I po kolejnym debiucie ;) Bałem się, że całkiem mnie odrzuci od jednego z mych ulubionych
seriali, jakoś mi wyjątkowo przypadł do gustu Smith i starsza wersja doktora była dla mnie
wielką zagadką.
Odcinek naprawdę fajny a gra aktorska i styl Capaldiego nad wyraz pozytywny, kto wie, może się
przekonam?
Nie uda się to za to z towarzyszką dr Clarą, która irytowała mnie już niezmiernie w ostatniej serii.
Ja wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale jej gra aktorska, mimika, cóż, powiem jak Doktor
dziś: naprawdę tęsknię za Amy... ;)
Zwłaszcza na tle Jenny wypada Clara blado, płakać za nią nie będę, ale na pożegnanie się nie
zanosi...
Tak czy siak otwarcie sezonu całkiem, całkiem.
A ja bardzo lubię Clarę i Amy. Obydwie są fajne.
Amy trochę zbyt bezczelna czasami, ale podobała mi się. Clara jest od niej milsza, sympatyczniejsza. Każdy ma swoje wrażenia.
Załamałam, się przy tym tekście Doctora. Ale będę okrutna ze swym podejrzeniem, że napomknął o byłej towarzyszce tylko dlatego, że Amy był Szkotką... Właśnie, czy nie lepiej by było, gdyby cały wątek Clary był w poprzedniej erze, a Pondów zostawić wtedy Capaldiemu? To by było ciekawe. Dwóch Szkotów w TARDIS :D
Capaldi najbardziej przekonywujący był, gdy powiedział "Jestem tutaj, nie na lini" (czy jakoś tak to szło). Koniec tego odcinka, to klasa sama w sobie. Nie piszę tego ze względu na Matta, ale wszystko, co zrobił Peter w końcówce, było takie doctorowe... Każdy ruch, każde słowo, wyraz twarzy...
Ten tydzień będzie się wlókł niczym miesiąc :/
Mnie Clara też wyjątkowo denerwuje. Druga połowa 7 sezonu była dla mnie drogą przez mękę, zwłaszcza, że akurat Smith mi nigdy do gustu nie przypadł i trzymali mnie tylko Pondowie (głównie Rory). Teraz przynajmniej Doctor jest powalający. Ponadto postać Clary ma zostać usunięta w odcinku świątecznym, na co czekam z niecierpliwością :)