Witam, House jest dobrym serialem, ale na prawdę nie rozumiem jego fenomenu, oraz tej wysokiej pozycji. Według mnie ten serial już od dawien dawna nie ma nic nowego i ciekawego do zaoferowania poza samym Dr Housem (no i ew. Trzynastką :f). Medyczna strona serialu leży już od dawna, początkowe i błędne diagnozy są praktycznie ciągle takie same, natomiast ostateczna diagnozą okazuje się coś co czego praktycznie nie dało się przewidzieć.
Jeśli chodzi o problemy i dramaty bohaterów to także od paru sezonów strasznie nużą.
Odcinki są cholernie schematyczne, przeciętny odcinek (poza finałowymi) wygląda tak:
0-10 minuta serialu, widzimy jakąś grupa ludzi (wśród nich potencjalny pacjent Hałsa. Oczywiście jedna z takich osób kaszle, kicha itp. ale po paru minutach się okazuje, że to zupełnie inna osoba upada/dostaje wylewu/zawału/udaru etc. (takie coś było fajne może za pierwszym razem, a nie co odcinek, scenarzyści chyba mają ludzi za idiotów...).
10-15 minuta, House dowiaduje się o pacjencie, na początku nie interesuje się nim, po paru minutach usłyszawszy jakąś ciekawostkę o nim zgadza się nim zająć. (Czasem wyjątkowo to House sam wybiera sobie pacjenta z kartotek).
15-25 minuta, złe diagnozy, tomografie itp. itd. Pacjent zazwyczaj ma te same problemy życiowe co bohaterowie z grupy House'a (otwarte związki, zdrady itp.) oczywiście każdy przyjmuje inny pogląd na sprawę i przy badaniach pacjenta prowadzą "ciekawą" dyskusję, która jest przerywana zazwyczaj nagłym pogorszeniem się zdrowia pacjenta.
25-35 minuta, parę złych diagnoz, dalsze dyskusje (tym razem zazwyczaj w domu pacjenta, do którego się włamują lekarze) itp., mniej więcej w 30 minucie następuje diagnoza niby już trafna, którą zazwyczaj jest jakaś choroba śmiertelna.
35-42 minuta, House w rozmowie z Wilsonem/Cuddy dostaje magicznego olśnienia (zawsze ten sam wyraz twarzy w tym momencie) i robi coś na przekór całemu szpitalowi, oczywiście na początku nikt w niego nie wierzy. Okazuje się, że choroba jednak nie jest śmiertelna i wszyscy są szczęśliwi, poza House'm.
W całym serialu przewija się też House, który rzuca piłeczką o ścianę, naśmiewa się z pacjentów w przychodni albo rozmawia z Wilsonem/Cuddy.
80% odcinków tego serialu ma właśnie taki schemat, zmieniają się jedynie diagnozy, związki oraz problemy moralne, na temat których prowadzi dyskusję grupa House'a.
Mnie taka schematyczność nigdy nie przeszkadzała. Od piątego sezonu jest jej coraz mniej i trochę mi jej brakuje. Prywatne rozterki (szczególnie wątki miłosne) głównych bohaterów nie są dla mnie tak istotne, jak aspekt czysto medyczy (chociaż i ten jest dość naciągany).
Ciekawe. Dla mnie jest oczywiste, że serial jest schematyczny, bo przecież to jest tylko serial! Gdyby jednak w ten sposób analizować Poirota, Sherlocka Holmesa czy porucznika Columbo, to łatwo dojść w zasadzie do takich samych wniosków, bo to jest dokładnie taka sama wykładnia. Najpierw jest przypadek, potem do rozwiązania podchodzi jakiś zdziwaczały detektyw czy policjant, oczywiście z bagażem całych swoich dziwactw i kiedy wydaje się, że sprawa jest nierozwiązywalna, to jednak dzięki nadzwyczajnemu przebłyskowi swojego geniuszu znajduje sprawcę. Tyle tylko, że w przypadku House'a przeciwnikiem jest nieznana nikomu choroba, a w przypadku seriali kryminalnych sprawca zbrodni.
Rzecz w tym, że mniej istotny jest schemat, a o wiele bardziej istotny dla powodzenia serialu jest ciekawy główny bohater, łączące się z nim epizody, a nade wszystko dialogi i jego realizacja. Czy to wszystko jest w serialu? Moi zdaniem, tak. I temu właśnie zawdzięcza swój sukces.
"Tyle tylko, że w przypadku House'a przeciwnikiem jest nieznana nikomu choroba, a w przypadku seriali kryminalnych sprawca zbrodni. "
Tutaj jest kolosalna różnica, zgadza się w kryminałach też jest ta schematyczność (choć według mnie dużo mniejsza niż w Housie), ale dobre kryminały różnią się tym, że widz/czytelnik ma jakieś realne szanse w trakcie ich czytania bądź oglądania podjęcia próby odgadnięcia zakończenia zagadki, odkrycia mordercy etc. to akurat rekompensuje schematyczność według mnie.
Natomiast w Housie wątpię czy nawet najlepsi w dziedzinie medycyny podejmowaliby próby prawidłowej diagnozy oglądając ten serial, ponieważ zazwyczaj na końcu są one tak absurdalne, że nie do odgadnięcia. Reasumując, w Housie nacieszyć się można jedynie powoli już dennymi problemami moralnymi i miłosnymi bohaterów no i samym "Housem", dzięki któremu serial ma tak wysoką ocenę.
Rzecz w tym, że scenarzyści potrafili się wyrwać z tej schematyczności, potrafili tworzyć na prawdę ciekawe odcinki (przykładowo postrzelenie House'a, motyw z Amber(?) nie wiem czy dobrze zapamiętałem jej imię, chodzi mi o wypadek z dziewczyną Wilsona. Sceny na oddziale psychiatrycznym były także ciekawe). Rzecz w tym, że są to głównie pierwsze bądź finałowe odcinki sezonu, natomiast pozostałe 20~ odcinków to papka tego samego aż do znużenia. Gdyby częściej nie zostawiali takich odcinków na finały to serial byłby o niebo lepszy.
Świetny tekst...na nonsensopedie. Taka jest formuła serialu, dziwne żeby w szpitalu cały czas do siebie strzelali, bili się i nie wiadomo co jeszcze. A to co napisałeś powyżej to niestety dla mnie jest bzdura i ogromne uproszczenie. Ciebie to nuży, ja przez pierwsze 4 sezony siedziałem czasem na tym jak na thrillerze czekając tylko na ostateczną diagnozę. Poza tym House to postać która byłaby w stanie pociągnąć nawet najgorszy serial, i przez ostatnie sezony właśnie to robi. House jest już dużo gorszym serialem ale dla samego głównego bohatera (i oczywiście Hugh Laurie'go) cały czas warto go oglądać.
"ponieważ zazwyczaj na końcu są one tak absurdalne, że nie do odgadnięcia" - lekarzem nie jestem, lepiej ci tu może odpowiedzieć nat0, ale moim zdaniem absurdalne nie są. No, może kilka razy zdarzyło się coś takiego czego by się pewnie nikt nie spodziewał, ale wszystkie choroby istnieją, nawet ci powiem że pewnie całkiem spora ilość przypadków wydarzyła się tak jak w serialu (w końcu został on zainspirowany jakąś rubryką z dziwnymi przypadkami z jakiejś amerykańskiej gazety).
"dobre kryminały różnią się tym, że widz/czytelnik ma jakieś realne szanse w trakcie ich czytania bądź oglądania podjęcia próby odgadnięcia zakończenia zagadki, odkrycia mordercy etc"
Ile razy udało ci się odgadnąć zakończenie lub odkryć mordercę ?
"Rzecz w tym, że są to głównie pierwsze bądź finałowe odcinki sezonu, natomiast pozostałe 20~ odcinków to papka tego samego aż do znużenia"
20 odcinków w których poruszana jest kupa problemów moralnych, etycznych, psychologicznych, filozoficznych, 20 odcinków świetnych zagadek medycznych, 20 odcinków świetnego aktorstwa (głównie Laurie'go i Leonarda), 20 odcinków a z każdym coraz głębsze zafascynowanie postacią House. To i wiele więcej, tylko w pierwszych 4 sezonach Dr House'a. W mniejszej i gorszej dawce w kolejnych aczkolwiek wciąż na poziomie nieosiągalnym dla wielu produkcji zwłaszcza jeżeli chodzi o realizację.
"Świetny tekst...na nonsensopedie. Taka jest formuła serialu, dziwne żeby w szpitalu cały czas do siebie strzelali, bili się i nie wiadomo co jeszcze. A to co napisałeś powyżej to niestety dla mnie jest bzdura i ogromne uproszczenie"
Ciągle mnie nie rozumiecie, nie chodzi już o samą schematyczność budowy, bo na tym ten serial polega. Chodzi mi o to, że prawie zawsze ostatnią błędną diagnozą jest choroba śmiertelna. Chodzi mi również o to, że zawsze przy pierwszej dyskusji lekarze badający pacjenta, pacjent nagle dostaje jakiegoś wylewu. Chodzi mi o to, że House zawsze przy rozmowie o czymś innym robi tę swoją minę i nagle dostaje boskiego olśnienia. Lub prawie zawsze znajdują coś w domu pacjenta, co i tak później okazuję się nie miało nic wspólnego z chorobą.
Mam nadzieje, że wytłumaczyłem to w miarę łopatologicznie, w skrócie oglądając serial wiem co się zaraz stanie.
"Ile razy udało ci się odgadnąć zakończenie lub odkryć mordercę?"
Zależy o czym mówimy, jeśli o jakiś CSI czy innych takich tak na prawdę kryminalnych "szitach" to odgadnięcie czegoś takiego nie wymaga ukończenia szkoły podstawowej.
Jeśli mówimy o dziełach Doyle'a, A.Christie lub choćby Cobena to na prawdę bardzo rzadko mi się udaję, ale jak już mówiłem tu nie chodzi o odgadnięcie, ale DANIE SZANSY widzowi/czytelnikowi, autorzy tych dzieł zazwyczaj zostawiają jakieś ślady bądź małe szczegóły, po których można się domyśleć. Zresztą ja uwielbiam samo teoretyzowanie mimo, że i tak zazwyczaj nie mam racji, to jest przy tym niezła zabawa, natomiast przy Housie ta przyjemność odpada. Przykładowo do szpitala trafia chora dziewczyna, padają diagnozy o nowotworze, chorobie huntingtona bądź wilsona, a na końcu okazuje się, że dziewczyna miała kleszcza w miejscu intymnym. Na prawdę ciekawe...
"20 odcinków w których poruszana jest kupa problemów moralnych, etycznych, psychologicznych, filozoficznych, 20 odcinków świetnych zagadek medycznych, 20 odcinków świetnego aktorstwa (głównie Laurie'go i Leonarda), 20 odcinków a z każdym coraz głębsze zafascynowanie postacią House. To i wiele więcej, tylko w pierwszych 4 sezonach Dr House'a. W mniejszej i gorszej dawce w kolejnych aczkolwiek wciąż na poziomie nieosiągalnym dla wielu produkcji zwłaszcza jeżeli chodzi o realizację."
Właśnie też o to mi chodziło w pierwszym poście. Kiedyś to było ciekawe, teraz wałkowanie tych samych wciąż powtarzających się problemów moralnych, słabych związków etc. sprowadziło do tego co stwierdziłem na początku: "Ten serial po za samym Housem nie ma już nic do zaoferowania".
"Chodzi mi o to, że prawie zawsze ostatnią błędną diagnozą jest choroba śmiertelna" - do House'a trafiają najtrudniejsze przypadki, dziwne żeby na końcu wychodziło że pacjent miał przeziębienie
"Przykładowo do szpitala trafia chora dziewczyna, padają diagnozy o nowotworze, chorobie huntingtona bądź wilsona, a na końcu okazuje się, że dziewczyna miała kleszcza w miejscu intymnym"
A czy tak nie jest w kryminałach, wszystko wskazuje na jedno a okazuję się być zupełnie inaczej. Poza tym nie za każdym razem choroba daje jasne objawy, kto tam mógł wiedzieć że ona akurat ma kleszcza. Nie wiedzieli, więc leczyli te objawy które mieli
"Ten serial po za samym Housem nie ma już nic do zaoferowania". Dla ciebie nie ma, dla mnie ma. Może coraz mniej ale wciąż zdarzają się odcinki na poziomie starego House'a chociażby After Hours. Poza tym sam House to już wystarczająco wiele żeby dalej go oglądać
No i dalej mnie nie rozumiesz...
"do House'a trafiają najtrudniejsze przypadki, dziwne żeby na końcu wychodziło że pacjent miał przeziębienie"
Oczywiście, że trudne przypadki, ale mi chodzi o tę przed ostatnią diagnozę, czyli tę ostatnią złą, prawie zawsze jest nią choroba śmiertelna i pacjentowi zostaje mało czasu, natomiast po paru minutach dowiadujemy się, że jednak genialny House odkrył, że pacjentowi dolega coś innego. Jest to zabieg typowo amerykańskich stacji, chcą wzbudzić w widzu uczucie smutku i litości nad pacjentem, a później gdy się dowiadujemy, że pacjentowi dolega coś innego, uczucie szczęścia i ulgi jest większe, a jako, że są to ostatnie minuty serialu to widzowi podoba się cały odcinek. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że stosują to w 3/4 odcinkach sezonów.
"A czy tak nie jest w kryminałach, wszystko wskazuje na jedno a okazuję się być zupełnie inaczej. Poza tym nie za każdym razem choroba daje jasne objawy, kto tam mógł wiedzieć że ona akurat ma kleszcza. Nie wiedzieli, więc leczyli te objawy które mieli"
Widać, że nie jesteś fanem kryminałów. Jasne, że autorzy nie wskazują tego wprost, bo to nie miałoby sensu, ale zrozum, że mimo wszystko jak ktoś ma łeb to się domyśli. Przykładowo książkę (którą bardzo polecam) A. Christie "Dziesięciu murzynków" musiałem przeczytać dwa razy. Za pierwszym razem jak przeczytałem całość to pomyślałem, że finał był niemożliwy do odgadnięcia. Dlatego przeczytałem drugi raz znając mordercę i zacząłem zauważać rzeczy, na które nie zwracałem uwagi, które bardzo pomagały w odgadnięciu zagadki.
Odcinek House'a można oglądać po sto razy, a i tak nie ma bata, żeby ktoś domyślił się o jakimś przykładowym kleszczu.
"Dla ciebie nie ma, dla mnie ma. Może coraz mniej ale wciąż zdarzają się odcinki na poziomie starego House'a chociażby After Hours. Poza tym sam House to już wystarczająco wiele żeby dalej go oglądać"
Tutaj się zgodzę, każdy ma inne gusta. Zgodzę się też, że zdarzały się dobre odcinki, ale niestety w ostatnich sezonach bardzo rzadko.
"Jeśli mówimy o dziełach Doyle'a, A.Christie lub choćby Cobena to na prawdę bardzo rzadko mi się udaję, ale jak już mówiłem tu nie chodzi o odgadnięcie, ale DANIE SZANSY widzowi/czytelnikowi, autorzy tych dzieł zazwyczaj zostawiają jakieś ślady bądź małe szczegóły, po których można się domyśleć" - tu się całkowicie zgadzam. Tylko pytanie komu z widzów(piszemy o filmach, nie o książkach) udało się odgadnąć? Mnie się to nie udawało prawie nigdy. Bo na tym właśnie polega fenomen Holmesa, Poirota czy Panny Marple, że oni widza to, czego nie dostrzega nikt inny. Nawet zawodowcy, największe tuzy Scotland Yardu, Lestrade, Japp.
Identyczną analogię zastosowano w Housie, dostaje te przypadki, których nikt przedtem nie potrafił rozwiązać. Różnica polega jedynie na tym, że zabójca kryje się w ciele chorego. Tyle tylko, że element zaskoczenia, finału jest zupełnie z innej dziedziny. House tropi potencjalnego zabójcę pacjenta, zna objawy, ale nie ma dowodu. W końcu znajduje go, np. w postaci kleszcza w miejscu intymnym dziewczyny, kiedy wydaje się, że wszystko już stracone. Paralela nasuwa się tu sama. Zresztą autorzy serialu nie kryją, że jest on wzorowany na Holmesie.
Naprawdę trzeba się znać na medycynie żeby oglądać filmy o niej traktujące? Równie dobrze można powiedzieć to samo o filmach o prawnikach, o strategii wojskowej itp. Przecież, to jest tylko fikcja. Każdy lekarz powiedziałby Tobie, że metody jakie stosuje House wyprawiłyby niejednego z bohaterów filmu prosto do nieba, albo trwale go okaleczyły. Ale to jest tylko serial, który rządzi się swoimi prawami i który ogląda się z przymrużeniem oka, a nie serio. Chociaż masz częściowo rację, chwilami też przypominał mi "pomysłowego Dobromira".
"Kiedyś to było ciekawe, teraz wałkowanie tych samych wciąż powtarzających się problemów moralnych, słabych związków etc. sprowadziło do tego co stwierdziłem na początku: "Ten serial po za samym Housem nie ma już nic do zaoferowania". Tu się zgadzam. Nie ma już tej świeżości i oryginalności, nie ma błyskotliwych dialogów a nade wszystko tego klimatu, który był w pierwszych sezonach. House stał się trochę wtórny, bo inaczej być nie może jeśli tłucze się sto ileś odcinków. Pomysły się kończą, bo ile można, House się starzeje i szczerze wątpię żeby twórcy tego serialu wymyślili coś na podobieństwo Broken, Pewnego dnia, w jakimś pokoju, czy Trzy historie itp. Ale warto zapamiętać to, co było naprawdę świetne i oryginalne w Dr Housie.
Myślę, że zdecydowana większość fanów tego serialu ogląda go głównie ze względu na jego tytułową postać. Powód, dla którego ja go oglądam (chociaż ostatnio już rzadziej), podałam w swoim pierwszym poście. Jeśli ani jeden, ani drugi aspekt nie przypadnie do gustu widzowi, to ten raczej nie będzie go oglądał. To zrozumiałe.
Jeśli chodzi o przypadki medyczne w "Housie", to choroby są jak najbardziej realne. Absurdalna jest może pewna systematyka objawów. Zauważyłam, że w czasie diagnozowania symptomy pojawiają się najczęściej jakby "jeden po drugim" z pewnymi odstępami czasowymi, i że są niekiedy trochę przesadnie teatralne. Objawy te oczywiście występują w danych jednostkach chorobowych, ale rzadko kiedy ich przebieg jest tak klarowny (niektóre z nich niekiedy w ogóle nie występują). Najbardziej naciągana jest chyba jednak niemalże nieograniczona wiedza medyczna House'a. Na temat niektórych chorób z serialu wyczyta się tylko ze specjalistycznej literatury medycznej (lub w Internecie:)), bo podczas studiów medycznych nie wspomina się o nich.
Z tym przeszukiwaniem domu chorego to jest różnie. Ma sens chyba tylko wtedy, kiedy pacjent jest przez dłuższy czas nieprzytomny i nie można przeprowadzić z nim odpowiedniego wywiadu. Bliscy chorych też niezawsze wiedzą o czymś istotnym, a poza tym niekażdy pacjent wie, że ma w swoim pokoju np. termity (był chyba taki odcinek, gdzie fakt ten okazał się bardzo ważny).
House już dawno skończył studia, co łatwo zauważyć, a nawet zdążył zrobić dwie specjalizacje z nefrologii i chorób zakaźnych, o ile się nie mylę. Nie wie wszystkiego, bo to nieosiągalne, dlatego dobiera sobie zespół lekarzy o różnych specjalizacjach, przynajmniej tak było w pierwotnym założeniu składu jego zespołu.
To, co napisałaś, natO jest oczywiście słuszne, ale w prawdziwym życiu, a nie w serialu. Stąd ta teatralność. Przecież gdyby mieli pokazać pracę lekarza, to dobrze wiesz, jakie to byłoby nudne dla widza. Sięganie do literatury medycznej, dalsze konsultacje, byłyby nie do strawienia. A robota papierkowa? W 40 minutach odcinka serialu musi być wartka akcja, dlatego musi być także przyspieszenie, owa teatralność. Każdy serial można, a nawet trzeba traktować z przymrużeniem oka. Nie uczmy się medycyny na serialu pseudomedycznym, tak jak historii na serialu pseudohistorycznym. W obu przypadkach będą solidne przekłamania wynikające z dopasowania do scenariusza i podkreślenia barwności serialowej postaci.
Mimo wszystko uważam, że wszechstronna wiedza House'a jest za bardzo naciągana. Specjaliści często wiedzą naprawdę dużo, ale głównie ze swoich dyscyplin. Jego (i tylko jego z całego zespołu diagnostycznego) "olśnienia" niezawsze dotyczą chorób leczonych przez nefrologów i zakaźników. I to prawda, że serial musi być trochę widowiskowy, więc pomija się wiele aspektów prawdziwej pracy w szpitalu. Nie chodziło mi o przekonywanie kogoś, że serial jest "przebarwiony", bo to wiedzą pewnie wszyscy widzowie. Chciałam tylko wyjaśnić, co jest w nim, w moim mniemaniu, bardziej lub mniej naciągane.
Właśnie na tym polega jego geniusz, że umie powiązać fakty, których nikt nie dostrzega, tak jak postacie na których jest wzorowany - Holmes czy Poirot.
W sumie racja. Chociaż ci dwaj pokazują, że można być geniuszem, nie bądąc jednocześnie chamskim;)
House to geniusz więc należy od razu założyć że wie więcej od typowego lekarza. To że House ma dwie specjalizacje nie oznacza że nie ma dużej wiedzy z innych. W sumie poświęcił temu całe swoje życie
Zgadzam się, że House ma wiele wspólnego z Holmes'em. Są równie genialni, jak i fikcyjni.
Dzieci z gimnazjum zazwyczaj nic nie rozumieją. Za to Zbuntowani i Plotkara to rzeczywiście świetne seriale, nie ma co, 10 klas wyżej od House'a
Joker_27, wyzywanie od dzieci i skanowanie profilów innych, żeby o coś się przyczepić raczej nie świadczy o Tobie za dobrze. Rozumiem, jakby jakiś troll ocenił 1/10, ale dziewczyna napisała tylko, że nie rozumie fenomenu house'a (podobnie zresztą jak ja), a Ty od razu najeżdżasz na jej wiek i gusta...
Gust gustowi nierówny. Możesz nie rozumieć a przy tym oceniać na 10 Rodzinę Soprano i wtedy szacun i w ogóle nic do Ciebie nie mam. Mi też nie przypadają do gustu niektóre filmy które wszyscy uznają za takie genialne. Ale możesz nie rozumieć a przy tym oceniać na 10 Zbuntowanych i wtedy jesteś dla mnie tylko kolejną osobą która nigdy nie powinna rejestrować się na filmwebie bo z filmami ma niewiele wspólnego. To tak jakby dać tylko 8-letnim dzieciom się tu zarejestrować i Top 100 pewnie w 95% składałoby się z animacji i to pewnie nie z tych lepszych. Tak samo dać tu rejestrować się nastolatkom które głosują wysoko bo aktor przystojny czy z jeszcze głupszych powodów.
Hah żałosny typek z ciebie. Z gimnazjum już dawno wyszłam mam 20 lat jeśli cie to tak interesuje a to że kiedyś oglądałam zbuntowanych i przypadł mi ten serial do gustu bardziej od nudnego house'a nie uważam za nic złego. No ale wiadomo zapatrzeni fanatycy sie zawsze przyczepią jak ktoś napisze coś złego na jego ukochany serialik i nie oceni na 10 ;) I tak, zgadza sie Plotkara jest wg mnie 10 klas wyżej od house'a ;)
ta schematyczność to właśnie główne założenie producentów co do serialu. właśnie o to chodzi by w serialu wszystko działo się według pewnego schematu.
poza tym to było w pierwszych sezonach a teraz bardziej skupia się akcja na życiu osobistym postaci. a szkoda