Dragon Ball Daima rozpoczął się z dużym potencjałem, oferując wolniejszą, bardziej przemyślaną narrację niż Dragon Ball Super. Twórcy postawili na budowanie historii i eksplorację świata, zamiast skupiać się wyłącznie na nieustannych walkach – choć oczywiście, w Dragon Ball pojedynki zawsze odgrywają kluczową rolę. Liczne nawiązania do klasycznego Dragon Ball i GT były miłym ukłonem w stronę fanów, a rozwinięcie historii świata demonów i dalsza rozbudowa mitologii serii nadawały całości głębi.
Niestety, finał zawodzi. Ostateczna walka nie dorównuje emocjonalnie starciu z Dragon Ball Super, które – mimo swojej „pokemonowej” konwencji – potrafiło wywołać dreszcze. Brakuje tu wszystkiego, co czyniło Dragon Ball wyjątkowym: realnego poczucia zagrożenia, walki o przetrwanie, kreatywnych strategii tworzonych przez różnych wojowników, a nawet brutalności – krew i cierpienie zostały znów całkowicie wycięte. Seria jest wyraźnie skierowana do młodszej widowni, co odbija się na tonie historii.
Mimo licznych odniesień do DB i DBZ, brakuje prawdziwych emocji. Bohaterowie są statyczni, ich reakcje wydają się wymuszone, a role niektórych postaci są marginalne. Dragon Ball Daima to ciekawy eksperyment i miła nostalgia dla fanów, ale w ostatecznym rozrachunku pozostawia niedosyt – zwłaszcza jeśli oczekiwaliśmy ducha dawnych serii.