Niestety – knot, któremu in plus zaliczyć można jedynie plenery. Widać było, że realizatorzy za punkt honoru postawili sobie unaocznienie widzowi indyjskich kontrastów – nędzy slumsów i bajecznego przepychu, w jakim żyją najwyższe kasty Hindusów. I to im się akurat udało. Sama fabuła to mieszanina romansów z Hollywood, obyczajówek z Bollywood, książąt plus sierotek z baśni braci Grimm i przyciężkawego, niemieckiego konceptu. Wyszło niestrawnie, przewidywalnie i moralizatorsko. Można obejrzeć bez specjalnego bólu, a potem szybko zapomnieć.