Pierwszy odcinek przypominał jakiś deliryczny sen wyśniony po nadużywaniu tego ich firmowego Mamrota.
Gra Brodzik fatalna. Dialogi - jeśli były - drewniane i koszmarne. Dłużyzna za dłużyzną. Koniaczek, piosenka Marysi, znowu koniaczek.
Scena operacji plastycznej WTF?! Brodzik z wywalonym jęzorem a potem cała w sałacie, o co chodzi?! Pseudo-erotyczna scena z bębnem... litości! To łapanie złodzieja WTF ?! I te wszystkie naprawdę straszne ciuchy którymi ją do reszty zeszpecili. Nigdy więcej!
Było w porządku na początku. Jak zobaczyłam tą cudowną scenę z bębnami pomyślałam "What the fuck is goin' on". Ale ok - przeżyłam. Jednak jak zobaczyłam sceny z operacją plastyczną (na początku myślałam że ona sobie to wyobraża) a potem panią Brodzik z twarzą jak po zatopieniu w misce sałatki do obiadu - coś we mnie pękło.
Ta scena dobiła mnie.
Obejrzalam 1 odcinek z ciekawoscia, o co w ogole chodzi, bo ksiazki nie przeczytalam. Nie wiem, moze sie rozkreci.
Na razie nic ciekawego, ot do popatrzenia z nudow.
Hmmm...na ogół nasze seriale są beznadziejne...gdyby to było chociaż tak realistyczne, jak "Pitbull", albo tak urocze jak "U Pana Boga za piecem" ;) Na siłę robimy rzeczy na modłę amerykańską, niestety i wychodzi pomorek tak zwany. Obejrzę z racji tego, iż czytała książkę, każdy tom i pomimo wszystko chcę to zobaczyć na ekranie. Polecam każdemu wersję pisaną, bardzo ciepła, mądra (ale bez epokowych odkryć i pseudofilozoficznej gadki w stylu Coelho) i zabawna przede wszystkim.
Ps. Gosia nie robiła operacji plastycznej, tylko makijaż permanentny ;) Przynajmniej w książce tak było...
Książka i tylko książka godna polecenia, a film na deser później, żeby się podenerwować, jak to nie potrafili oddać na ekranie tego co powyżej :)