Czy to tylko mój plik, czy - gdziekolwiek go oglądaliście - w waszych odcinkach też dramatyczna
muzyka w pewnych scenach nagle się urywała? Bez przyciszenia, albo zmiany melodii, tylko
ostre STOP. Bo może to tylko u mnie tak było, jeżeli w serialu, to nie wiem jak mogli to wypuścić.
Cały odcinek ogólnie nie miał rytmu, jak we wszystkich pozostałych. Zawsze wszystkie wątki były
elegancko połączone a tutaj jakoś nie czułam tego.
Ciekawe kto zastąpi Jimmego. Miałam mieszane uczucia co do niego, bo uwielbiam postać
Thomasa, mimo, że jest zły czasami. Jak oglądałam zwiastun, myślałam, że ten pożar będzie
bardziej poważny, że będzie trzeba całą posiadłość odbudować, a tu tylko pokój Edith, której
zawsze się dostaje...
Co myśleliście o całym odcinku? Za dużo żartów o włosach?
Po ucięciu muzyki w TV wchodzą reklamy, pewnie dlatego miałaś takie wrażenie:)
Po trzecim sezonie straciłam serce do DA, oglądam bardziej z przyzwyczajenia więc tak jak przewidywałam odcinek mnie nie porwał.
Na plus żarciki Violet jak zawsze. Bardzo lubie Thomasa wiec fajnie ze Barrowowi udało się jakoś zrehabilitować w oczach Cory na koniec:)
Bates kompletnie mnie nie interesuje
Molesly to taki uroczy fajtłapa xD
Gillingham i Mary umawiający się na sekswakacje można boki zrywać!
No i oczywiście Bom Transon The Firefighter - kiedyś się takie rezydencje samemu podpalało hm? Szkoda gadać:)
niestety też straciłam serce po trzecim sezonie... ono wręcz pękło wraz ze śmiercią kochanek Sybil... dlatego nie wiem, czy chce mi się zaczynać oglądać 5 sezon... już na czwartym się męczyłam
Chyba już brakuje pomysłów na ten serial. Tak mi się wydaje, że odejście Matthew i Sybil to zabójstwo dla fabuły, chociaż widocznie z opóźnionym zapłonem. Ciekawe, czy serial dostanie 6 sezon.
Na razie nie widzę tutaj żadnej postaci, która byłaby dobrze i ciekawie prowadzona. Różne niedorzeczności nakładają się na siebie, niektóre motywy wydają się odgrzewanymi kotletami, większość postaci snuje się bez celu i chyba nie bardzo wiadomo, co z nimi zrobić.
W pierwszym odcinku żaden wątek mnie nie zainteresował dostatecznie.
Wkurza mnie Gillingham, ta mała bezczelna Sarah, Lady Rose, która przez chwilę wydawała mi się zadłużona w Tomie (!), co chyba nie ma sensu, skoro pcha tę dziewuchę w jego ramiona (a on się wydaje chyba mniej zainteresowany, Downton go może trochę już "zesnobowało" ;))
Podobał mi się ten odcinek. To już nie to, co 2 pierwsze sezony, ale działo się całkiem sporo i oglądało się przyjemnie.
Na plus: ujawnienie przeszłości Baxter, Cora była dla niej miła, Robert był naprawdę w porządku, Wątek Edith i jej córeczki jest bardzo wzruszający, zdaje się jednak, że Edith czekają kłopoty..., Rose i Tom rozmawiali ze sobą więcej niż przez cały 4 sezon XD Byliby dobrą parą, ale na to chyba nie ma co liczyć, Thomas też miał do powiedzenia więcej niż przez ostatni sezon :) Wobec Baxter był okropny, ale wobec Jimmy'ego bardzo miły, no i uratował Downton, końcówka dość dramatyczna.
Na minus: Sarah, niech już opuści serial, jest po prostu wnerwiająca i nieprzyjemna, co też Tom w niej widzi...., lady A (nijak nie mogę zapamiętać nazwiska) - obleśne babsko, Mary i Gillingham są tak nudni, że szok.
Myślę, że naprawdę marnują postać Mary. Jest piękna i mądra i zamiast postaci silnej kobiety, jaką mogliby z niej wycisnąć jest na boku, dodając kilka słów o prowadzeniu ziemi i ciągnąc irytującą tendencję do "ooo nie, on mnie kocha, może i kocham jego ale czy chce z nim być" już popełniła ten błąd z Matthew, jak mogła z nim już od pierwszego sezonu, gdyby nie zwlekała.
Chyba nikt nie lubi Sarah. Myślę, że potrzebowali kogoś z innymi poglądami, bo wszyscy zaczęli się zgadzać (przekonali Toma). Ale nie udało się... każdy kto zakłóca porządek podczas kolacji nie zasługuje na zaproszenie na następną.
To, że nie widzicie logiki prowadzenia wątków w tym serialu nie świadczy o tym, że scenarzyście jej zabrakło. Myślicie, że rok podany na początku odcinka został umieszczony tylko dla naszej informacji? Ja myślę, że w tym i być może następnym sezonie (pewnie o skróconej liście odcinków), będziemy obserwować, zmianę porządku społecznego i to jak DA się do tego będzie dostosowywać. Przez ten czas i tak sporo z tych zmian mieliśmy okazję obserwować, ale ostatnie sezony pokazują zawsze moment przełomowy.
Mieliśmy w tym odcinku przedstawionych sporo historycznych faktów z tamtego roku, osią odcinka była dyskusja o tym, jak zmienił się parlament, jak zmienia się kraj i jak zmienia się też lokalne środowisko, jeśli to nie mówi wystarczająco o sensie wprowadzenia jeszcze tego, piątego już, sezonu, to ja nie wiem w jaki inny sposób Was przekonać.
Widzę ogólnie, że preferujecie szybkie, dramatyczne rozwiązania: jeśli pożar to należałoby, żeby spalił się cały dwór, tylko idąc za ciosem co dalej? Cały sezon o odbudowywaniu posiadłości? Poszukiwanie nowej? Wtedy to już nie byłoby Downton Abbey, należałoby serial przemianować. A tak poważnie, to odeszłoby wtedy od głównej osi wydarzeń, znaku fir(l)mowego wręcz, zamysłu twórców. Czy kolejne szybkie rozwiązanie - spłonął dwór, jeden-dwa odcinki o odbudowie, a potem srrrruuu, szybkie przenosiny w czasie i znowu jesteśmy w pięknym, lśniącym DA? Ale wtedy to już by było niepoważne, nie na tym się fabuła skupia, przeoczylibyśmy kilka ważnych lat dla Wielkiej Brytanii i społecznych przemian. Nie mówiąc już o rozwoju samych postaci.
Co do postaci Sarah, to proste, że nikt jej nie lubi, bo jest przeciwstawiona uwielbianej przez wszystkich Sybil i przystawia się do Toma, do którego spora część fanek serialu wzdycha. Mnie to tak bardzo nie razi, natomiast co mi się nie podoba to wygląd (sorry) i stylizacja ogólnie tej postaci. Nie macie wrażenia, że ona wygląda nie jak wystylizowana, tylko jak ukradziona z XXI wieku 100% Amerykanka, przebrana w jakoś tak mało autentyczny strój z epoki, z mało przekonywającą fryzurą i nienaturalnie wręcz (jak na realia Wlk. Bryt. czarną herbatą płynącą, bez wybielających past do zębów), olśniewająco białym uśmiechem. No nie, po prostu jest totalnie nierealna w tym serialu. Jej postać jak dla mnie zasługuje na wielki minus i na miłość boską niechże jej ktoś te włosy na modłę lat 20. utrefi i choć trochę dostosuje do tej epoki jej wyglad, bo to aż razi!
Płaczu nad Sybil nie rozumiem, nie była to moja ulubiona postać, ani jakaś szczególnie barwna jak dla mnie, co mogłaby wnieść do fabuły przez kolejne sezony? Zdrada, nowe romanse itd. itp. ale pamiętajcie, że od tego mamy też jeszcze dwie siostry. Dodajmy, że aktorce rola w DA kolidowała z innymi planami, więc tak się musiało skończyć i wg mnie bardzo dobrze. Dodało to fabule dramatyzmu i oddało świetnie realia: że nawet w tak bogatym domu w tamtych czasach medycyna nie umiała pomóc w tak podstawowej kwestii, a wręcz przez niekompetencję snobowatego lekarza, mogła poważnie zaszkodzić. Dzięki temu też, postać Toma wysunęła się na pierwszy plan i Edith wyszła z cienia. W dodatku nutka melancholii spowiła tę postać w oczach widzów: dobroduszna, nieco na przekór swoim czasom (powiedziałabym że wręcz trochę przez to nieautentyczna), wyzwolona, umarła w tak niesprawiedliwy sposób. Nie no, tutaj scenarzystom nic nie można zarzucić.
Śmierć Mefju, analogicznie do aktorki grającej Sybil, Dan Stevens chciał się zrealizować w innych projektach z obawy przed tym, że rola w DA przyćmiła jego aktorski wizerunek i już się od niej nie wyzwoli, jak widać była to dobra decyzja, bo Dan jest po prostu świetnym aktorem i był świadomy swoich możliwości: http://www.filmweb.pl/film/Go%C5%9B%C4%87-2014-707107
Scenarzysta musiał więc wymyślić taki wątek do tej postaci, mniej lub bardziej sensowny, ale na pewno równie tragiczny i niesprawiedliwy. Trochę klisza, ale być może jest to oczko puszczone do starszych widzów, którzy seriale kostiumowe z dawnych lat kojarzą przede wszystkim właśnie z takich "mydlanooperowych", melodramatycznych rozwiązań fabularnych.
Podsumowując, DA to ciągle dobry serial obyczajowy o realiach czasów przed II WŚ w Wlk. Brytanii, wbrew temu co mówicie trzyma poziom. Twórcy świadomi są, że sztuczne przedłużanie "życia" serialu jest passe i spotyka się z niechęcią fanów, dlatego też sądzę, że dostosują fabułę tak by mimo wszystko większości z nas nie zawieść. To jest zresztą deklaracją scenarzysty nawet, odnośnie 5 sezonu:
"Fellowes himself has said that “the most important thing is to make sure Downton is well-formed, comes to an end at the right time, and is not lured into the usual thing of trying to keep something going past its time”. "
Akurat w tym wątku nikt nic nie pisał o Sybil czy Matthew ;)
Tak, pokazanie, jak zmieniają się obyczaje i wszelkie tło społeczno - polityczne jest fajnie pokazane i mogłoby być tego jeszcze więcej. Ale z rozwojem poszczególnych postaci jest już różnie, nie podoba mi się potraktowanie przez scenarzystę np. Mary, Edith czy Thomasa.
Nie zgodzę się co do Sary, ona nie jest lubiana ze względu na swoje zachowanie. Tęsknota za Sybil (lubiłam ją bardzo, była ciekawą osobą, choć może faktycznie zbyt dobrą i przez zdawała się nieautentyczna) i czy wzdychanie fanek do Toma nie tłumaczy całej niechęci do tej postaci. Wiele fanek Toma chciałoby zobaczyć go w szczęśliwym związku. Lubię tę postać i uważam, że zasługuje na dużo szczęścia. Ale na litość, Sarah jest arogancka i nieuprzejma, a jej zejście na dół, żeby podziękować kucharkom było dziwaczne, taka demonstracyjne. Poza tym ona jest zbyt nachalna wobec Toma, przytłacza go, wolałabym dla niego kobietę, przy której mógłby poczyć się bardziej "męsko".
Ogólnie, 5 sezon zaczął się naprawdę dobrze i na razie zapowiada się jako lepszy od 4, który był dość kiepski.
A dla mnie Sarah super :) Wolę widzieć bardziej ją albo Edith na ekranie niż Mary, która gada mdląco w kółko to samo przez 5 sezonów i jest już nudna jak flaki z olejem - jedynie dobrze wygląda. )Swoją drogą Tony do niej idealnie pasuje - tak samo mdli i nie jest interesującą postacią.)
Świetny komentarz, nie mam nic do dodania. Błyskotliwy, rzeczowy i na poziomie.
Chciałabym zwrócić uwagę , że pomimo szukania na siłę rewolucjonistki na dziewczynę Toma postać Sarah wnosi wiele autentyzmu do fabuły. Opinie o niej odnoszą się do tego,tylko , że w poukładany świat Downton Abbey wkradła się jakaś nieokrzesana nauczycielka z nie wiadomo skąd i robi ferment. Równocześnie automatycznie nasuwa się porównanie jej postawy z postawa Sybil, czy innymi wychowanymi na salonach bohaterkami. To wychowanie jest właśnie kluczem do zrozumienia postaci nowej przyjaciółki Toma.
Sybil - cudowna buntowniczka wychowała się w cieplarnianych warunkach, służba przynosiła jej kapciuszki, ubierała w najładniejsze sukienki, nauczyciele uczyli grzeczności i tańca, a najważniejszą w życiu zasadą były konwenansy i dbanie o dobre samopoczucie gości, nawet jak byli głupsi, biedniejsi, nieuprzejmi.
Sara - wywodzi się z innej niższej społecznej, ( zapewne klasa średnia) o wszystko musiała walczyć sama -( wnioskuję to z jej postawy i bezkompromisowych poglądów jakie reprezentuje), w jej otoczeniu praca i dążenie do celu - i to często bezwzględnie, było warunkiem sukcesu - pracy - życia....a nawet przeżycia. Każdy dzień był walką: w publicznej szkole, w szkole dla dziewcząt i najpewniej w nauczycielskim studium, nikt nie pytał dziesięć razy czy jej ciepło, nie zmokły jej buciki i czy ma nową sukienkę na wieczór. Sara ciężką pracą zyskała pozycję, zupełnie inaczej niż większość Abbey rozumie powołanie kobiety, tradycji i zmian, zapewne nierzadko musiała pogodzić się z faktem, że wyżej od niej urodzeni, mniejszymi staraniami osiągali o wiele więcej niż ona.
Sara przypomina mi Toma sprzed ustatkowaniem, (w końcu był robolem z irlandzkiej klasy średniej) śmiałego i otwartego - owszem jest obcesowa ale całe jej życie właśnie było na tym oparte, na walce. Sara uznała zapewne, że zaproszono właśnie ją - nauczycielkę, rozmiłowaną w poglądach nowego premiera, ogarniętą obietnicą zmian jakie tamten rząd przyniósł, a nie ładna laleczkę z niższej klasy by popieścić ego arystokratów.
p.s nareszcie w Downton zmiany idą szybciej.. widać je właściwie w każdej postaci - Mary - chce związku nie romantycznego ale pragmatycznego, Edith... (nieślubne dziecko niestety udramatyzowane) ujawnienie bękarta nie było by aż takim szokiem( Dziewczyny poniżej wyczerpująco rozwinęły wątek ;) ] Tom staje się o wiele śmielszy wobec Roberta, Cora docenia swoja wartość jako kobiety, Daysy chce sie dokształcać.. itd. Następne odcinki zapowiadają się obiecująco ;)
Na plus rozwinięcie postaci Thomasa, wreszcie coś się u niego dzieje. Widać, że cierpi z powodu nieodwzajemnionej miłości i jest zdolny do poświęceń. Cieszę się, że uratował Edith, że górę nie wzięło tchórzostwo. Ciekawe czy uda mu się uratować posadę Jimmiego.
Sarah - beznadziejna, nie umie się zachować i jakby specjalnie się buntuje. Tom zasługuje na jakąś damę.
Mary i jej sercowe rozterki - ileż można, to robi się nudne, jak dla mnie powinni skombinować nowego zalotnika, który powaliłby wszystkich na kolana.
Baxter - myślałam, że to jakaś mroczniejsza tajemnica, typu morderstwo czy coś... Tutaj zaskoczenie na nie.
Rose - jak zwykle beznadziejna, zawsze są przez nią kłopoty.
No i biedna Edith, serce się aż kraje, córeczka śliczna. Ale będą z tego nowe kłopoty.
Robert i Carson dalej żyją w poprzedniej epoce, zupełnie nie rozumieją że wszystko się zmienia.
A jednak DA stracił parę. Mam wrażenie, że wszystko w tym odcinku już było:
- pieprzny seks lajf Mary
- który to już raz Thomas ma być wywalony, co mu się należy jak psu buda, lecz zbiegiem okoliczności (okoliczności pokazujących jego zło) udaje mu się uratować posadę. Mam tego dość. To jest zły człowiek i niech wreszcie spotka go jakaś kara! Ta pobłażliwość wobec tego dziada doprowadza mnie do szału
- rozmowy wydają mi się jakby przepisane z poprzednich sezonów
- no i ta kretyńska nauczycielka, dżizas. Ok, rozumiem, że ZNOWU potrzeba było kogoś, kto wywoływał by oburzenie Pana Lorda, ale ona jest po prostu skończoną kretynką, która nie potrafi się zachować wśród ludzi. Całym sercem stałam za Robertem i dziwiłam się, że nikt nie wstał i wylał jej zupy na głowę. Pomnik miał być ku czi ofiar wojny, nie ku czci wojny, ty głupia krowo, ofiar pochodzących z tej wsi, ofiar znanych i kochanych przez mieszkańców. Jej pieprzenie o polityce było niestosowne, nieczułe i nie na miejscu, nie miała do tego prawa. Każda wojna jest zła i niepotrzebna, walnęłaś przy tym stole "mondrym" tekstem że hoho!
Sztuczne robienie z niej super nowoczesnej dziewczyny jest bardzo durne - no ja przepraszam, ale ja osobiście, mimo że jestem nowoczesna i liberalna nikomu nie narzucałabym się, żeby mi pokazał swój dom ( w którym mieszka z teściami!) w nocy, nie wyśmiewałabym niezdarnych prób owego kogoś zatrzymania mnie, w ogóle NIKOMU bym się narzuciła bez zaproszenia - zostałam wychowana jak człowiek!
Poza tym nie przyszłoby mi do głowy wyśmiewać czyjeś zwyczaje (tak jak ona wyszydziła gong wzywający na obiad). Ona nie jest nowoczesna i postępowa - ona jest zwyczajnie grubiańska! Nowoczesna była Sybil, która swoje opinie i poglądy przekazywała BEZ agresji, szyderstwa i robienia z siebie lepszej od innych.
Jak zrobią z niej dziewczynę dla Toma, bo jest taka rozpolitykowana, buńczuczna i wygadana - i przez to jak rozumiem idealna na partnerkę dla ex-rewolucjonisty - to padnę i nie wstanę.
- no i ten wątek dziecka Edith. Bardzo, bardzo głupi, naiwny i nie pasujący do całości. Jak z jakiejś infantylnej powieści dla pensjonarek.
- utarczki Violet i Isobel, no rany, ileż można to wałkować
Może to tylko 1 odcinek taki jest, ale mam wrażenie, że serial stracił (właściwie już w poprzednim sezonie to było widać) płynność, wiarygodność i ten rodzaj ciekawego niby-nic-się-nie-dzieje slice of life przetykanego czymś cięższym od czasu do czasu.
Na plus:
- Baxter i Mosley - czyli jeszcze jest coś dobrego i pozytywnego w Casa de Crowley :)
- pojawienie się dwóch brytyjskich aktorek, które bardzo lubię: tej która baraszkowała z Jamesem i tej wdowy, która flirtowała z adoratorem Isobel :)
Zgadzam się co do nauczycielki, ona jest po to by siać ferment. Co do Thomasa - to postać, która ma swoich fanów i fanki i twórcy nie mogą ot tak się go pozbyć, chociaż to dopiero pierwszy odcinek, więc calm down, zobaczymy co będzie dalej. Bardzo możliwe w każdym razie, że sezon 5 będzie ostatnim.
no i ten wątek dziecka Edith. Bardzo, bardzo głupi, naiwny i nie pasujący do całości. Jak z jakiejś infantylnej powieści dla pensjonarek. / Dlaczego? Panna z dobrego domu z nieślubnym dzieckiem w Anglii w latach 20. to był margines, byłaby skończona, więc wybrała opcję bez społecznej nagonki i wykluczenia towarzyskiego, ale wyrzuty sumienia i cierpienie na jakie się naraziła to konsekwencje tego wyboru. Nie rozumiem co jest infantylnego w jej postępowaniu.
utarczki Violet i Isobel, no rany, ileż można to wałkować / OK, teraz na serio mam wrażenie, że napisałaś post w zamyśle, żeby tylko skrytykować i wytknąć słabe punkty odcinka, ale to akurat przyczepka na siłę. Myślę, że Violet i Isobel są jednak coraz bardziej przyjaciółkami, a posunięcia Violet w tym odcinku miały na udowodnienie Isobel, że jej adorator połasi się na każdą spolegliwą wdówkę jaka mu się w towarzystwie napatoczy. Może i bolesne ukłucie dla dumy i ego Isobel, ale i również uświadomienie sobie, że gra nie była warta świeczki i odmowa jego umizgom była słuszna. No i jednak nie wiem jak można ich mieć dość, naprawdę świetne dialogi rozpisane są dla tych postaci.
"więc calm down"
"Nie rozumiem co jest infantylnego w jej postępowaniu."
"OK, teraz na serio mam wrażenie, że napisałaś post w zamyśle, żeby tylko skrytykować i wytknąć słabe punkty odcinka, ale to akurat przyczepka na siłę."
"No i jednak nie wiem jak można ich mieć dość"
Byłoby super, jakbyś pisała bez tych wszystkich personalnych wycieczek. Twoje zdanie to jest twoje zdanie, moje jest moje, możesz jak najbardziej nie zgadzać się moim zdaniem, ale w takim razie pisz proszę używając merytorycznych argumentów. Pozwolę sobie odpisać, że ja na przykład nie rozumiem, jak moja krytyka jest dla ciebie czepianiem się na siłę. A najbardziej podoba mi się twoje końcowe hasło "No i jednak nie wiem jak można ich mieć dość". Nie przyszło ci do głowy, że jednak za przeproszeniem, *można ich mieć dość i uj* i jest to całkiem normalna, sensowna reakcja randomowego widza, którego ty w ŻADEN sposób nie masz prawa oceniać? Hm?
Pomijając te teksty, bez których twój post byłby o wiele milszy:
- sorry, ale ja nie jestem omamiona aż trzema przejawami dobroci Thomasa: czyli płaczem za Sybil, wsparciem dla tego gościa, który popełnił samobójstwo oraz swoim uczuciem do Jamesa. Być może więcej tego było, ale ja nie jestem w stanie sobie na ten moment przypomnieć. Poza tym Thomas knuje, mąci, donosi, dla własnych korzyści robi złe rzeczy, krzywdzi ludzi, którzy na to nie zasługują. W tym samym odcinku jest miły dla Jamesa (pomagając mu w organizacji bzykanka, za które może wylecieć z pracy), równocześnie przeprowadzając podły szantaż i donos na Baxter. Przepraszam jego fanki, ale niestety widzę go jako złego człowieka, który świadomie krzywdzi innych ludzi. I dalej to robi, uczucie do Jamesa go nie zmieniło.
Thomas miał świadomy zamiar zrujnowania życia Baxter. NIC go nie tłumaczy, ani nie jest w stanie wybielić.
- wątek nieślubnego dziecka jest wg mnie nie na miejscu i mam wrażenie, że specjalnie go dodano, bo wątek Edith od zawsze był dość nudny. Nieślubne dziecko już było w serialu i dość było z nim zamieszania. Poza tym co mnie osobiście zdziwiło, to to, że do tej pory skandale w rodzinie Crowleyów po pierwszych szokach rozchodziły się po kościach i były w końcu akceptowane. Była jazda z Sybil i jej małżeństwem z szoferem, z seksem Mary, śmiercią jej kochanka w jej łóżku i krążącymi po Londynie plotkami, itp. Dziwi mnie to po prostu, bo to nie pasuje do DA, za to pasuje do Dumy i uprzedzenia. Wtedy taki skandal rzutował w tragiczny sposób na całą rodzinę, a przecież to są czasy międzywojenne - świat się zmienił, o czym mówią wokół WSZYSCY co przysłowiowe 5 minut :)
I niestety wyczuwam w tym atmosferę infantylizmu - bo w sumie było to niepotrzebne i tak jak mówię - mam wrażenia wyprodukowania tego wątku dla sztucznego urozmaicenia historii Edith - tak jakby nie mogła zostać prawdziwie niezależną kobietą, której skandale dotyczyłyby pracy dziennikarskiej i życia jako nowoczesna kobieta (na co sekretnie liczyłam), a nie chlipania po kątach na widok córeczki.
Przyznaję bez oporów, że mogę się mylić odnośnie kobiety z wyższych sfer z nieślubnym dzieckiem w 20-leciu międzywojennym - muszę poszperać na ten temat. Wiem tylko tyle, że skoro w międzywojniu król ożenił się z amerykańską rozwódką i abdykował i brytyjska arystokracja to przetrawiła, to być może przetrawiłaby też córkę jednego z wielu lordów z nieślubnym dzieckiem :) I to wcale nie jakiegoś stajennego bez grosza przy duszy :) Na pewno byłoby to niekorzystne dla rodziny i dla samej Edith - no ale ani nie mają więcej córek na wydaniu, biedni nie są, przeżyli śmierć jednej z córek - plotki i niezręczna sytuacja trwałyby jakiś czas, ale jak każdy skandal - zostałby w końcu przyćmiony przez inne.
Dlatego jestem na nie.
- odniosłam inne wrażenie odnośnie Violet i Isobel. Miałam wrażenie, że Violet zaczęła działać dopiero w momencie, kiedy uświadomiła sobie nową pozycję Isobel po ewentualnym małżeństwie z lordem. Jest taka scena, kiedy ktoś jej to mówi, Violet ma kwaśną minę i natychmiast przystępuje do działania. Sama Cora w późniejszej scenie też o tym wspomina. Więc nie miałam wrażenia przyjaciółki pomagającej przyjaciółce, tylko kolejną utarczkę. I dobre dialogi akurat nie mają tu dla mnie nic do rzeczy, bo Violet ma zawsze dobre teksty.
Nie wiem, czy masz zamiar mi odpisywać, ale jeżeli tak, to uprzejmie proszę o ograniczenie się do merytorycznej dyskusji, bez oceniania moich opinii oraz dziwowania się im. Dziękuję.
Dlaczego nie mogę oceniać Twojego zdania na temat tego serialu i poszczególnych wątków? Taki jest sens całej tej dyskusji. Raczej nie oceniałam, a po prostu odnosiłam się do niego podług własnego wrażenia, które było zgoła inne niż Twoje. Zdanie "Nie rozumiem..." to w domyśle "Wyjaśnij, jak...", nie miało charakteru oceny, tylko niejasne było dla mnie dlaczego właśnie w ten sposób nazwałaś postępowanie bohaterki i jej problem.
Co do Thomasa, to nigdzie w swojej wypowiedzi nie próbowałam "wybielić" jego postępków, zwróciłam tylko uwagę na techniczną/ekonomiczną stronę ucięcia wątków z tą postacią - fanki byłyby niepocieszone + jest to postać, która wg zamysłu twórców wprowadza w sielskie życie DA odrobinę pikanterii. Oczywiście opinii o nim jest wiele i pewnie niektóre mocno kwestionują zamysł utrzymywania tej postaci, nie mniej jednak trzeba się pogodzić z tym, że jest to trochę jak z "częścią tej siły która wiecznie zła pragnąc wiecznie czyni dobro", czyli raczej zbyt szybko się z tą postacią nie pożegnamy ;-)
Wtedy taki skandal rzutował w tragiczny sposób na całą rodzinę, a przecież to są czasy międzywojenne - świat się zmienił, o czym mówią wokół WSZYSCY co przysłowiowe 5 minut :) / Nie tylko wtedy, w tej kwestii czasy tak bardzo się nie zmieniły wówczas, "bachor" hańbił rodzinę z wyższych sfer i nie był to problem, który dał się zamieść pod dywan (jak problem orientacji seksualnej, seksualnych afer itd.). Czy próbujesz zakwestionować w tym momencie znajomość historii i naciągania jej pod scenariusz przez twórcę?
Rozumiem Twoje obiekcje co do rozwoju postaci Edith, oczywiście wychodzisz z trochę innego podejścia niż moje, nie mniej jednak ogólnie można podsumować, że twórcy wybrali mniej "przygodową" drogę przedstawienia dalszych kolei losów tej postaci podyktowaną prawdopodobnie przez chęć oddania prawdy historycznej i trzymania się realiów oraz głównego zamysłu serialu. Edith byłaby bowiem postacią bardzo ekstrawagancką jak na tamte czasy, kimś w rodzaju Simone de Beauvoir, Virginii Woolf itd. - bohemą i owszem byłoby to ciekawe, ale w jakiś sposób zaburzyłoby dotychczasowy porządek ukazywania spokojnego, żyjącego specyficznym rytmem DA z życiem Edith, zdaje mi się, że coś tutaj by się gryzło, zwłaszcza, że osią tego serialu jest właśnie Downton Abbey i mnożenie planów akcji byłoby nie po drodze pierwotnemu zamysłowi twórców.
Nie chodzi też o "przetrawienie" faktu, że Edith ma nieślubne dziecko, ale o społeczne konsekwencje, reperkusje - Edith nie mogłaby swobodnie pokazywać się "na salonach", a jej droga do korzystnego zamążpójścia byłaby po prostu zamknięta. Inny był status panny z dzieckiem, a inny wdowy (Mary), bogate wdówki miały branie. Właśnie w tym był cały problem: dlatego chciała usunąć dziecko i dlatego oddaliła je od siebie, zatajając fakt przed bliską rodziną (ze wstydu, z obaw) i przed społeczeństwem.
Co do Edwarda VIII - jego romans i chęć poślubienia rozwódki stały się powodem jego abdykacji jako króla! Społeczna niechęć i nagonka zmusiły go do banicji. A działo się to 12 lat później niż obecna akcja DA. Czy brytyjska arystokracja i społeczeństwo to przetrawiły? Pewnie po czasie tak, świat miał na parę lat po tym wydarzeniu o wiele poważniejsze zmartwienia, nie mniej Edward dopiero 30 lat po swojej abdykacji mógł w miarę swobodnie przebywać na dworze królewskim i odwiedzać Anglię, w kręgach angielskiej arystokracji pozostawał wciąż w tamtych czasach "persona non grata".
Odnośnie Thomasa w innym temacie wdałam się w dyskusję o nim, nie chcę się powtarzać, wiec tylko zsumuję: nie podoba mi się recycling jego przygód i nie podoba mi się brak rozwoju jego jako bohatera. Odkąd po raz pierwszy go zobaczyliśmy minęło ok. 10 lat, a Thomas jaki był, taki jest. Irytuje mnie powtarzający się motyw z nieszczęśliwym zakochaniem, z bardzo podobnymi do siebie intrygami, z donosicielstwem, szantażem oraz kiedy już, już ma być wywalony, następuje jakiś zbieg okoliczności, który ratuje my tyłek.
Jak już wspomniałam nie dysponuję ogromną wiedza na temat sytuacji arystokratek w 20-leciu międzywojennym, więc tutaj snuję trochę własne przypuszczenia. Ale to nie o to chodzi. Na czym jednak się skupiam i o co mi dokładnie chodzi, to to, że mi ta historia nie pasuje do serialu. Po prostu przypominam sobie Dumę i uprzedzenie, gdzie pewien skandal rodzinny z udziałem jednej z córek rzutował na przyszłość jej sióstr, echa tych sztywnych norm widać jeszcze na początku DA. I to było ok. Ale potem w serialu mamy wojnę, mamy małżeństwo córki lorda z szoferem (nie z farmerem, sklepikarzem - ale z robolem szoferem-mechanikiem, na dodatek Irlandzkim katolikiem ^^) i nic się nie dzieje. Po Londynie krążyły upokarzające plotki o Mary, zawierające wątek seksu i śmierci (szał) i też nic. Wszystko się rozeszło, wszystko zostało wyjaśnione, po początkowym szoku i obiekcjach Robert postąpił wspaniałomyślnie i rodzina była jeszcze silniejsza, niż wcześniej.
No i teraz ta ciąża Edith - spojrzę na nią z dwóch stron.
Strona rodzinna.
Nie wiem jak Robert zaakceptował i wsparł jedną córkę, która "puściła" się po dniu znajomości z Turkiem (!), pod jego własnym nobliwie brytyjskim dachem, po czym przenosiła w nocy jego zwłoki :D a miałby nie zaakceptować i wesprzeć córki, która "puściła" się z gościem, którego zna, kocha i planuje z nim małżeństwo, który jest szanowanym Brytyjczykiem, który teraz tragicznie zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. W obu sytuacjach jego córki są przerażone, zdenerwowane, boją się o siebie, swoją pozycję, o przyszłość i o skandal. Obie popełniły głupstwo i za nie płacą. Przy czym Edith jest w o wiele gorszej sytuacji i potrzebuje większego wsparcia. I stąd moje zdziwienie - dlaczego "niewłaściwe" zachowanie dwóch córek jest w końcu kupione przez wyrozumiałych rodziców, a przy trzeciej stworzona jest atmosfera, że jest granica miłości rodzicielskiej Cory i Roberta?
Strona publiczna.
Pozamałżeński potomek Crowleyów po początkowym skandalu nie przyniósłby reperkusji w postaci ostracyzmu dla całej rodziny - jak wyżej wspomniałam, to już nie te czasy. Najbardziej poszkodowana byłaby Edith, przy czym jej poszkodowanie nie będzie straszliwymi konsekwencjami jak np. odebranie dziecka, czy zamkniecie w klasztorze. Niemożność pojawiania się na salonach, czy brak możliwości zamążpójścia nie wydaje się wielkim kosztem posiadania legalnego dziecka u swojego boku.
Poza tym Edith budzi zainteresowanie specyficznego typu mężczyzn - raczej dojrzałych, dla których jej "bękart" nie byłby problemem.
Tak więc myślę, że w serialu DA społeczne i rodzinne koszty posiadania nieślubnego dziecka przez Edith wydają mi się niewspółmierne do tego, co się dzieje teraz i co się jeszcze stanie. I dlatego uważam ten wątek za wykreowany sztucznie, żeby była maksymalna drama. I dlatego niestety mi się nie podoba :(
Nie jest zgodny z charakterem Edith, z jej dotychczasowymi przejawami nowoczesnego myślenia, cichego uporu i buntu. Edith szła swoją drogą, potrafiła przeciwstawić się całej rodzinie, pokazywała swój charakterek. Potrafiła się mścić, być "mean girl". Czy dziewczyna, która po porzuceniu przed ołtarzem, upokorzona i zdradzona w tak okropny sposób, wstaje po przepłakanej nocy na drugi dzień, chowa zranione serce i stawia czoło światu, spojrzeniom pełnym politowania i nie zawsze prawdziwego współczucia zachowała by się tak, jak teraz?
Ten wątek wtłacza ją w schemat, który do niej nie pasuje i stąd mój sprzeciw.
Tak, małżeństwo króla z amerykańską rozwódką działo się później, niż akcja w DA, ale chodziło mi o konkretnie międzywojnie - ten specyficzny czas wielkich zmian i wychodzenia z szoku jakim była Wielka Wojna, która postawiła wiele spraw na głowie. Król abdykował, poniósł konsekwencje swoich czynów, ale do czego zmierzam: stało się, dopiął swego, pomijam fakt, czy był szczęśliwy, czy nie, ale stało się - wielki skandal wybuchł, nie ma króla, przyszedł nowy król. Panieńskie dziecko Edith też byłoby skandalem, ale jak każdy skandal, zostałoby przyćmione przez następne. Poza tym to byłby klasyczny skandal, nic nowego :) Na rodzinie by się nie odbiło, a do Mary, jej pieniędzy i jej majątku ustawiałaby się kolejka, nawet jakoby ona i Edith były otoczone wianuszkiem bękartów :D
A Edith odważnie stawiająca czoło społeczeństwu - co jest ZGODNE z jej charakterem zyskałaby w oczach innych bohaterów oraz widzów. Kto jest uważany za najgorszą i najsłabszą postać w "upstairs" serialu? No właśnie. Ta historia z dzieckiem tylko rujnuje ją dalej.
No jasne, ale tutaj chodziło o dodanie dramy. Myślę, że rodzinie Crawleyów sam fakt posiadania przez Edith nieślubnego dziecka z człowiekiem przez nich dobrze znanym aż tak wielkiej krzywdy by nie zrobił choć byłby to skandal i wpłynąłby na przyszłość samej Edith, natomiast o co teraz chodzi: w momencie kiedy Edith zaszła w ciążę miała jeszcze przed sobą perspektywę kariery, świadomość że została opuszczona przez ojca dziecka i że dziecko przyniesie jej hańbę, zamknie drogę na salony i do zamążpójścia oraz drzwi do kariery (niestety, ale tak było) wpłynęła na decyzję pierwotnie o usunięciu ciąży, a potem o oddaleniu od siebie dziecka. Niestety Edit nie przewidziała, że tęsknota za tym dzieckiem stanie na przeszkodzie jej rozwoju, normalnego życia dlatego teraz obserwujemy jej melancholię, rozpaczliwą próbę kontaktu z małą. Myślę, że ten George się jednak "znajdzie", a gdy Edith powie mu, że była z nim w ciąży i urodziła dziecko itd., tajemnica wyjdzie na jaw i będą żyli długo i szczęśliwie, pomimo że w atmosferze skandalu ;-)
a do Mary, jej pieniędzy i jej majątku ustawiałaby się kolejka, nawet jakoby ona i Edith były otoczone wianuszkiem bękartów / troszkę poleciałaś tutaj, myślę że jednak trzymając się stricte realiów epoki bycie otoczonym wianuszkiem bękartów (gdyby oczywiście było to podane do wiadomości publicznej) dyskwalifikowało pannę ze statusu "dobrej partii", przydział zostawał na kawalerów/wdowców drugiego i trzeciego sortu
No nie do końca się zgodzę. Prawda, że skandale z udziałem Mary i Sybil przyschły zadziwiająco szybko i wyszło to niespecjalnie wiarygodnie. I że czasy się zmieniły, ale nie aż tak mocno. W tych czasach Edith nie miałaby jeszcze szans na wychowywanie nieślubnego dziecka, przy jednoczesnym zachowaniu swojej pozycji. Mogłaby pewnie wyjechać i żyć skromnie, rodzina pewnie w końcu dałaby jej jakieś pieniądze - ale to oznaczałoby całkowitą zmianę stylu życia i nie dziwię się, że bogata arystokratka, przyzwyczajona do rozkazywania innym, nie jest na to przygotowana.
Druga sprawa: Edith nie wydaje mi się aż tak nowoczesna. Odbieram ją jako snobkę, zadowoloną z własnych przywilejów (tak jak Mary, choć w mniejszym stopniu), mocno zwracającą uwagę, co powiedzą inni. Wydaje mi się, że ona jest nowoczesna, wtedy, gdy jej to pasuje. W dużym stopniu jest przywiązana do konserwatywnego stylu życia. To Sybil i Rose są prawdziwie "wolnymi duchami", Mary i Edith nie.
i jeszcze mi się skojarzyło: Edith to najmniej kochana córka, najmniej dostrzegana przez rodziców. Myślę, że podświadomie wciąż stara się zasłużyć na ich miłość, być jak najlepszą córką, dlatego nie chce im mówić o swoim nieślubnym dziecku. Rodzice mogli więcej wybaczyć Mary i Sybil, jako tym bardziej kochanym córkom, może dlatego też Sybil odeszła z domu, bo wiedziała, że rodzice tak czy siak będą ją kochać. Natomiast Edith, zawsze na szarym końcu, boi się surowości rodziców nie chce ich zawieść.
Och, znam osobiście współczesne kobiety, które dla swojego publicznego imidżu i zachowania pozorów spieprzają sobie życie, więc akurat powody zachowania Edith są całkowicie wiarygodne.
Ale :)
Pozwolę sama siebie zacytować: "Na czym jednak się skupiam i o co mi dokładnie chodzi, to to, że mi ta historia nie pasuje do serialu."
W serialu - co sama zauważyłaś - zadziwiająco szybko przeszli do porządku dziennego nad sprawą Sybil, a także nad historią Mary, która jest pełnokrwistym skandalem (piękna dziewczyna, sex, śmierć i wysokie sfery). Ale takie są prawa opowieści i nie czepiam się (są głupsze wątki w DA). Natomiast sytuacja Edith mi właśnie nie pasuje do całości i na dodatek jest dość - przynajmniej na ten moment - infantylna. Nieślubne dziecko już było w DA i ten motyw został dość ciekawie poprowadzony: nie było happy endu, nie było bajkowego połączenia pokojówki z oficerem oraz "żyli długo i szczęśliwie".
Dlatego powtórzenie wątku jest niepotrzebne i wpisuje się w trend, który wytykam, czyli recycling i odgrzewanie fabuły.
Moje dywagacje odnośnie tego, czy nieślubne dziecko byłoby, czy nie byłoby kosmicznym skandalem są w sumie nie ważne, bo tak naprawdę wszystko zależy od scenarzystów. Tylko że ci sami twórcy najpierw rozwiązują skandale w stosunkowo łagodny sposób, żeby potem wyskoczyć z czymś takim. Próbowałam w swoich postach znaleźć rozwiązanie problemu Edith PASUJĄCE do dotychczasowej fabuły. Nie osądzam tego, czy Edith mogła postąpić, tak jak mogła - jak wspomniałam, współczesne kobiety wciąż rujnują sobie życie w podobny sposób. Tylko mi to nie pasuje do tej historii.
Uważam Edith za nowoczesną kobietę, która pozostaje w cieniu "królewskiej" Mary, odważnej Sybil, przebojowej Rose. Edith też ma odpowiednie cechy, żeby być świetną bohaterką, ale niestety ma pecha. Jest najmniej atrakcyjna, najcichsza z sióstr. Ale potrafiła pokazać swoją odwagę, miała własne plany na życie i siłę, żeby je przeforsować, ma poczucie humoru, ale potrafi być też wredna i pokazać pazur.
Jej nowoczesność widzę właśnie w jej odwadze, w uporze, w wyborach życiowych. Gdyby taka nie była, potulnie poddałaby się woli rodziców i nie stanęłaby do ołtarza z kimś, kogo jej rodzina nie akceptuje, nie podjęłaby pracy, której nie pochwalano, nie wiązałaby się z kolejnym niezbyt po myśli rodziny mężczyzną. Na dodatek jej poglądy są nowoczesne, ale być może niezauważalne tak bardzo jak wygłaszane przez żywiołowe Rose i Sybil.
A przecież ona też pomagała przy rannych żołnierzach i trzeba było obcych, żeby docenić jej pracę i empatię - rodzina (i pewnie widzowie) byli pod wrażeniem pielęgniarskiego fartucha Sybil i jej romansu. Edith nauczyła się prowadzić samochód i pomagała okolicznym mieszkańcom - no ale to nie było tak fajerwerkowe, jak nocne oporządzanie świń w wieczorowej sukni :)
Niestety inaczej też patrzę na nią - nie uważam jej za snobkę - raczej za przyzwyczajoną do swojego życia osobę. Jak każdy. Ona sama mówi do Roberta, że robi wszystko, żeby ich nie skrzywdzić. Myślę, że w tej decyzji o zostawieniu dziecka duży udział ma też jej ciotka. Między innymi dlatego też nie podoba mi się ten wątek, bo Edith była gotowa na małżeństwo z salonowym nudziarzem, wręcz pogardzanym przez Mary i niezbyt lubianym przez Roberta i Violet - wiec można by było sobie wyobrazić jej socjalne życie w takim mężem u boku - na bycie salonową lwicą zapraszaną z ochotą na każde przyjęcie też się nie zanosiło.
A mam przypomnieć poparzonego pacjenta - kuzyna? Czy z kimś takim u boku też prowadziłaby uprzywilejowane życie? :) A też była za nim całym sercem.
Ciekawy pogląd na Edith pragnącej akceptacji rodziców. Nie myślałam o tym w ten sposób, myślę, że masz sporo racji :)
Krótko mówiąc : podobało mi się. Pierwszy raz od dawna nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.
Plusy :
+ Mosley i jego włosy, komentarz lorda świetny, poza tym świetna relacja Mosley i Baxter, mamy okazję zobaczyć inną stronę tego pierwszego
+ Mimo wszystko Thomas. ,,Mimo wszystko", bo jego zachowanie w stosunku do Baxter faktycznie jest karygodne, ale z drugiej strony, gdyby tak po prostu odpuścił nękanie jej o informacje po tym jak zakończył się poprzedni sezon byłoby to bardziej nienaturalne. Podobało mi się to jak pomógł Jimmy'emu, mimo że nie pochwalał tego co robił, no i z oczywistych względów musiało to być dla niego trudne (to, że Jimmy nie jest zbyt mądry, to inna kwestia). Tak odwołując się trochę do dyskusji, która rozpoczęła się wyżej, cieszę się, że Thomas nie został wywalony. Myślę, że mimo wszystko nie jest on postacią czarną, ale bardziej czarno-białą. Wskazuje na to nawet fakt, że uratował Edith, naraził się, wszedł w płomienie, a przecież co mu tam właściwie zależało, mógł ją zostawić. Wątpię, by w tym momencie paniki wykalkulował sobie, że może jak uratuje Edith to Cora znowu spojrzy na niego łaskawszym okiem, widać było, że działał instynktownie, a już po wszystkim, gdy Cora go zawołała był zaskoczony i nawet trochę speszony jej reakcją. Thomas ma w sobie coś więcej, niż widać na pierwszy rzut oka i mam wielką nadzieję, że w tym sezonie dowiemy się o nim więcej, oglądałam wywiad z Robertem Jamesem-Collierem, w którym ten mówił, że Thomas przejdzie w tym sezonie przez emocjonalną podróż, jestem bardzo ciekawa co będzie z nim dalej! (Właśnie dlatego też mimo, że nie pochwalam większości jego postępków nie chciałabym, żeby odszedł -> Thomas jest jaki jest, ale przynajmniej wzbudza emocje, jest postacią interesującą, zagadkową, którą trudno rozgryźć, czego nie można powiedzieć np. o Rose, która jest płytka jak kałuża i zupełnie nic nie wnosi (poza robieniem za ładne tło), a także nie budzi emocji, gdy widzę ją na ekranie, rozumiem co miał na myśli ten, który powiedział, że obojętność jest gorsza od nienawiści.
+ Snobistyczny służący Violet, uwielbiam tę scenę, gdy ten udaje, że nie widzi, że doktor ma ochotę napić się kawy, zabawny przerywnik. Poza tym świetne sceny Violet i Isobel, ich relacja to jedna z najżywszych w serialu. Ciekawa jestem co dalej będzie z nowym przyjacielem Isobel ;)
+ Edith i córeczka, jestem bardzo ciekawa, co będzie z nimi dalej.
+ Historia Baxter
Minusy :
- Kontynuacja wątku Mary i jej adoratorów, ileż można. Pominę fakt, że obaj kawalerowie są okropnie irytujący, a ich miłość strasznie płytka, szybka i naciągana. Gorsza jest chyba tylko sama Mary i jej niezdecydowanie. Kiedy usłyszałam jej : ,,Am I?" nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać.
- Pani nauczycielka, która sprawia wrażenie opozycyjnej na siłę, a przy tym jest po prostu niegrzeczna i bezczelna.
Ja również popieram zdanie co do Thomasa, nie jest postacią do lubienia. Ale chce się oglądać co znów wykombinuje i na pewno nie jest nijaki (tak jak wspomniana Rose). Nie musiał wcale ratować Edith, zadziałał instynktownie i chwała mu za to. Swoją drogą, gdy Jimmy wyleci z pracy, cała służba będzie mieć przewalone.
Już prawie rok od ostatniego odcinka , więc trzeba się wdrożyć , ale odcinek mi się podobał. Pożar był bardzo fajny pomysłem , ale źle zrealizowanym , bo zrobili takie halo ,takie gaszenie i ewakuacje jakby palił się pół zamku , śmiesznie to wyszło , zbyt komicznie.Ale samo powiązanie to z romansem Jimma wyszło zgrabnie , no i pojawienie się Strażaka Sama:) chyba coś więcej z nim będzie. Nauczycielka ładniej wyglądała niż w tamtym sezonie , ale jest dość dziwna , ale przynajmniej nie mdła , bo taka jest Mary . Bardzo lubię Rose , nawet Cora wyszła tym razem całkiem w porządku i bardziej dynamicznie. Cała akcja swatania i antysfatania też spoko , no i tajemnica Braxton tez na plus , podobnie jak Thomas.
Bardzo lubię Edith, chociaż to najbardziej pokrzywdzona bohaterka serialu. Chciałabym żeby wyjaśniło się w końcu co stało się z Mr. Gregsonem, Edith zasługuje na to żeby wiedzieć..albo na nowego adoratora. Niech już się jej zacznie wieść:)