Jestem świeżo po 6 sezonie. Nie było aż tak źle, porównywalnie do sezonu 5. Jak zawsze ostatnie 3-4 odcinki wciągnęły najbardziej, a ostatni był prawie rewelacyjny..No właśnie, prawie. Wszystko było tak jak należy, problemy House'a narastały i idealnie było widać jego postać, charakter, to jaki jest naprawdę, jednak ku mojemu rozczarowaniu ostatnie 5 minut zepsuło wszytko. Końcówka zupełnie nie udana. I co teraz? House będzie przykładnym mężem i tatusiem? Będzie sielanka? Przecież ten serial swoje piękno i nadzwyczajność ma właśnie w tym, że oglądając go widz dostrzega nieszczęście i cierpienie (przede wszystkim głównej postaci). Na tym polega prawdziwy, unikatowy dramatyzm House'a. On jest z góry skazany na samotność, wyobcowanie. I ta konwencja serialu wg mnie wyniosła go na piedestały. Różni się od innych właśnie tym, że nie ma w tym za dużo szczęścia głównego bohatera...
Nie wiem czy jest sens oglądać 7 sezon, nie chcę widzieć jakiegoś wyciskacza łez...Jak to teraz się wszytko ładnie układa itp. Boję się, że twórcy poszli na łatwiznę i w wyniku słabszej oglądalności zrobili teraz serial dla nastolatek, które chcą romantyczności jak w "Zmierzchu" [sic!]. Mam jednak cień nadziei, że jednak jeszcze się wszystko skomplikuje i pomiesza. Nie ważne czy będzie 8, 9, 10 sezon...Oby wrócili do starej, pierwotnej konwencji, czyli House jako człowiek z góry skazany na nieszczęście i samotność. Ten serial po prostu nie może mieć happy ednu...
P.S. Wiem, że 7 sezon jest już w połowie albo i dalej. Będzie tylko "uroczo i cudnie" czy jednak wszystko zacznie się rozpadać? NIE CHCĘ SPOILERÓW!!! Ogólnie tylko nakreślcie, jak jest póki co: idealnie czy wręcz przeciwnie? Z góry dzięki;)
Moim zdaniem jest ciekawie. Ani idealnie, ani strasznie; House niewątpliwie nadal cierpi, choć są to męczarnie innego kalibru i rozmiarów. Można się przyzwyczaić, zwłaszcza że zdaje się powracać mroczny i depresyjny klimat serialu. Na pewno nie jest to zmierzch czy inne zaćmienie umysłu. Nie ma przytulasów i ckliwych wyznań, bogu dzięki. Codzienne życie też bywa dramatyczne...
Myślę jednak, że komplikacje nastąpią wcześniej, niż w 8, 9 czy 10 sezonie. Przypuszczam, że przed końcem aktualnego wszystko się posypie - bo ta droga rzeczywiście prowadzi donikąd (a raczej do House prowadzącego pociechy za rączki do przedszkola i odrabiającego z nimi zadania domowe). Bez przesady.
7 sezon a raczej nie licząc kilku pierwszych odcinków, niewiele się różni od sezonów z wrednym i sarkastycznym House'em, oczywiście z wyjątkiem jego stosunku do Cuddy. Moim zdaniem ten związek musiał być prędzej czy późnej. Wkońcu ile może być sezonów z takim samym House'em, był on już na swoim stałym poziomie, stoczył się na dno kilka razy, a teraz rzyszedł czas na próbę życia jak normalny człowiek. 7 sezon jest już w połowie, a zazwyczaj zakończenia wszystkich sezonów były dość zaskakujące (najlepiej oceniane odcinki to końce sezonów) mam nie mniejsze oczekiwania względem 7 sezonu.
Tak sobie myślałem, że może to celowe zagranie twórców serialu, aby uśpić trochę czujność widza...No bo nie jestem w stanie uwierzyć w to, że nagle z takiego trochę depresyjno-mrocznego serialu robią sielankę. Zburzyli by całą ideę i unikatowość wszystkich poprzednich sezonów. Także póki co wciąż jestem zawiedziony końcówką 6. sezonu, ale daję kredyt zaufania twórcom;) Oby mnie nie zawiedli hehe;)