Moffat jest genialny. Zmienić historię CAŁEGO serialu, wszystko na czym był oparty, ale w taki sposób, żeby nie pozostał cień nielogiczności, to jest coś.
Nie pozostał cień nielogiczności? Nielogiczności jest multum! Niestety Moffat przekombinował :(
Takie, których nie da się wytłumaczyć zmianami czasu? Zero. Stąd mój podziw. Nie lubię go w dalszym ciągu, bo z tego co wiem to wyjątkowo wredna kreatura, ale szacunek za Doktora.
Absolutnie całego. Budowanie postaci w Doktorze było zawsze bardzo konsekwentne. Od pierwszej serii Doktor był poza... wszystkim chyba, w moim dziecięcym wtedy odbiorze. Kojarzy mi się jako gość, który wie wszystko, ale nie każdemu to pokazuje, cieszy się życiem, ale tylko dlatego, że wie jakie jest parszywe. Cały czas mówię o spojrzeniu dziecka, ale skoro dziecko to załapało, musiało to być jasne. Na początku nie wiadomo dlaczego, potem dobudowywali mu historię, porzucenie, zniszczenie Gallifrey, wojny czasu itd. Tutaj prawo zadziałało wstecz. Złapałam się na tym i to wczoraj tu, na forum, że uwierzyłam gdzieś w międzyczasie, że od początku istnienia serialu Doktor wiedział co się stało z jego rodzinną planetą i że sam to spowodował. Mea culpa, nie było czegoś takiego na początku. Ale jak napisałam było to budowane konsekwentnie. Oczywiście, jeżeli odrzucić nową erę Doktora to wszystko nie ma miejsca, ale jak można to zrobić? Nie można. Nie cofnę swojego mózgu i zawsze Doktor pozwalał odejść swoim towarzyszom, gdyż wiedział na czym życie polega, najfajniejsze generalnie nie jest, a on sam daleko ma do postaci kryształowej.
Jak sobie wybudujesz budowlę z klocków, taką płaską, na 3 piętra będziesz ją miał właśnie trzypiętrową. Jeżeli dobudujesz dalsze części, na zawsze przestanie być trzypiętrowa. Jak w nią walniesz od góry, cała się rozwali :)
Sorry za tę pseudo-filozoficzno-budowlaną historię, ale skoro pytasz, to odpowiadam. Bo grzeczna jestem czy coś.
Niekoniecznie wszyscy Doktorzy z przeszłości musieli wiedzieć - wystarczy, że "klasyczni" dostali wiadomość od siebie z przyszłości: "Gallifrey w niebezpieczeństwie, zróbcie to i to." Bez detali :)
No i tak mogło być :) Wszystko mogło być. Hurt mógł być zerowym, ale mógł też na upartego być dwudziestym siódmym, który pierwotnie cofnął się w czasie po zniszczeniu Gallifrey i "zainfekował" pamięcią o katastrofie Dziesiątego i Jedenastego. W zasadzie, z przyczyn obsadowych pomijając Dziewiątego :)
Niemniej, pamiętam Doktora generalnie... refleksyjnego zawsze, ale nie w sensie rozważnego, tylko zdystansowanego. Taki mógł się stać pod ciężarem doświadczeń tylko.
A gdyby informowanie siebie było takie proste, to wcale by nie było problemu, bo by wszystko mógł przewidzieć, nawet wybuch wojny czasu i jakoś tego uniknąć :)
Tego ostatniego robić nie mógł - Prawa Czasu.
A w klasycznej części historii Doktora zmian brak - tam wszystko zostaje po staremu. Doktorzy z przeszłości nie pamiętają tej akcji z wszystkimi wcieleniami, albo nie wydarzyła się w tamtej linii czasowej.
Każde prawo da się złamać, zależy tylko jaką cenę trzeba będzie za to zapłacić.
Zwłaszcza w serialu, gdzie prawa fizyki to tylko dekoracja :)
Jeszcze nie wiemy jaką cenę za to zapłaci Doktor. Z końcówki wynika, że wszyscy zapomną o tym co się stało, dotyczy to i nowych i starych. I Hurta. Rozważanie co się stało z postaciami, które już nigdy nie zaistnieją jest akademickie, nie uważasz? :)