Kurde, uważałem wcześniej, że sezony 1-5 House'a są genialne, ale po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków sezonu szóstego stwierdzam z całą stanowczością, że to ten sezon jest najlepszy. House w psychiatryku początkowo jest standardowym House'em, później następuje ewolucja - dzięki terapii i kilku wydarzeniom zmienia się w dosyć normalnego człowieka. W tym sezonie, dzięki skupieniu całej uwagi scenarzystów na doktorku, można zobaczyć prawdziwe oblicze Gregory'ego - samotnego, nieszczęśliwego człowieka. Fajnie że nastąpiło odświeżenie, bo jak dla mnie samo rozwiązywanie zagadek medycznych i cięte teksty/zachowania były już odrobinę nużące przez te pięć serii. Boję się tylko, że wraz z przemianą House'a może nastąpić koniec serialu. Wszystko się ułoży, House
będzie szczęśliwy i nie będzie po co kręcić kolejnych sezonów (alienacja House'a i jego zachowanie wynikało z osamotnienia, nie?). Najbardziej skorzysta na tym Laurie - zarabiał za odcinek 400 tysięcy dolarów, ale za cenę problemów z zdrowotnych spowodowanych przez chodzenie o lasce w przekrzywionej pozycji (jeśli wierzyć tabloidom). Teraz serial się skończy, a Hugh pozostanie legendą małego ekranu z portfelem pękającym w szwach. Cóż, nie wiadomo z resztą jak to jest z tymi problemami zdrowotnymi, ale legendą pozostanie.
A pomyślieć, że (jak to mówi pewien demotywator) jeszcze w latach '90 łapał dalmatyńczyki dla Cruelli De Mon ;D