnie ładnie właśnie na zdjęciach z planu serialu wyszła). Fajnie jakby była indywidualistką, inteligentną, nieirytującą i prowadzącą fajne dialogi z Doktorem. No ale to już zobaczymy, jak na razie nie wiem o niej prawie nic, a jestem dobrej myśli.
Energiczna i wygadana może być, ale z tą inteligencją nie przesadzajmy. Towarzyszka doktora nie tyle co powinna być głupia, ale bez większej wiedzy. Doktor tłumacząc coś towarzyszce tłumaczy to nam, jeśli towarzyszka będzie wiedzieć o co chodzi to my nie. Gdyby na przykłąd towarzyszką była River obejrzyj odcinki z nią. Mówią coś między sobą niezrozumiale dla nas dopiero gdy Amy pyta coś w stylu ,,o co wam chodzi'' oni jej tłumaczą a my zaczynamy rozumieć.
W sensie, że Władczyni Czasu po użyciu Łuku Kameleona? Wątpię - ma być to ponoć postać zupełnie nowa, z nikim niezwiązana.
A ja chciałabym, żeby w nawiązaniu do poprzednich serii, w którymś odcinku Doktor podróżując w przyszłości po Wszechświecie natknął się na Jenny ;)
To byłoby super, ale Moffat na 100% nie będzie kontynuował zaczętych za RTD wątków. Jego sezony praktycznie cąłkowicie olewają poprzednie sezony (oprócz potworów/postaci z odcinków moffata)
Nie do końca, podobno miał zamiar zatrudnić Barrowmana przy 'A Good Man Goes To War', ale John pracował wtedy przy 4 serii Torchwood. Więc jest nadzieja, że może Jack wróci chociaż na jeden odcinek.
Jest samolubna i zarozumiała. I o mały włos nie zdradziła Rory'ego parę godzin przed ślubem.
Myślę, że głównie chodzi o to, co napisał bodzio080 - dziewczyna miała rano wychodzić za mąż, niby taka w Rory'm zakochana, a tu nagle pojawia się tajemniczy facet z niebieską budką (inna sprawa, że sama chętnie bym z nim poleciała >:D) i o, "przecież ślub dopiero rano". Jest zarozumiała, panoszy się, zachowuje się, jakby to ona była w centrum wszechświata, co niestety poniekąd okazało się prawdą, ale mimo wszystko, jest w niej coś denerwujacego.
Jestem kobietą :p
Amy zdarzało się również naprawdę źle traktować Rory'ego, nie doceniała go. Wyglądało to troszeczkę jak relacja Rose i Mickeya, tyle że Rose jednak była milsza w obyciu, dlatego to aż tak nie raziło. A Rory i Amy... toksyczny związek.
Przepraszam bardzo za pomyłkę... mam kolegę, na którego wołają Bodzio, to dlatego :D
Analogia Rory - Mickey jest mocno prawdziwa, ale po pierwsze to, co napisałaś ;) - Rose była milsza w obyciu, a po drugie Mickey w końcu przestał być popychadłem i zaczął swoje życie jako bohater w równoległym Wszechświecie.
Poza tym Rose nie była narzeczoną Mickiego. Co prawda trzymała go trochę na haku, ale ona nie chciała go zdradzać z Doktorem. Po prostu zakochała się w Doktorze, a Amy chyba po prostu chciała się zabawić.
swoją drogą Amy jest troche podobna do Rose w tym że dobrze rozumuje co jest przydatne doctorowi.
No ale to tak tylko troszeczke.
Przede wszystkim- tej postaci brakuje osobowości, co sprawia, że człowiek nie może zżyć się z ta postacią i jej zrozumieć. Generalnie jej poczynania sa bardzo dziwne i słabo umotywowane.
SPOILERY!!!
Na przykład dlaczego uciekła przed ślubem, dlaczego chciała przelecieć doktora (który był jej przyjacielem z dzieciństwa). Dziwne jest to, że cały czas podróżuje z Doktorem mimo tego iż praktycznie każda przygoda jest bardzo mroczna, straszna. To co przeżyła w żaden sposób nie odbija się na tej postaci, dalej chce podróżować z Doktorem i nawet nie ma chwili wątpliwości, a wszystko to traktuje tak lekko (co tam, że go goniły mnie anioły w strasznym lesie, czy przeżyłam koniec świata, a mój mąż/narzeczony umiera przy każdej okazji). Trochę przez to ta postać wydaje sie sztuczna. choć i tak i jest ona lepiej zarysowana od Rorego, który praktycznie żadnej osobowości nie ma.
Polemizowałbym z ostatnim zdaniem. Rory miał osobowość - totalnego pantoflarza :)
Pod postem joker718 podpisuję się wszystkimi kończynami, co za dużo to niezdrowo. Plus nie podoba mi się gra aktorska szanownej pani? panny? Gra tak jakby miała nabotoksowaną twarz, co jest niemożliwe chyba, bo jeszcze młoda. Co do charakteru postaci to też jakiś taki sztuczny, faktycznie jakby się zastanowić co przeżyła to powinno znaleźć jakieś odbicie w jej reakcjach, podejściu do spraw a tu nic, jakby dopiero wlazła do TARDIS i przezywała pierwszą przygodę. Już najmniej się czepiam, że jeździ po narzeczonym/mężu jak po łysej kobyle i w przeddzień ślubu pakuje manatki i ucieka z kosmitą a potem się do niego dobiera. Taka nieidealna postać byłaby prawdziwym ożywieniem po prawie świętej Rose, ale jak napisałam powyżej - przedawkowanie i niedopracowanie postaci pospołu z kiepska grą aktorską sprawiło że jest to w mojej subiektywnej ocenie najgorsza towarzyszka biorąc pod uwagę zarówno serie klasyczna jak i nową.
Co do nowej towarzyszki mam nadzieję, że to bedzie raczej w stylu Donny nie Rose czy brońcie bogowie Amy.
Naprawdę lubisz jak aktorzy przy każdej emocji maksymalnie wykrzywiają twarz? Przecież to nie jest naturalne, w życiu nikt tak nie robi - mnie taka egzaltacja na ekranie tylko irytuje (chyba że to komedia i postać ma być zabawna). Dla mnie jej gra jest wiarygodna.
Dobry aktor nie musi sztucznie się krzywić by oddać całe spektrum emocji. A Karen Gillian według moich standardów oceny dobrą aktorką nie jest. A taki na przykład Arthur Darvill bije ja na łeb, choć przecież nie wykrzywia się jak ostatni kretyn a potrafi zagrać każdą emocję wiarygodnie. Zaprawdę powiadam, wiadomość o likwidacji Amy była jedna z najradośniejszych dla mnie od dłuższego czasu jeśli chodzi o seriale. Naturalnie nie wszyscy muszą podzielać moje zdanie, z tego co się orientuję to Karen ma też swoich fanów i aczkolwiek dziwi mnie to niepomiernie, to cóż, wolno im ją wielbić tak jak mnie krytykować i omijać wzrokiem jej postać na ekranie celem nie psucia sobie rozrywki.
a ja ją lubię, jest moją ulubioną towarzyszką Doctora (zaraz po Rose), tak ogólnie to wszystkie jego towarzyszki lubiłam
Amy szczerze kojarzy mi się z Rose pod koniec drugiego sezonu. Rose pod koniec drugiego sezonu też była irytująca, była taka "Ha, znam Doktora, podskoczycie?", zbyt pewna siebie, co to nie ona i w sumie cieszyłam się, że odeszła i wcale nie cieszyłam się z jej powrotu w czwartym sezonie. Ale miało być o Amy.
1) Gra aktorska Karen Gillan - na poziomie zerowym. Jest kiepską aktorką, chyba jej jedyna mina to "O_O" i na tym koniec. Strasznie mnie to irytuje. Zero emocji, albo jak już są, to wtedy, kiedy nie trzeba (np. za bardzo panikuje, czy za bardzo się unosi). Jedynym odcinkiem, w którym mi się podobała, był "Flesh and Stone" - tu zagrała dobrze, a i sama postać zaczęła się wykazywać zdrowym rozsądkiem. Szkoda, że na jeden odcinek. Jej gra aktorska bardzo mi przypomina grę aktorską Eve Myles z Torchwood.
2) Nie wiem, jaka część tutaj wypowiadających się zna/ogląda recenzje Douga Walkera, znanego jako Nostalgia Critic. Jeśli są tacy, to będzie mi łatwiej, jeśli nie, to jakoś spróbuję wyjaśnić, o co mi chodzi. Kiedyś Doug robił listę "Dam w opresji" ("Damsels in distress"), czyli żeńskich bohaterek, które nie umieją sobie z niczym poradzić i w zasadzie są tylko tłem dla głównego bohatera, są potrzebne po to, aby główny bohater się wykazał. Tak jest właśnie z Amy - praktycznie prawie każdy odcinek kręci się wokół niej i w prawie każdym trzeba ją ratować, co jest irytujące.
3) Spycha Doktora niejako na dalszy plan. Nagle okazuje się, że Amy jest najważniejsza, bo to, bo tamto. Robi się to męczące, w końcu oglądam serial o Doktorze, a nie o jego towarzyszach.
4) SPOILERY! Jej zachowanie momentami mnie dobija, jest kompletnie irracjonalne. Chciała przelecieć Doktora, jakieś tajemnice przed Rorym, najpierw mówi Doktorowi o ciąży, zamiast własnemu mężowi (srly, normalnie aż mi szkoda Rory'ego, nie zasługuje na nią). Dziewczynka grająca małą Amy gra ją znacznie lepiej, ale też zachowuje się irracjonalnie, na co zwraca uwagę sam Doktor - gada z nieznajomym facetem chociażby. Też często zachowuje się nie tak, jak powinna, jakby zupełnie strata rodziców, Rory'ego, czy dziecka jej nie obchodziła. To również drażni.
Dlatego bardzo się cieszę, że Amy odchodzi, tęsknić nie będę.
Hm, Gillan nie jest jakąś świetną aktorką, ale od razu totalnym beztalenciem typu Eve Myles? Moim zdaniem aż tak marna nie jest :)
Jeszcze uwaga: "Damsel in distress" polega jeszcze na czymś odrobinkę innym, niż tylko bycie tłem dla głównego bohatera. Ogólnie jest to termin zazwyczaj pasujący do żeńskich postaci branych ciągle na zakładnika, porywanych, więzionych, czy coś w tym stylu. Częściej, niż Amy. (Bo w sumie zakładnikiem była tylko raz) Stuprocentową "damą w opałach" w DW była natomiast Peri ze starych serii - niemal co odcinek ktoś ją porywał, albo groził Doktorowi, że ją zabije jeśli nie zrobi tego, czy tamtego :)
A moim zdaniem są na równi - ba, nawet bym powiedziała, że Eve Myles się wyrobiła, a Karen :/ Wiesz, podaję definicję za Nostalgia Critic - na yt jest ta jego lista, on na początku wyjaśnia, o co mu chodzi, ja mogłam natomiast coś pomieszać.
Mnie tam wszystko pasuje :) Zwłaszcza, że nie gra w nachalny sposób - nie przesadza z mimiką i gestami, jak to miało miejsce w grze Billy.
Ja tak średnio przepadam za Amy. Również ucieszyłem się, że w końcu zniknie z serialu - może właśnie dlatego, że co za dużo to nie zdrowo? Albo po prostu przyzwyczaiłem się do tego, że Doktor tracił swoje towarzyszki - a tutaj ciągną ich motyw ciągle i ciągle; przez co serial zaczyna się szybko nudzić.
Amy jest trochę taka nijaka, po prostu nudzi (dlatego sądzę, że ta postać pojawia się zbyt długo). Amy ma totalną obsesje na punkcie Doktora, nie podoba mi się też to, że wszystko kręci się wokół niej. Jestem ciekawy jak jej losy się potoczą na sam koniec. Szkoda mi tylko Rory'ego.
Co do nowej towarzyszki - mam nadzieję, że będzie to ktoś naprawdę świetny. A aktorka mi się podoba :)
Mi się wydaje, że problem nie leży tylko w Pond, ale w tym, że odcinki Doktora Who już nie mają takiej lekkości jak kiedyś, humor też już trochę inny, przynajmniej ja to tak odczuwam. Cały czas uwielbiam ten serial, ale wydaje mi się, że same przygody Doktora ciekawsze były przy poprzednich sezonach.
Sama Pond wydaje mi się postacią niedopracowaną... Nie przejmuje się, że traci dziecko, ucieka od faceta w przeddzień ślubu i zamiast się martwić to zupełnie o nim nie myśli niemal, potem się nagle wielka miłość pojawia, traktuje Doktora i swojego męża w taki sposób, że ja bym jej osobiście przyłożyła. W odcinku The Girl Who Waited już imo w ogóle przekraczała granice, nic na to nie poradzę, irytuje mnie jej wszędobylskość i znaczenie w każdej jednej historii Doktora - tylko ona ona i ona. Moffat lekko przesadza.
Zastanawia mnie też to odrzucenie starych serii, Doktor, który był załamany zupełnie stratą Rose, historii z Gallifrey etc.etc. już w 1 odcinku 5 serii wygląda, jakby w ogóle nic się nie stało jeszcze kilka dni wcześniej?...
Regeneracja go zmienia. Jedenasty nie ma już takiej, przepraszam za wyrażenie, emo-osobowości jak poprzednik, ale cały czas czuje wyrzuty sumienia w związku z byłymi towarzyszkami, co pokazuje w "Let's kill Hitler", gdy komputer pokazuje mu ich wizerunki. Odrzucenia starych serii natomiast nie ma, gdyż co i rusz mamy do nich nawiązania.
Jak ja się cieszę, że Doktor nie szlocha już za Rose! Ten wątek wyjątkowo mnie męczył, szczególnie w 3 i 4 sezonie, kiedy to Rose utknęła w równoległym wszechświecie, a Doktor z tego powodu potrafił się chamsko zachowywać w stosunku do Marthy (której nie lubię, a to właśnie przez to jej ciągłe "wzdychanie" do Doktora).
Za Amy również szczególnie nie przepadam (najbardziej irytowała na początku 5 sezonu), ale jakoś mi aż tak bardzo nie przeszkadza. Dobrze, że odchodzi, bo jej postać straciła już świeżość i ciekawość.
Liczę za to bardzo na nową towarzyszkę. Plotki mówią, ze nazywa się Clara Oswin i jednym z pierwszych tekstów, które powie do Doktor to: “Rescue me, boy, and show me the stars.”. Ponoć Doktor i do niej będzie zwracał się po nazwisku :P Jedenasty tak to już chyba ma :P Podobno Clara świetnie zna się na komputerach, jest zadziorna i potrafi przegadać Doktora ^^ Może by świetna! :)
Jeśli o Clarę chodzi, to co chwila pojawiają się sprzeczne informacje - np takie, że będzie to postać z ery wiktoriańskiej, po czym na przekór temu pojawia się np to, o czym Ty napisałaś. Oj, trzymają nas w niepewności :) A i tak na pewno wiele osób Clarę znienawidzi
To info, które teraz podałam jest najnowszym spoilerem z innych źródeł niż plotki, iż Clara jest z ery wiktoriańskiej. Myślę, że plotki o tym, że pochodzi z przeszłości pojawiły się dlatego, że akcja świątecznego odcinka, w którym się pojawia ma właśnie akcję w erze wiktoriańskiej. Pojawia się tam też madame Vastra i Jenny! :D Osobiście byłabym bardzo zadowolona, gdyby Clara była takim trochę nerdem komputerowym, który potrafi zagadać Doktora :) Lubię bystre towarzyszki, które są w stanie zrozumieć techno-bełkot Doktora i tym samym wprawić go w zdumienie ;P
Wiem, ale chodziło mi o rozbieżność miedzy tymi informacjami. Swoją drogą oprócz Vastry i jej pomocnicy będzie też Sontaranin Strax, mimo faktu, że zginął na Demons Run :)
E tam, podczas podróż w czasie można się spotykać w złej kolejności :D Ja tam się cieszę, że pojawi się Strax :)
Jestem też pewna, że Richard E. Grant będzie świetnym czarnym charakterem, nadaje się na niego idealnie :)
Ja jednak też, Sontaranie są fajni. Co do Granta to chciałbym, żeby był nowym Mistrzem :)
Ale mi nie chodzi o wzdychanie, mi chodzi o jego zachowanie zaraz po przemianie w 11, 2 godziny wcześniej był prawie w depresji, a potem nagle mu przeszło jak ręką odjął - w przypadku 9 i 10 tak przecież nie było. Dobrze, że już wyszli z wątku Rose - chodziło mi tylko o samo to. Przeszkadza mi trochę, że w nowych seriach się jeden wątek męczy aż do znudzenia, za mało zmian kompanów, no nie wiem, Doktor jest dobry a historie średnie :p
Ale o to właśnie chodzi w regeneracjach - to w pewnym sensie nowy człowiek. Wszystko się w nim "zregenerowało", w tym jego depresja. Pod koniec żywotu Dziesiątego widać było, że tylko regeneracja może pomóc Doktorowi, gdyż to konkretne wcielenie już się zupełnie wypaliło i dążyło wręcz do autodestrukcji. Co do braku większej przemiany miedzy 9 i 10, to jedynie przez to, że Dziewiąty nie był tak zniszczony jak Dziesiąty pod koniec życia. Wręcz przeciwnie - zaczął sobie powoli wybaczać swoje czyny. I ja baaardzo się cieszę, że nie ciągnęli beznadziejnej, mało Doktorowej depresji Doktora w jedenastym wcieleniu.
Jest troszkę denerwująca ale lubię ją tak samo jak Donnę, Rose i Marthę. Nie mogę wskazać powodu :D Dla mnie nie ma gorszej towarzyszki ani gorszego Doktora.
Jasne, jej zachowanie w stosunku do Rory'ego nie było w porządku, ale mogłabym jej wybaczyć wszystkie niedociągnięcia (wynikające ze scenariusza, gry aktorskiej Gillian czy też charakteru i sposobu bycia jej postaci), bo przy niej Jedenasty sprawiał wrażenie tak niesamowicie szczęśliwego, że aż miło się to oglądało. Przy Clarze już jest znacznie bardziej ponury, nie wygłupia się tyle i zrobił się jakiś taki doroślejszy.
Tak, wiem, to temat co nam się nie podoba, ale że wszystkim się coś nie podoba, to ja napisze, co mi się podoba. xD
Amy nie była taka zła wcale. Trzeba jej trochę posłodzić, po tym błocie, którym ją obrzucono ;D Wobec Rory'ego była jaka była, ale trzeba przyznać, że cała trójka (Doctor, Amy, Rory) tworzyli zgrany duet. Było czuć, że są przyjaciółmi na zawsze i ich relacje są silne. Amy ufała Doctorowi. Nawet wtedy, gdy Anioły porwały Rory'ego i już samo to oznaczało, że chłop ma przekichane, to nie próbowała szantażować Doctora ani odwalić taką akcję, jak to zrobiła Clara. I wydaje mi się też, że mimo negatywnego odbioru miłości Rory'ego i Amy, to jednak widać było, że się kochają, a u Clary i Pinka to tak w sumie nie wiadomo skąd się wzięła ta wielka love, bo on zawsze był na boku.