Nie wiem, ale jakieś zastrzyki przyjmuje. Wygląda jakby miał gruźlicę, albo po prostu przesadził z narkotykami. Po nim to można wszystkiego się spodziewać. jednak bez niego serial nie byłby taki barwny, mam nadzieję, że go nie uśmiercą. Mimo wszystko mam do tej postaci sentyment.
Mi się wydawało, że coś gorszego jak HIV czy coś. Też mam nadzieję, że go nie uśmiercą, bo jest tak blisko od zostania pozytywną postacią, że byłoby po prostu szkoda....
Normalnie ma się ochotę go przygarnąć i pomóc, bo ma potencjał być dobrym człowiekiem tylko jakoś brak mu wsparcia. Jakimś takim murem się ogrodził i woli być wredny dla wszystkich niż kogokolwiek do siebie dopuścić. Szkoda, ze mu ten blondyn wyjechał, bo przy nim się trochę zmieniał.
HIV jeszcze wtedy nie istniało. ;)
Też myślę, że próbuje wyleczyć się z homoseksualizmu. Raczej nie jest na nic chory, bo zaczął niezdrowo wyglądać dopiero po tym, jak zaczął się szprycować.
Specjalne sprawdziłam - po raz pierwszy odkryto HIV u człowieka w 1959r. i było to w Afryce.
A jak ktokolwiek wcześniej mógł potwierdzić przypadek HIV, skoro nie wiedziano o jego istnieniu i nie posiadano specjalistycznych urządzeń laboratoryjnych? Człowiek neolitu mógł mieć zapalenie płuc, ale tak tego nie nazwał, bo choroba nie została udokumentowana. Nie możemy zatem wykluczyć, że wirusa HIV po prostu wtedy nie było. Odsyłam zresztą do krótkiego artykułu "Badania datują początki HIV na przełom XX wieku" (wystarczy wpisać w Google).
Dobra, może to co napisałam było skrótem myślowym - wiem, że wirus HIV prawdopodobnie istniał wcześniej (na pewno wśród zwierząt), ale nie został w żaden sposób zauważony. I żyjący w Anglii lat 20. człowiek praktycznie nie miał możliwości zarazić się tym wirusem.
To jak mógł się nim zarazić mógł ew. rozwiązać scenarzysta ;) Po niedzielnym odcinku wszystko jest jednak jasne.
No tak, ale musiałby chyba "trochę" zaszaleć, żeby to wytłumaczyć. Nowego odcinka jeszcze nie widziałam. ;)
Dzisiejsze badania wprawdzie potwierdzają, że wirus HIV istniał już wtedy, jest tylko jeden drobny problem - wśród czarnych na dość niewielkim obszarze na terenie Konga Belgijskiego. Szanse złapania go przez innych ludzi były więc minimalne (czarni w Belgijskim Kongo nie mając dostępu do zbyt nowoczesnej medycyny padali szybciutko rażeni brakiem odporności, zważywszy na łatwość, z jaką w Afryce można łapać choroby - nie zdążyli więc raczej zarazić nikogo z zewnątrz). Żeby Barrow miał złapać HIV musiałby pojechać do Kongo (podróż zajęłaby dobre pół roku), tam odnaleźć miejsce, gdzie pojawił się HIV (co zajęłoby mu pewnie kolejne pół roku) i albo zacząć bungabunżyć z mieszkańcami lub pić ich krew. Ta opcja odpada.
Ok, jest i inna opcja. Wirus HIV jak wiadomo został na człowieka przeniesiony z małpy (wirus ten u zwierząt różni się trochę i jest zwany wirusem SIV) - z szympansa (HIV-1) lub mangaby palonej (HIV-2) - do dziś nie wiadomo, czy wskutek pogryzienia, kontaktu z krwią po polowaniu czy [ocenzurowano]. Więc tak, Barrow idzie do ZOO, gdzie pechowo nawieźli akurat zwierzę z Kongo lub Sierra Leone, które, co bardziej pechowe, jest akurat zarażone. Podchodzi do barierki i gapi się tak długo, aż małpiszon podlatuje i gryzie go tak długo, aż ślina przetransmituje wirusa (co znaczy, że musiałby dać się gryźć przez około tydzień) - no, chyba, że małpiszon akurat ma jakąś ranę w szczęce i zapaskudzi swoją krwią ranę Barrowa.
Więc scenarzysta musiałby mieć zdrowo nawalone we łbie, żeby w ten sposób uzasadnić dziwną niemoc Thomasa.
Wg mnie on chce się "wyleczyć" z homoseksualizmu. Pamiętacie jak dzwonił gdzieś, bo widział ogłoszenie w gazecie "life choice" ?