Całą serię czekałem, aż coś urwie Yuce głowę, a ja będę mógł dać z czystym sumieniem +1 do oceny. Niestety zawód taki sam jak np w Code Geass.
Tu jest właśnie problem Elfen Lied- niby trup ściele się gęsto, ale ogranicza się to do tłumu z którym widz nie ma żadnych emocjonalnych więzi. Niby zakończenie miało być smutne, a prócz drugoplanowego doktora i jego córki żadna z kluczowych postaci nie ginie (ot jeszcze więcej anonimowych policjantów/antyterrorystów/przechodniów). Na koniec cała gromadka dalej wesoło bawi się w domu, wraca Lucy (która wg poprzednich scen powinna zginąc) i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
Do nagości nic bym nie miał gdyby nie to że po pierwsze postacie wyglądają jak lalki, a po drugie wciskają jej tyle, że szybko robi się to nudne.
Kreska jest znośna, ale psująca odbiór- zbyt groteskowo nieraz to wygląda. No i jeszcze te rogi tylko z nazwy, a wyglądające jak kocie uszy.
Kiedyś za pierwszym podejściem zrezygnowałem po 1 odcinku ("naga, różowowłosa dziewczyna z kocimi uszami sieka wszystko na swojej drodze, pozniej traci pamiec i zaczyna miauczeć, znajduje ją dwójka nijakich postaci, a wszystko narysowane a la Czarodziejka z Księżyca- nope")
Ostatecznie jednak jest to niezły serial chociaż spodziewałem się więcej- więcej krwi, śmierci i emocji. I poważniejszej kreski.