Im dalej brnąłem wgłąb fabuły, tym bardziej zastanawiało mnie, co skłoniło scenarzystów do połączenia tak wielu wątków. Fabuła, skłamałbym jeśli nie powiedziałbym, że jest co najmniej wciągająca. Jednak piętrowość zawartych w niej intryg, spisków, splotów wydarzeń, jest wręcz nieprawdopodobna. Znajdą się oczywiście tacy, którzy powiedzą, że to cała magia tego serialu. Jednak nie zgadzam się z tym. Momentami zwroty akcji są wręcz denne, a całość dzięki temu przybiera formę wariacji na temat życia (choć cała rodzina Carringtonów wydaje się być jedną wielką wariacją). Tak czy inaczej, mimo wszystkich przebarwień i wyolbrzymień, które według mnie nadają życiu Carringtonów momentami tragikomiczny charakter, serial zmusza do współodczuwania wszystkich kolei ich losu. Co więcej, pozwala się z nimi utożsamić. Anyway, ciekawi mnie otwarty wątek losów Stevena, jego postać stanowiłaby niewątpliwie szansę dla następnej serii, gdyż motyw pogodzenia życia szczęśliwego męża - geja z życiem ojca dziecka nieszczęśliwej żony kochliwego senatora byłby bez dwóch zdań interesujący. Ciekawymi wydają się być również losy Cristal i Claudii, związanych ze sobą więzami nienawiści, a zarazem miłości do jednego człowieka.
Podsumowując, w serialu znajduje się kilkadziesiąt wątków i wąteczków, utkanych w spójną sieć, niczym nosidełko dla dziecka Claudii. Jednak niektóre zwroty akcji i nowe okoliczności sprawiają, że całość osiąga zbyt wyrazisty efekt, niczym cukierkowe kolory na wyświetlaczach. Ale, czy możemy oczekiwać realizmu, skoro rodzina Carrington lewituje poza sferą rzeczywistości? Na to pytanie niestety każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
Tak czy inaczej, tytułowa Dynastia jest w stanie zawojować niejedno serce.