Czyli klasyczny przykład netflixowych dokumentów.
Nagrane jak sensacyjniaki ale więcej się dowiecie z wikipedii lub youtubowych kanałów true crime (polecam That Chapter). Dodatkowo ze śledczych robi się wybielone symbole sprawiedliwości, kiedy w rzeczywistości większość tych spraw latami czekała na rozwiązanie bo dotyczyła ciemnoskórych, homoseksualistów czy prostytutek.
Zgadzam się, Netflix nie umie dobrze wyśrodkować tego typu seriali. Albo dają 4 czy nawet więcej odcinkowe dokumenty, które są rozciągnięte do granic możliwości, albo przedstawiają spawy w 30-40 min, z czego połowa to życie osobiste detektywów, które nawiasem nikogo nie interesuje. Nie po to ogląda się daną sprawę kryminalną.