Jak tam wrażenia po nowym odcinku? :D
SPOILERS:
Jak dla mnie odcinek b.fajny. Wgl jak na razie 7 sezon przypadł mi do gustu :D Absolutnie genialny gang Doktora
: Nefertiti, Lestrade, Pondowie i Ojciec Rory'ego :D No i oczywiście
Doktor/Rory... I SHIP IT!
Aż nie mogę się doczekać następnego odcinka :D
ODCINEK BYŁ GENIALNY! Doctor/Rory - w końcu się doczekałam! :D
Lestrade genialnie wypadł, znalazł w końcu swój 'division' ;d
Dobry odcinek, choć chyba nie wykorzystali całego potencjału sytuacji.
I cóż, wg. mnie Doktor dość późno wpadł na swój genialny pomysł.
muszę przyznać, że odcinek wypadł lepiej niż się tego spodziewałam. początkowo byłam nastawiona dość sceptycznie do pomysłu umieszczenia dinozaurów na statku kosmicznym, ale wszystko wypadło zaskakująco dobrze. No i Doctor/Rory - zastanawiałam się, kiedy to zobaczę, gdyż na youtubie już dawno temu widziałam wywiad, w którym aktorzy mówili, jak ciężko im się było przygotować do tej sceny, ale efekt końcowy -uśmiech aż się ciśnie na usta :D [mimo to i tak zawsze będę wiernie wspierać pairingi Doctor/River oraz Master/Doctor, no, ale to tylko takie moje prywatne upodobania]
Mam tylko jedno 'ale'. Doctor zostawił Salomona na pewno śmierć - to całkowicie nie jest w jego stylu! On zawsze starał się nawrócić swoich przeciwników na dobrą drogę, uratować ich, choć często na to nie zasługiwali, a tu nagle taki wyskok. Co się dzieje?
Chyba coś ci się pomieszało. Doktor zawsze dawał jedną szansę na nawrócenie i jeśli ten zły nie skorzystał, to Doktor nigdy nie miał dla nich litości, więc jak dla mnie wszystko pasuje.
Doctor zabijał przeciwników tylko wtedy, gdy już naprawdę nie miał innego wyjścia, a nawet wtedy ciężko było mu to zrobić. W tym odcinku Salomon nie sprawiał już dla nich zagrożenia, uciekał. Doctor wcale nie musiał go zabijać. Mógł podłożyć nadajnik w jego statku, zabrać go na TARDIS i oddać w ręce odpowiednim władzom, Sal nie stawiałby oporu. To co zdarzyło się w tym odcinku nie było w charakterze Doctora - gdy zostawił Sala na pewną śmierć, wydawało się jakby zrobił to z zemsty i nic sobie z tego nie robił - ot, kolejny zabity człowiek. Doctor nigdy nie postępował w ten sposób.
Dziewiąty Doktor mógł odstawić Cassandrę do więzienia, a wolał pozwolić jej umrzeć. Szósty Doktor wrzucał ludzi do kwasu (i mówił, żeby mu mu wybaczyli, że do nich nie przyłączy w kąpieli) albo wsadzał im do ust cyjanek. Jedenasty pozwolił TARDIS zlikwidować Dom. Doktor czasem pokazuje się z mroczniejszej strony, tak było i tutaj. Jedynie żałuję, że dla Salomona to koniec, bo byłby z niego świetny "złol" na kilka historii.
Cóż, nie wiem za wiele o starszych Doctorach (Susan strasznie mnie irytuje i nie mogę nadal przebrnąć przez pierwszy sezon), ale w sumie z Dziewiątym masz rację. Mi mo wszystko, zachowanie Doctora z tego odcinka strasznie przypomina mi Dziesiątego w odcinku Runaway Bride. I , może to tylko moje wrażenie, ale Doctor [w nowej serii] nigdy nie podchodził do zabijania swoich wrogów w taki sposob. Wsoczył Salowy na statek, 'nie lubię cię, giń', przeteleportował się a później tylko kolejny dzień na TARDIS, kolejna wspaniała przygoda, nie ma się czym przejmować.
Dobra, nie chcę się kłócić, może to tylko moja wyobraźnia znów jest nadpobudliwa, ale uspokoję się dopiero, gdy zobaczę, że Doctor znów ma problemy z przekonaniem się do zabicia wrogów.
Na upartego może argumentować, że Doktor wcześniej "ostrzegał" Salomona, gdy ten kazał strzelać do ojca Rory'ego i że to była "pierwsza szansa". ;)
W porządku, nadal jestem trochę niepewna, ale uznajmy dyskusję za zakończoną :)
To ja jeszcze na chwilkę się włączę ;) Dziesiąty w "Christmas Invasion" zabił mandarynką (dziwnie to brzmi) przywódcę Sycorax, mówiąc, że nie daje "drugiej szansy" (a mógłby go tylko obezwładnić, ale wolał go zabić). Jeszcze gorszy los spotkał Rodzinę z "Human Nature" i "The Family of Blood". Doktor był tam bezlitosny, spotkał ich los gorszy od śmierci. Prawda jest taka, ze Doktor czasem potrafi być naprawdę mroczny i bezlitosny. Solomonowi dał Jedenasty szansę na odejście w spokoju, ale ten odmówił. A że popełnił ludobójstwo, zabił dinozaura i próbował zrobić z przyjaciółki Doktora niewolnika, to Doktor nie dawał mu kolejnej szansy. Jak zwykle.
hmm, okay, miałam więcej nie komentować tego tematu, ale okazuje się, że chyba jednak miałam podstawy, by się martwić. Oto teaserki do następnego odcinka - szczególną uwagę zwracamy na punkt nr 1: http://www.digitalspy.co.uk/tv/s7/doctor-who/tubetalk/a405228/doctor-who-ten-tea sers-about-a-town-called-mercy.html
Mnie tam te teasery bardzo się podobają :) A to, ze Doktor bywa bezwzględny nie jest czymś nowym. Wielokrotnie potrafił zabijać, ale tylko wtedy, gdy dana osoba nie pozostawiła mu wyboru. "No second chances." To, co zrobił w przypadku Solomona baardzo często zdarzało się też wcześniej, więc w ogóle mnie nie zszokowało. Zszokowałoby mnie, gdyby wszyscy przeżyli :P
Mam mieszane odczucia. To był na pewno bardzo komediowy odcinek, uśmiałem się jak jeszcze dotąd nigdy przy tym serialu. Jednak, fabularnie trochę gorzej. Ojciec Roryego w zasadzie bezboleśnie przyjął to, że jest na statku kosmicznym. Roboty za pierwszym razem bezbłędnie trafiły w ramię ojca, jednak nie potrafiły trafić osiodłanego triceratopsa. Ale kilka scen dalej, tego triceratopsa zabijają. Doktor zabija człowieka? Coś mi tu nie gra.
Cóż, Doktor wielokrotnie zabijał inne istoty (głównie w starej serii), ale z przymusu bądź gdy zagroziły osobom bliskim Doktorowi. Więc to nic niesamowitego. Co prawda Jedenasty zostawił Solomona z zimną krwią i może to być efekt tego, że zbyt długo podróżuje sam (a wtedy Doktor staje się zawsze bezlitosny - najlepszy przykładem jest Dziewiąty na samym początku 1 sezonu).
Calutki odcinek miałam uciechę z dziecinnego Doktora - uwielbiam takie sceny! Gdy radosnym głosem krzyknął, że ma napisana listę wymarzonych prezentów na Gwiazdkę, gdy skakał naokoło uradowany, ze ma "gang", gdy ujeżdżał triceratopsa, czy gdy strzelił niezły żart o ludziach-małpach i żałował, że nie ma akurat tam silurian :P W tym odcinku pokazano wiele oblicz Doktora - małego chłopca, bezlitosnego Władcę Czasu, który wymierza sprawiedliwość, smutek i samotność oraz ból, gdy umierała taka wspaniała istota jak triceratops i ludobójstwo silurian.
Co do taty Rory'ego - facet nie miał zbytnio czasu na wariowanie z powodu nowin, które poznał o Pondach ^^ Cały czas coś się działo i trzeba było walczyć o swoje życie :)
Haha, tak, mnie też zawsze rozbawia to, że nikt ze "złych" nie trafia nigdy z broni ;P Ale tak jest w każdym filmie i serialu ^^
Doktor i Rory niesamowicie mnie rozbawili xD Uwielbiam jak z odcinka na odcinek stają się coraz większymi przyjaciółmi i coraz lepiej się rozumieją. Ten pocałunek, a następnie szybkie policzkowanie Rory'ego niesamowicie mnie rozbawiło xD Choć moim ulubionym pairingiem i tak na zawsze będzie Doctor/TARDIS :P
Odcinek był o wiele lepszy niż się spodziewałam po tematyce ^^ Taki przyjemny filler ;)
Doktor zawsze dawał przeciwnikom szansę, aby sami podjęli decyzję opuszczenia Ziemi, ale oczywiście ci nigdy nie słuchali i często kończyli tragicznie. W pierwszym świątecznym odcinku z 10 na końcu Doktor dobrze to podsumowuje: "No second chances."
Podobało mi się. Świetny, zabawny odcinek. Tylko czy tata Rory'ego nie powinien pamiętać Doktora z końca piątej serii? (Wesele w odcinku "The big bang")
A ja tak z innej beczki ;) Czy ktoś wie, czy napisy będzie tłumaczył ten sam człowiek, co poprzednio? I kiedy mogą się pojawić?
Mnie się podobało. Co prawda nie było aż tak dobrze jak poprzednio, ale dużo się uśmiałem. Szczególnie roboty mi się podobały, no i moment z Doktorem ujezdzającym dinozaury był niezły. Poza tym Doktor pokazał że potrafi być bezlitosny.
Odcinek bardzo dobry! Lestrade, którego "division" najwyraźniej jest bieganie z wielkim karabinem :D Doktor ujawniający różne oblicza - raz rozradowany jedenastolatek, który ma listę prezentów świątecznych i cieszy się, bo znalazł dinozaury, kiedy indziej - bezlitosny sędzia zostawiający Solomona na śmierć. To było faktycznie trochę dziwne, zaskakujące ze strony Doktora - właściwie zabił tego człowieka. Z drugiej strony być może zauważył, że szanse na jego powrót na ścieżkę dobra są zbyt małe. No i nieprzesadna koncentracja wokół Pondów - zdecydowany plus. Do tego Doktor/Rory! Hehe :D I mina Rory'ego w tle potem - rozbawili mnie bardzo :)
Mi się o wiele razy bardziej podobał ten odcinek niż poprzedni ;) Przede wszystkim - zero mdłych momentów z Pondami, których już miałam serdecznie dość i przesadnego koncentrowania się na ich postaciach, duża dawka humoru, TATA RORY'EGO <33 no i wszystko, mimo że było kompletnie wymieszane i pozornie do siebie nie pasujące, miało ręce i nogi! :D
Ale też muszę się przyznać, że zaskoczył mnie moment, w którym Doctor zostawia na pewną śmierć Solomona - mam wrażenie, że to było kompletnie nie w jego stylu. Zazwyczaj dawał drugą szansę, jakieś ultimatum bo wręcz brzydził się zabijaniem, a tu proszę... takie zaskoczenie O_o
To był genialny odcinek. Podobał mi się nawet bardziej niż poprzedni, mimo uroczej Oswin i genialnego zakończenia. Tu były dinozaury, Neffie, Brian, pyskate roboty, Solomon. No i Riddell. Oddałabym kawałek duszy żeby był towarzyszem chociaż na kilka odcinków.
O wiele lepiej niż tydzień temu. Genialny Smith, znośne Pondy, bardzo dobre nowe postaci (Nefretete, "Allan Quatermain", "Walder Frey") i ogólnie (mimo początkowej "teledyskowości") oglądało się naprawdę fajnie.
Co najbardziej mnie zdziwiło - Pondowie w tym odcinku byli fantastyczni :D A Amy w ogóle mnie nie irytowała, tylko bawiła ("Big fan. High five" XD).
No to może sobie oboje też zrobić "haj fajf", bo to także moja ulubiona jej kwestia z tego odcinka i pierwsza lubiana od dłuższego czasu. ;)
Spodziewałam się czegoś o wiele gorszego, tymczasem odcinek bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. :)
Faktycznie znakomity odcinek, ale składowe elementy po prostu gwarantowały sukces ;) Starannie dobrane gatunki dinozaurów, te najbardziej znane szerszej publiczności (chociażby z Jurassic Parku, zresztą scena Amy/Ridell jakby żywcem stamtąd wyjęta), Nefretitti, zawadiacki podróżnik ^^ Mnóstwo humorystycznych scen: Doktor wykrzykujący, że pisze listy do Św. Mikołaja :D, całujący i policzkujący Rory'ego, bezbłędny duet robotów. Ale potrafiły też być mroczne chwile - ludobójstwo Silurian, wyrok który wydał Doktor na Solomona. Jeśli chodzi o to ostanie to zostały już podane znakomite przykłady podobnych zachować Doktora, poza tym ten człowiek popełnił wiele zła w imię zysku. Z drugiej strony nie da się nie zauważyć, że główny bohater serii robi się mroczniejszy (w jednym ze zwiastunów Amy mówi mu, że to przez to, że tak długo podróżował samotnie), bardzo mnie ciekawią konsekwencje tej przemiany, czy doprowadzą pośrednio do Pól Tranzalore? ;) W końcu tam ma dojść do Upadku Jedenastego. Może chodzić zarówno o śmierć tego wcielenia, jak i upadek moralny, jak to niemalże miało miejsce w 7 odcinku poprzedniej serii xD Jeśli chodzi o scenę strzelania do trica - roboty jeszcze wtedy miały rozkazy nie ranić ładunku, toteż próbowały trafić pasażerów, ale nie ulega wątpliwości, że coś im za bardzo nie szło :P No i jeszcze jedna rzecz, która mi się nasuwa - cóż to była za organizacja, w której siedzibie był Doktor i która wystrzeliła rakiety? UNIT (który ma się pojawić w czwartym odcinku ;) )? A może Torchwood? Jeśli chodzi o następny odcinek, jestem bardziej sceptycznie nastawiony niż byłem do tego, no ale zobaczymy jak będzie :)
O, a jednak znana :). Po czym to można było poznać? Bo ja nie pamiętam, żeby we wcześniejszych seriach można było ją zobaczyć.
http://tardis.wikia.com/wiki/Indian_Space_Agency bo nie było jej wcześniej. Po raz pierwszy się pojawiła ;)
Czy to oznacza, że ta nowa agencja odegra jakąś ważną rolę w tym sezonie? ;) Moffat zazwyczaj nie wprowadza nowych motywów bez ważnego powodu (przykład: Teselecta) xD
Moffat wprowadza ostatnio dziesiątki nowych motywów. Jeżeli okaże się, że wszystkie mają jakiś głębszy sens... xD
O ile pierwszy odcinek był wciągający i interesujący, obejrzałam go z przyjemnością dwa razy, ten to jeden wielki chaos. Za dużo bohaterów, bezsensowna drużyna Doktora, ani to śmieszne, ani ciekawe, dłużył mi się niesamowicie. Małym zaskoczeniem był tylko wyrok na Salomona. Mam nadzieję, że Cyborg w kolejnym odcinku mnie pocieszy :)
U mnie podobne odczucia.
Najlepsze z odcinka: rozmawiając z Solomonem Doktor jest śmiertelnie poważny, a gdy odwraca się do Rory'ego wygłupia się i zachowuje jak dzieciak. Używa wesołości jako maski. Nie chce przerazić przyjaciół. Bierze na siebie ciężar wiedzy o występkach Solomona pozwalając pozostałym cieszyć się przygodą.
Ogólnie to czekam na Doctora w różnych stanach emocjonalnych. Chcę go zobaczyć złego. Smutnego niestety zobaczymy w 7x05.
Odcinek jest dobry, bardzo dobry :D
Ja mam również mieszane uczucia. Z jednej strony początek był zdecydowanie za szybki, z drugiej strony właśnie to był typowy odcinek Doktorowy - mamy tajemnicę, jakieś poszukiwania, w końcu dowiadujemy się prawdy i Doktor zachował się, jak trzeba było, jeśli chodzi o tego Salomona - nie dziwiło mnie przynajmniej, że tak postąpił. Ale niepotrzebne ciąganie Pondów (ten schemat robi się nudny~), drużyna (nie daruje tego, że scenarzyści dali Doktorowi kwestię, że nigdy nie miał takiej drużyny) i właśnie ten początek. Rory i jego tata cudowni, choć miałam niedosyt - chciałabym, żeby Brian się jeszcze kiedyś pojawił.