To już ponad połowa tej serii i NIC SIĘ NIE DZIEJE!!! To już chyba ciągnięcie na siłę :/ Mam
nadzieję, że 5 nie powstanie, bo popsuje mi idealną ocenę serialu poprzez wzgląd na sezony 1 i
2.
Ale w sumie co ma się dziać? To nigdy nie był serial akcji.
W I sezonie, w porównaniu z dalszymi, to naprawdę nic wielkiego się nie działo akurat.
Aż za dużo? Czyli co ? :P Jedynie co ciekawe to historia Anny ( o matko, w końcu jej wątek jest interesujący! )
Wcześniej nic się nie działo? Zdrady, śmierci, wojna, spiski.. Gdyby Tom zaczął kręcić z Mary to by dopiero była akcja
Prawdopodobnie do tego dojdzie.Miałby skończyć w Ameryce?Zostanie z Mary i jakoś to będzie.Raczej jeszcze nie w tym sezonie(jesli już, to dopiero to się rozwinie na dobre w odcinku świątecznym).
Dla mnie IV sezon jest do tej pory najlepszym sezonem - nie jestem jednak w stanie sprecyzować czemu, tak po prostu odczuwam.W moim odniesieniu właśnie się tutaj dużo dzieje i jest to interesujące w porównaniu z poprzednimi sezonami, które były równe i solidne, ale nie miały odcinków, o których powiedziałbym, że są WOW.Tutaj takich mam do tej pory 3, czyli połowa z tego co już było, a jeszcze zostały 2 + świąteczny!Się jeszcze do końca sezonu trochę może zdarzyć, poczekajmy jeszcze te dwa tygodnie.
SPOILER:
Nic? Choroba hrabiny Grantham, romans Lady Rose z czarnoskórym jazzman'em, ciąża Edith, Thomas i jego tajemnicza Baxter, nowinki technologiczne: maszyna do szycia, lodówka. Ten serial ma charakter OBYCZAJOWY i nigdy nie był - jak wspomniała Aura_de_Montalais1 serialem akcji. Scenarzyści mają wymyślić wojnę, żeby "coś się działo"? Przypuszczam, że historia Anny będzie jednym z "cosiów" przez resztę sezonu. A i inne na pewno się pojawią. Gdyby co chwila ktoś umierał, spiskował czy zdradzał, byłoby to chyba dość nienaturalne, prawda?
Też uważam, że bardzo mało się dzieje. A przynajmniej dla mnie mało interesująco. Totalnie zgadzam się z tym zdaniem: "Jedynie co ciekawe to historia Anny ".
Rzeczywiście to jest jedyny ciekawy wątek aktualnie, niestety wyciskający łzy z oczu, ale jedyny interesujący... Na plus mogę wymienić jeszcze Isobel, czy Violet, która jest chyba najjaśniejszym punktem tego serialu.
Wątek tego kto ma zarządzać po śmierci Matthew nudzi mnie przeraźliwie. Poza tym bardzo mi nie przypadła do gustu postać Rose i nie rozumiem dlaczego jest w Downton.
Lubiłam zawsze wątki służby, ale nawet w tym sezonie, poza Anną, nie ma nic tak interesującego. Myślałam, że jakoś pociągną wątek Thomasa i Jimmy'ego, coś z Daisy nowego ciekawego wprowadzą, może w końcu dostaniemy coś na linii Carson - Hughes (tak, shipuję ich :P). Ponadto pojawiła się mega irytująca Edna, no i cały czas jest Ivy, którą też najchętniej widywałabym jak najrzadziej.
Także zależy co kto uważa za interesujące. Dla mnie się mało dzieje, a to co widzę w dużej mierze jest bardzo interesujące. Niestety rozczarowuje mnie ten sezon.
"Dla mnie się mało dzieje, a to co widzę w dużej mierze jest bardzo MAŁO interesujące." - oczywiście tak miało być ;) zjadłam wyraz.
Poza tym odczuwalny jest brak Matthew i Sybil. S w ogóle była najciekawsza z sióstr:(
Serial z założenia nie jest jakiś szczególnie dynamiczny. Poznajemy losy rodziny i służby, takie raczej codzienne życie, a nie wydumane rzeczy ; )
I sezon był właśnie najspokojniejszy. Najbardziej dramatyczna była sprawa Mary z Pamukiem. Poza tym były rzeczy typu: Gwen ucząca się pisać na maszynie, Thomas próbujący szantażować lorda, który okazął się sprytniejszy, Bates zakładający sprzęt na nogę, żeby lepiej chodzić.
Z czasem robiło się dramatyczniej: wojna, śmierć 2 głównych postaci. Ale urok DA tkwi właśnie w pokazywaniu codzienności, zwykłych interakcji pomiędzy bohaterami, pokazywaniu, jak czasy się zmieniają - technologia, stroje pań, a nie we wstrząsających wydarzeniach. Gdyby twórcy chcieli szokować widza na siłę, to dopiero zrobiłoby się wydumane.
Ale też trochę rozczarowały mnie niektóre wątki : / Za dużo romansów, jak akurat wolałabym coś więcej nt zarządzania majątkiem. I w pierwszych odcinkach IV sezonu jakby nie mieli co zrobić ze służbą, stąd jakieś miłosne czworokąty.
No, Sybil faktycznie była najciekawsza z tej trójki. Była ambitna, ciekawa świata, miała życie poza zamkiem. Mary i Edith to takie typowe arystokratki. Właśnie dlatego nie wierzę, żeby Tom miał być kiedykolwiek z Mary. Mogą się przyjaźnić, są fajnymi przyjaciółmi, ale sądzę, że Mary chciałaby mieć męża z własnej sfery. Jak to ujął Tom w ostatnim odcinku - arystokratka, która chciałaby z nim być, musiałaby być wolnym duchem jak Sybil, a Mary taka nie jest. To już Rose jest takim wolnym duchem, czy w jej przypadku nawet lekkoduchem : P Ale z kolei Rose i Tom nie mają ze sobą nic wspólnego.
Poczekamy, zobaczymy, ja uważam, że z odcinka na odcinek jest coraz lepiej : )
Właśnie lubiłam Sybil, bo ona potrafiła się postawić - założyć spodnie, a nie sukienkę, związać się z kimś ze służby. Nie lubię osobiście tej całej otoczki sztywności i "paniowania" sobie i to w odpowiedni sposób (ostatnio jak Violet zwracała uwagę Tomowi to mi się śmiać chciało z politowaniem, jakby to było ważne... grunt, że nie mówi jakiejś tam pani na "ty"). Edith jest mi obojętna, ale Mary nie cierpię od początku, nie polubiłam też jej związku z Matthew i nie uroniłam ani jednej łzy po finale trzeciego sezonu.
Zresztą w ogóle dla mnie postacie służby są bardziej interesujące, bardziej "jakieś". Te dwie siostry czy ich matka są dla mnie bezbarwne niestety.
Rozumiem, że serial ma pokazywać ówczesną codzienność, ale po prostu według mnie wcześniej to było lepiej podane, ciekawiej. Zresztą zrobił się nudny schemat z tymi nowymi technologiami: pojawia się coś nowego -> wszyscy są ciekawi -> Patmore jest przeciw. A to bodajże mikser, a to maszyna do szycia, a do lodówka.
Nie jestem w stanie się odnieść do tego jaki był pierwszy sezon - czy spokojniejszy czy nie, ale bardziej interesujący w moim odczuciu.
Poza tym właśnie tak jak piszesz "w pierwszych odcinkach IV sezonu jakby nie mieli co zrobić ze służbą". Zawsze było coś ciekawego u nich. A teraz jest Anna i Bates. I.. no właśnie nic. Ani pociągnięcia wątku Thomas-Jimmy, którzy mieli świetną chemię w scenie w finale trzeciego sezonu, tylko w koło Daisy-Jimmy-Alfred-Ivy gdzie autentycznie się pogubiłam i nie wiem kto się komu podoba.
A z plusów mogę podać brak O'Brian! Jeny, jak ja jej nie lubiłam, co prawda przyszła Edna, która jest niewiele lepsza, ale już wolę tak;)
może w końcu dostaniemy coś na linii Carson - Hughes (tak, shipuję ich :P)
hahaha ja też, już tyle sezonów tak... no widać, że mają się ku sobie , chciała bym, żeby ich wątek trroossszzzeecczzkkeee rozwinęli;p
Wydaje mi się, że problemem w tym sezonie jest brak głównego wątku, albo to, że jest cholernie słaby.
W pierwszym sezonie najważniejsze było to, że zabrakło dziedzica i pojawił się Matthew. I później były te wszystkie historyjki z nim i Mary, czy tym jak to on się odnajduje w nowym dla niego świecie. "Na dole" wiadomo, pojawienie się Bates'a.
W drugim sezonie motorem była pierwsza wojna światowa i wstrząsy, jakie wywołała w domu.
Trzeci sezon był całkowicie zdominowany przez związek Mary i Matthew i powojenne zmiany, jak kretyńskie zarządzanie posiadłością przez Roberta.
A teraz? Rozumiem, śmierć Matthew i to, jak sobie z tym wszyscy radzą... ale to chyba nie wystarczy. A przynajmniej dla mnie jest ciut słabe. Bo też odnoszę wrażenie, że ten sezon jest o wiele mniej ciekawy od poprzednich. Są tylko takie małe epizody, jak "romans" Toma i tej cwanej pokojowej, związek pechowej Edith, zalotnik Mary, gwałt i tak dalej. Ale brakuje takiego silnego motywu, który to wszystko scala a przynajmniej sprawia, że te wydarzenia nie wydają się jedynie małymi, niepołączonymi epizodami. Bo właśnie odnoszę wrażenie, że dawniej te historyjki tak płynnie się przeplatały i miejscami łączyły, teraz każda jest od siebie oderwana i jakby "z innej parafii".
I też mi się nie podoba, że twórcy serialu ciągle robią małe boom głównie za pomocą czyjejś śmierci. Już w pierwszym odcinku się zaczyna od Titanica i potem to chyba taśmowo tam ludzie umierają. Turek, nienarodzone dziecko Roberta i Cory, William, pierwsza żona Bates'a, Lavinia, Sybil, Matthew... nie uważacie, że trochę za dużo tej śmierci jak na jeden dom?
Rozczarował mnie ten sezon.
co do Sybil i Matthew, to oni nie chcieli już dłużej grać w serialu...Jednak wolałabym chyba zmianę aktorów niż ich uśmiercanie :)
Spokojnie mogłoby w każdym sezonie być 20 odcinków.Oglądając teraz 4ty sezon zupełnie zapomniałam,że przecież jest tylko 8 odcinków.Zdecydowanie za mało.Na razie nic większego się nie wydarzyło,wręcz wydaje mi się,że dopiero sezon nabiera rumieńców a tu już lada chwila koniec.
tu masz rację. Intrygi powoli się rozkręcają a tu zostały 2 odcinki w tym jeden tylko regularny... Takie były wielkie obiecanki cacnki co do romansu Bransona, a tu na razie nic się w sumie nie dzieje
Będzie, 25 grudnia :)
Zgodze się z Oxerne, rzeczywiście brakuje wątku, który spaja wszystko... Choć w 3 sezonie Matthew i Mary jako para mnie nie przekonywali, zawsze odbierałam ich jako drewnianych i pozbawionych wzajemnej chemii. Ale racja, że brak głównego wątku jest chyba gorszy.
Z Bransonem rzeczywiście dobre, jego romans miał być jednym z głównych wątków, a tu pokazano nam nową pannę przez pół minuty. Chyba że mieli na myśli 5 sezon xd
mówisz samą prawdę. Mam dokładnie takie same odczucia. Brak głównego wątku, reszta miałka, nawet jak pojawi się coś intrygującego, to poprowadzone bez polotu. Nie ma takiej postaci, która porywa - no, może jest i Mary, ale ileż może ciekawić jej swatanie to z tym, to z tamtym? Śmierć Matthew i Sybill niestety bardzo osłabiła serial. I choć nadal z uwielbieniem słucham brytyjskiego akcentu, podziwiam wnętrza Downton, i dziwuję się nad próżniaczym życiem wyższych sfer, to nie jest już to samo.
Niestety mnie sezon 4 rozczarował. Oczywiście poczekam jeszcze na odcinek świąteczny, ale na razie nuda i dłużyzna jak w polskim filmie...
Uważam, że po średnim drugim i słabym trzecim w końcu przyszedł porządny sezon 4. Mamy więcej Babci Violet i Isobel, które ostatnio były śladowe. W 4 sezonie po prostu dają czasu! Co do akcji, absolutnie podobają mi się wątki obyczajowe, czyli np wynalazki o których ktoś pisał wyżej, polityka z powrotem na chwilę wraca, spoko knowania Thomasa i tej pokojowej co SPOILER chciała naciągnąć Brantona czy jak mu tam na dziecko.
Z innej beczki. Ostatnio obejrzałam masę brytyjskich filmów znanych pod nazwą klasyki, czyli powrót do howards end, pokój z widokiem, wszystkie te całe jane austine'y, ekranizacje Oscara Wilde. Zmierzam do tego (ale to jest gdzieś tam moja wydumana opinia) , że Brytyjczycy po prostu kochają się w kostiumowych filmach czy serialach. W żadnym z wyżej wymienionych produkcji w zasadzie nic wielkiego się nie dzieje. Najczęściej są to albo obyczajówki albo komedie albo..nawet nie wiem co. Miło się ogląda, cieszy oko, ładny język i tyle. Czwarty sezon przypomina właśnie jedną z tych produkcji. Ktoś podawał,że 11 milionów ludzi ogląda Downton Abbey. Nie wiem czy to dużo dla WB, wydaje mi się , że tak i wydaje mi się także, że Brytyjczycy, jako główny target, po prostu się nim jarają. Dlatego nie spodziewałabym się jakiś wielkich zmian w kolejnym sezonie.
Ostatnia rzecz. po śmierci Matthew'a strasznie nie chciałam powrotu do motywu "kto teraz poślubi biedną Mary". Ku mojemu wielkiemu, ogromnemu zdziwieniu, nie odczułam nowej pogoni za Lady Mary. Walki zalotników, nie były tak uciążliwe jak mi się mogło wydawać przed rozpoczęciem sezonu. Dopiero gdzieś w połowie w ogóle się połapałam, że temat powrócił.
Sorry za wielkie rozpisywanie się. Pozdrawiam