"Emma" nie jest moją ulubioną powieścią Jane Austen, ale jedną z tych, których ekranizację bardzo lubię. Do tej pory najwyżej ceniłam sobie wersję z Gwyneth Paltrow, ponieważ ta rola do Gwyneth bardzo pasowała, mimo, że za samą aktorką nie przepadam.
Adaptację z Paltrow właśnie wyprzedziła ta ekranizacja z Ramolą Garai. Ta dziewczyna jest i-d-e-a-l-n-a do tej roli. Cudownie oddała beztroskę młodej Emmy, jej maniery, naiwność.
Reszta aktorów również spisała się świetnie, ale pan Knightley był mało charyzmatyczny. Do tej roli potrzebny byłby taki ktoś jak Colin Firth, Matthew MacFayden, czy Hugh Grant. Ktoś kto przyciągałby jak magnes spragnione romantyczności niewiasty. Lee Miller ma tego w sobie zbyt mało.
Poza grą aktorską wspaniałe plenery, kostiumy, muzyka, scenografia. Widać dbałość o każdy detal.
Postawiłam 10/10, bo na pewno często będę do tej "Emmy" wracać.