Jak tam wrażenia po obejrzeniu tego epizodu? Chyba po raz pierwszy od dłuższego już czasu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że podobał mi się odcinek. Znowu trochę happy-end'owe zakończenie, ale przez pryzmat całego odcinka można na to przymknąć oko.
Ciekaw jestem czy to tylko mnie House dogodził ;].
Zgodzę się. Uważam ten odcinek też za dobry, skojarzył mi się ze starszymi odcinkami serialu(wcale nie mam na myśli sezonu 6..).
Zwraca na siebie uwagę minimalistyczną, poważną muzyką biegnącą sobie gdzieś daleko w tle, ale wystarczająco blisko by podsycić klimat.
House znowu podejmował ciężkie decyzje(dawno już tego nie było) i groził(dawno tego nie było). Klimat wzmacniał osobisty kontekst przypadku, w którym House, oprócz oczywistej chęci rozwiązania przypadku, nie chciał go odpuścić, bo wiedział, że to posypałoby jego relację z Cuddy. No i zapomnieć nie można też o tym, że House pierwszy raz od dłuższego czasu postawił swój zespół w etycznie ciężkiej sytuacji + ta muzyka:) wszystko było takie, bo ja wiem... werystyczne. Klasa.
jak dla mnie to przede wszystkim ciężki i smętny klimat, deszczowa pogoda, chłodna i mroczna kolorystyka, oraz jak już wcześniej nadmieniliście, muzyka.
Shit just got serious.
od strony scenariusza nie musze sie wypowiadać, ale wrażenia audio wizualne to miodzio. Oby częściej takie wstawki ;)
Drugi, w jakimś odcinku 5 sezonu tez go raz nie było.
Dla mnie odcinek taki sobie, oczywiście zapowiadał się lepiej i nie zgadzam się z hasłem promo: bo TAK, wszyscy już znamy House'a!
Mnie właśnie brakowało Wilsona.
Gdyby tylko nie to zakończenie... odebrało mi całą radość z oglądania tego odcinka.
Miałem nadzieję, że będę mógł wiwatować, że w końcu House pozbył się tej idiotki Masters, ale niestety...
Nie wiem jak długo jeszcze uda mi się wytrzymać z tą chorobliwie sprawiedliwą postacią w serialu. Czy ktoś jeszcze nie cierpi jej tak bardzo jak ja?
Ja tam ją lubię. Czasami trochę przesadza z tą swoją moralnością, ale przy na mniej walczy o to, co uważa za słuszne.
Ogólnie odcinek bardzo mi się podobał. Taki deszczowy, ponury... Tylko zakończenie było średnie.
Chyba najlepszy odcinek tego sezonu, poniewaz inne byly zbyt happy endowe, lajtowe. Epizod sentymentalny, powazny, trzymajacy w napieciu, mocny, fajny. Zaczynal sie bardzo lekko, zdystansowanie, dopiero puznej sie rozkrecil. Super sciecia Hause - Formen, scena w ubikacji Taube i brat zony, scena z karetka Caddy i jej matka. Wreszcie House jest Housem, takim niemoralnym gburem i egoista. Master byla jakby czarnym charakterem, no no jakby sie rozkrecila, glupia grzeczna (W tym serialu to negatywna cecha) dziewczyna. Muzyka przypadek na wysokim poziomie. Bylo lekkie BUM :) heh oby tak dalej
Według mnie, postać Masters więcej wnosi do tego sezonu niż związek House'a z Cuddy
Moim zdaniem także. Wnosi świat w którym panują proste zasady etyczne, a o których w ekipie House'a już dawno zapomniano. Jest konsekwentna w swoim postępowaniu, nawet wówczas kiedy w grę wchodzi jej kariera, a przy okazji nie boi się szefa. Jest świeża, naturalna, dociekliwa. Taka, młoda zbuntowana. I wg mnie on ją za to ceni.
Ona jest taką młodą Cuddy, przeciwstawia się House'owi i wybiera bezpieczniejsze rozwiązania.
Wszystko dla ludzi komuś się podobał a komuś nie ja mam inne zdanie napięcie było i inne rzeczy ale Masters powinni wywalić bo ona na początku mi nie nieprzeszkadzała ale potem w kilku innych odcinach wkurzała mnie ale luz tak już bywa odcinek taki sobie .
tez uwazam ze Master powinna wyleciec. Nakablowala na Housa, wprowadza jakiś niepokoj, i swoje wlasne zasady. Jesli nie potrafi sie podporzadkowac to dziekujemy bedzie inna moze posluszniejsza.
ja natomiast szczerze się zawiodłam po tym odcinku... na mój gust był wręcz sztuczny i wymuszony jedynie Taub był plusem
Nie rozumiem najeżdżania na Masters. Jako jedyna wykazuje dojrzałe podejście do leczenia pacjentów. Bez bawienia się w gierki, sekretne podmienianie leków etc. Przecież działania House'a są dziecinne. To jest szpital, a nie piaskownia gdzie dwoje dzieciaków kłóci się o zabawkę.
Jeszcze tego nie zrozumiałaś? Jeśli by komuś dokopała w tyłek albo napluła do kawy, wtedy byłaby "cool". Ot, taka przaśna i chamska dziewucha. I tego oczekuje część forumowiczów.
To trochę za dużo powiedziane. Ja ogólnie nic nie mam do niej, ale jak odejdzie w ogóle z serialu to wcale nie będzie z Mojej strony jakieś histerii, smutku itp. :). To właśnie przez te kilkanaście sezonów oglądania sami zgadzamy się (i uważamy za słuszne) poczynania naszych "idoli", a gdy przyjdzie do ekipy nowa postać z innym sposobem myślenia - wtedy zaczyna nam się to nie podobać.
Przez jakiś czas, oglądając odcinek, myślałem sobie, że matka Cuddy umrze przez zły lek, który dostałaby od House'a. Potem między nim a Cuddy zaczęłyby się kłótnie, które doprowadziłyby w późniejszych odcinkach do ich rozstania, a Masters po tym jak doniosła po raz kolejny wyleciałaby w końcu, nie wiem czemu ale nie pasuje mi jakoś do tego serialu.
Swoją drogą to dziwne, że w odcinku nie było Wilsona, zwłaszcza że pacjentem była matka Cuddy.
Mi się odcinek podobał ze względu na swój klimat. Deszczowa, ponura pogoda dodawała odcinkowi jakiś emocji, które były potrzebne od dłuższego czasu. Mogę śmiało powiedziec, że jeden z najlepszych odcinków jak dotąd 7 sezonu. Przypadek, wątki moralne i muzyka. Wszystko jak za starych, dobrych czasów :)