A szkoda. Technicznie i nawet artystycznie film trzyma poziom lekko powyżej średniej (7/10 w mojej skali oceniania) i jako taki jest do obejrzenia, ale za niezgodności z powieścią czuję się zobowiązany do odjęcia mu pięciu punktów. Od całkowitej porażki w moich oczach ratuje go gra aktorska Dougraya Scotta, którego Bill Masen wypada bardzo przekonująco.
Ja się tam nie znam na aktorstwie, ale miejscami wydawało mi się strasznie suche. Nie mówię o wspomnianej przez Ciebie kreacji D. Scotta, raczej o całokształcie. Jakieś takie... kurczę bez polotu. Przyciągnął mnie opis z programu telewizyjnego na wp.pl oraz osoba Eddiego Izzarda - niestety sam film nie dość, że się biedactwo ledwo kupy trzyma (np. osoby zabite kilka tygodni/miesięcy wcześniej wciąż sobie leżą porozwalane na ulicach, bez śladu gnicia), to jeszcze zostało zrobione komputerowo.
Wyjdę pewnie na nudziarza i zrzędę, ale zdecydowanie bardziej wolę marionetkowe efekty specjalne - jak w filmie Coś, albo w Obcym, niż komputerowe animacje, o których wiesz, że aktorzy tylko udają ich obecność oraz powierzchowną interakcję z nimi :P Jak ktoś lubi sieczkę postapokaliptyczną i zagładę ludzkości, to zdecydowanie powinien poszukać czegoś o zombie, potworach, kosmosie, albo chociaż jakiś film katastroficzny... Raczej odradzam serię o Tryfidach (niestety pierwszą adaptację z '60 również), głównie z racji, że jest to przeprawa dwuczęściowa - a więc bardzo długa i choćby już przez ten fakt, potrafi się odbić czkawką pt.: "ile czasu na to zeszło", a tam takie bleee :P - "Horror" klasy B rodem z TV Puls albo Tele 5 - czyli "no dobra, od bidy ujdzie i nie umrzesz, jak jest sobota a tobie się mega zajebiście nudzi, ale nie porwie, ani niczego nie wniesie ci do życia".