Scena regeneracji... meh. W moim odczuciu prawdopodobnie najgorsza regeneracja Doktora. Zawsze mialo to taki jaki podniosly klimat, a teraz... Dwunasty pochodzil sobie po TARDIS, porzucal sztampowymi tekscikami o milosci i... nagle wyskakuje Whittaker, a jej wejscie.... no coz, jak napisalem - meh. Nie wiem czy krotki fragment z jej udzialem napisal Moffat czy Chibnall, ale jesli ten drugi, to moje obawy dotyczace jego sezonow osiagna chyba apogeum.
A o odcinku moge powiedziec tylko tyle, ze byl dobry. Taki na 7/10. za duzo ze swietami wspolnego nie mial, ale od paru lat to juz stalo sie niestety tradycja. Mimo wszystko oczekiwalem czegos wiecej, a wepchniecie na sile do odcinka Marka Gatissa tylko mnie zirytowalo. Szalu nie ma...
Matt Smith ni z stąd ni zowąd zmienił się w Doktora i to była najgorsza regeneracja bez sensu kompletnie.Świetny odcinek pełen wzruszeń i odniesień do poprzednich sezonów.Ta Jodie Whittaker wcale mi się nie podoba,słaba z niej aktorka.
Pierwszy Doktor był bardzo teatralnym aktorem.
Jego charyzmatyczność bazowała na monologach teatralnych i pasywnych towarzyszach.
Od jakiegoś czasu Doktor zmierzał w stronę charyzmatyczności przywódcy "naturalnego" co czasem dosyć komicznie wyglądało w kontekście pokazywanym.
Ona w pewnym sensie ogranicza wiarygodność ewentualnych odcinków historycznych Doktora.
Jeśli to obietnica, że będzie w nim więcej S-F, "przyszłości"... Ja nie mam nic przeciwko.
Jest to jak dla mnie odcinek kultowy.
Nie zrozumie go ktoś kto nie jest wielkim fanem true S-F, true Doctor Who i ciekawostek z historii.
Poczekam na polskie napisy żeby przemyśleć kilka spraw jeszcze.
Rzeczywistość kszałtowała Doctora Who, a Chris Chibnall gdyby zechciał mógłby teraz w serialu kształtować rzeczywistość.
Czy jest na to gotowy on? Czy na to gotowa jest publiczność?
Jak dla mnie Steven Moffat pobił anegdotę z Supermena o głowę lodowego giganta.
Końcówka to zlepienie kilkunastu różnych odcinków w kilka minut dając z jednej strony
"i co teraz zrobi Doctor Who" z "i co teraz zrobi z tym Chriss Chibnall".
Podoba mi się motyw z Bill, podoba mi się zarysowanie, że w tej historii wszystko się przeplata za naszymi plecami i tylko raz na jakiś czas nam coś w oko wpadnie.
Wiem, że nie mogę oczekiwać rewolucji na miarę Supernowej. Publiczność by jej nie przyjęła ale moje nadzieje względem kierunku zostały rozbudzone.
Szukam gdy muszę.
Tam gdzie jest odcinek z napisami jeszcze go nie ma.
Acz święta są. Może skoczę i sam sobie dodam do filmu.
Bo Moff jak coś zostawia to idzie po linii najmniejszego oporu, robi po łebkach, jaką to metodę pokazał chociażby przy okazji Sherlocka.
Na twoim miejscu nie nastawiałbym się jednak że to jak TO wyszło, że Whittaker wyskoczyła tak po prostu, bez cienia szoku, z tekstem w deseń "ooo laska, zajebiścieeee" to wina wyłącznie Moffa, jeżeli nawet miał w tej scenie większy udział to musiał, no musiał najmniej skonsultować się z nowym showrunnerem jak to ma wyglądać.
Tak w ogóle to internety rżą z tej sceny, że nawet T nie chce Whittakerowej na pokładzie i postanowiła zabić to wcielenie wyrzucając go/ją/go za burtę na wysokości kilku kilometrów...
Ostatnia scena była pisana przez Chibnalla i ja zareagowałem przeciwnie - mnie ta scena nastroiła pozytywnie. Jodie kupiła mnie tym uśmiechem - na ten moment już jest dla mnie Doktorem, choć może jeszcze nie tym "moim Doktorem" itd. Na to jeszcze przyjdzie czas.
Sam odcinek generalnie bardzo fajny. I na święta też się łapie bo jednak rozejm bożonarodzeniowy to niezwykła sprawa i pokazuje magię tego święta. Fajnie, że Rusty wrócił - tego powrotu w ogóle się nie spodziewałem. Pierwszy zagrany bardzo dobrze, tekst o pielęgniarzu troszkę prztyczkiem w stronę tych, którzy twierdzili że "kobieta Doktorem to jest niemożliwe". Te motywy wszystkich Doktorów New Who - świetna sprawa i fajne być może pożegnanie Murraya Golda. Regeneracja godna dwunastego, chociaż szkoda że znowu TARDIS w płomieniach, ciekawe czy tak samo będzie jak Trzynasta będzie odchodzić.
Jedyne czego bym się przyczepił to ta nieszczęsna Clara - szkoda że Doktor sobie ją przypomniał, bo właśnie po to o niej zapomniał, żeby nie świrować na jej punkcie. Tradycyjna niekonsekwencja Moffata(konsekwentnie w sumie wprowadził tylko Gallifrey z powrotem, ale z tego też za bardzo nie skorzystał moim zdaniem), ale pewnie Trzynasta raczej nie będzie próbować szukać Clary :P
Poprzednia scena ze skafandrem kosmicznym z odcinka świątecznego miała swoje drugie dno.
Są oficjalne pomysły na jednoosobowe skafandry powrotne dla ISS, które oczywiście nie miałyby wyglądać jak zwykły skafander.
Nie wiem na ile realne produkty są na deskach ale sam pomysł istnieje i od strony teoretycznej ma się dobrze.
Jaka scena ze skafandrem? W tym odcinku nie było żadnego skafandra kosmicznego O.o
The Doctor, the Widow and the Wardrobe
:-) mówiłem, że to zlepek wielu wcześniejszych odcinków.
Obejrzałem specjalnie tę scenę i już wiem, o którą Ci chodzi. No, nie wydaje mi się, żeby akurat do tej sceny było było nawiązanie czy była częścią tej ostatniej sceny, tego "zlepku". Może bardzo odrobinę, ale jak dla mnie to raczej naciągane.
A oglądałeś serial Nieśmiertelny?
W serialu pojawiły się w późniejszych odcinkach nieśmiertelne kobiety.
Według wiki co najmniej jedna ale mam wrażenie, że było ich więcej.
Obejrzałem jeszcze raz i uznałem, że Highlandera warto w tym miejscu przypomnieć.
Mi się bardzo podobało, godne zwieńczenie genialnej ery genialnego scenarzysty. Zobaczymy, co dalej, jestem pełen nadziei, bo dotychczasowe odcinki Chibsa mi się podobały, ale mam też w pamięci to, że był współtwórcą pierwszej serii "Torchwood", którą bezgranicznie gardzę.
Odkopuję bo trzeba.
Puszczając mimo oczu po prostu słabą scenę regeneracji z beznadziejnym monologiem Capaldiego oraz tym że Whitaker pojawia się z nienaganną fryzurą i chyba w makijażu, był to najlepszy odcinek ery Moffata.
Przede wszystkim David Bradley porwał sobą cały show. Jego Doktor to prawdziwy dystyngowany gentleman. Aktorstwo tego człowieka jest fenomenalne, szkoda, wielka szkoda że Doktor nie powrócił do swojego Pierwszego wcielenia. Po drugie Mark Gattis. Znakomita scena żartu dwóch staroświeckich mężczyzn o kruchości kobiet.
Ten duet sprawił że Capaldi... stał się zupełnie nie zauważalny.