Po wyrzuceniu Charliego serial dostał ode mnie kredyt zaufania, ale po 3 odcinkach już go praktycznie roztwonił. Spadek jakości jest znacznie większy niż się spodziewałem. 1 odcinek był słabiutki, mimo to udało im się zrobić jeszcze gorszy odcinek nr 2, a 3 to już wyrżnięcie w dno.
To nie jest tak, że Ashton jest cienki, po prostu napisali mu słabiutką, niekompatybilną postać z Alanem, któremu trzeba oddać, że dwoi się i troi, ale jest bez wsparcia jak Messi w reprezentacji Argentyny. Dodatkowo Jake to już nie ten pocieszny dzieciak, który kiedyś rozwalał samym wyglądem i nie musiał nic mówić żeby być śmiesznym.
Zanim 2 i pół ruszyło z nową obsadą spodziewałem się, że część fanów Charliego strzeli focha i będzie oglądać tylko po to żeby hejtować Ashtona (nawet jeśli byłby całkiem zabawny), ale wychodzi na to, że nie muszą się specjalnie zmuszać do takiej reakcji, gdyż producenci nawet nie spróbowali utrudnić im zadania. Uznali, że Ashton już kilkakrotnie sprzedał się jako przygłup ("that's 70's show", "stary, gdzie moja bryka"), więc czemu nie pójść na łatwiznę i nie zrobić tego jeszcze raz? Mimo, że taką postacią jest Jake! Serial umrze śmiercią naturalną jeśli drastycznie nie podniesie poziomu.
Postać, która strzelała jak z karabinu sarkazmem, ironią i seksizmem została zastąpiona przez postać, która nie wie, że szampon do włosów można kupić w markecie i rzuca się jedzeniem z dzieckiem <sic!> To naprawdę was bawi?? Takiego wyrafinowanego żartu oczekujecie po "Dwóch i pół"? o_O
Po 3 odcinkach można powiedzieć, że skończył się okres ochronny na wprowadzenie nowej postaci - wątek Charliego został zakończony, Walden już się zaprezentował widowni, a Alan wrócił do chaty "na kilka dni". 4 odcinek pokaże dokąd zmierza serial. Póki co, parafrazując Olka Kwaśniewskiego, mam ochotę powiedzieć: "Chuck'u Lorre i Ashtonie Kutcher nie idźcie tą drogą". Jeśli "The office" trzyma wysoki poziom bez Steve'a Carell'a to "Dwóch i pół" tym bardziej może.