Po raz kolejny oglądam Dragon Ball Z Kai i dochodzę do wniosku, że najbardziej podoba mi się saga z Majinem Buu. Majin Buu w odróżnieniu od Friezy i Cella jest ciekawszy, bo po rozdzieleniu jest czystym złem i dopiero współdziałanie wszystkich mieszkańców Ziemi, wszechświata i bohaterów pozwala go pokonać. Podoba mi się wątek z Mr. Satanem, który wydobywa z Majina dobro (jako jedyny - poza nim tylko Goku traktuje go z szacunkiem, bez wyzwisk). Podoba mi się, że Majin sprytnie rozprawia się z Babidim. Podoba mi się też fuzja Gotena i Trunksa (szkoda, że nie dali Buu rady). Na drugim miejscu stawiam sagę z Friezą, a na końcu sagę Cella.