Bardzo podobało mi się ukazanie postaci ojca Emmy. Wytłumaczenie jego nadmiernej troski o zdrowie bliskich lękiem przed ponowną utratą. I to, jak została pokazana różnica w losie Emmy i Izabeli a pozostałych dzieci. One nie zostały odesłane, mogły zostać blisko, otoczone autentyczną miłością. Uczłowiecza to w piękny sposób postać pana Woodhousa, w końcu nie jest tylko śmieszną i dziwaczną figurą.