Wyjątkowo włączyłem telewizor do kolacji, a tu takie coś! Czy to parodia? Śmiać się? Płakać? Gdzie podział się scenarzysta, kto odpowiada za dialogi, za casting, kto ten gniot nakręcił, zmontował i "wyreżyserował"?! Nawet kiepskie jak zawsze aktorstwo Joanny Brodzik sięgnęło dna, w które nikt już od spodu nie zapuka. "M jak mdłości" to przy tych wypocinach arcydzieło sztuki filmowej! Jedno jest pewne, serial redefiniuje pojęcie MISJI telewizji publicznej.
Przepraszam ewentualnych czytelników za emocjonalny ton, ale musiałem jakoś zwerbalizować wstrząs, który przed chwilą przeżyłem.