Jw. Opening i animacja + kreska mnie powaliły są piękne. Ale fabuła zostawia wieeeeele do życzenia ... to tylko moje subiektywne zdanie ale to anime wydawałoby się aspirowało do poważniejszego tytułu a z tą fabułą nie do końca to wyszło. Pomysł ogólnie świetny ale wykonanie... ehh zawiodłem się.
Btw Pino to była moja ulubiona postać :D gdyby nie ona nie wiem czy obejrzałbym do końca serię. Na przykład jeden odcinek niemal cały przewinąłem... ten z quizem qqqq. Niemal cały również przewinąłem z Smiley Land... w ogóle bezsens.
Przewinąłeś krainę uśmiechu?Przecież tam Pino miała cały odcinek dla siebie...
wiem. Tym bardziej jego poziomem byłem zawiedziony... Jednak jego jakiś kawałek obejrzałem ale tego z quizem... tylko przewijałem żeby sprawdzić czy nie wrócił do normy. Te dwa odcinki to takie narutowefillery :P
Fakt,kraina uśmiechu i teleturniej to dwa najsłabsze odcinki które zaniżają ocenę serialu,do tego momentu zapowiadał się się u mnie na arcydzieło a tak "tylko" 9/10
nie wystawiłem swojej oceny ze względu (czy nawet przede wszystkim) na 2 odcinki. Fabuła mi miejscami trąciła kiczem i banałem a wymagałem więcej od tego tytułu.
Przecież to genialne odcinki!
Cała kwintesencja Japonii jest w nich. Cała spontaniczność i poczucie humoru Japończyków.
Ten odcinek z quizem to (o ile dobrze pamiętam) bardzo specyficzny pojedynek Ergo Proxy pojedynek o życie.
Właśnie te dwa odcinki najbardziej zapadły mi w pamięć i to wcale nie dlatego, że były najgorsze;-)
Tez spodziewalam sie wiecej po tym serialu. Dobrze sie zaczynal. Swietny klimat, muzyka...A potem robilo sie coraz nudniej niestety. Tylko niech nikt nie rzuca tekstow w stylu obejrzyj sobie terminatora jak szukasz akcji. Nie przeszkadza mi powolne tempo filmu, ale niech cos sie za tym kryje. W Ergo nasluchalam sie jedynie mętnych wywodów.
Ale Pino była urocza. I opening swietny.
A ja się niczego nie spodziewałem, bo na serial natrafiłem przypadkiem, ale pierwsze odcinki raczej mnie śmieszyły. Jakaś naburmuszona panienka chce mi wybić oko swoją pukawką... Wszystko było takie sztywne. Ale potem było lepiej, bo bohaterowie przestali pozować w wypasionych scenografiach. Po prostu nie lubię, jak mi chcą na siłę imponować. Mogę tylko mówić o swoich odczuciach, ale ten film, jak mało który, mnie zaangażował. Wizualnie też jest bardzo dobry, więc można sobie na niego ot tak popatrzeć (kadry, światło, ujęcia "filmowe", naturalistyczne postacie(ale nie takie brzydkie, jak zazwyczaj)). Aha, EP nie nadaje się do oglądania w okienku You Tube a z netu można ściągnąć tylko wersję pierwotną, niepoprawioną. Tak więc pierwsze,co się rzuca w oczy, to klimat, klimat! Albo się go czuje albo nie...
"Aha, EP nie nadaje się do oglądania w okienku You Tube..."
nie oglądałem anime które by się do tego nadawało ... szczerze mówiąc wątpię żeby było takie w ogóle...
"Albo się go czuje albo nie..."
nie sprowadzałbym puenty swojej wypowiedzi do takiego banału... bo takie stwierdzenie może znaczyć wiele a zarazem nic...
"akaś naburmuszona panienka chce mi wybić oko swoją pukawką... Wszystko było takie sztywne"
no właśnie ... o to chodziło... dlatego początek trzymał wg mnie poziom ob bohaterowie byli naturalni w swoich nienaturalnych zachowaniach...
"Po prostu nie lubię, jak mi chcą na siłę imponować"
właśnie problem w tym że to "imponowanie" przybierało na wadze wraz z rozwojem fabuły... szczególnie jeśli chodzi o główną postać. Aczkolwiek ta tendencja nie zawsze była utrzymywana.
Kogepan się nadaje! Taki malutki jest jeszcze fajniejszy:D
Wiele a zarazem nic...^^ Wkradł się banalik?:P
Nie chciałem tym stwierdzeniem ucinać dyskusji o EP, nie odnoszę się tu do fabuły więc moja wypowiedz nie dotyczy bezpośrednio Twojej. Powołuję się na aurę którą Ergo Proxy mnie czarował. To indywidualne odczucie ale nie odosobnione. Lubię te subtelne niuanse i to, że ten film jest taki "inny".
"no właśnie ... o to chodziło... dlatego początek trzymał wg mnie poziom ob bohaterowie byli naturalni w swoich nienaturalnych zachowaniach... "
!!!SPOILERY!!!
A, tu już normalna różnica zdań i OK. Ja tam bym nie zdzierżył dwudziestu trzech odcinków w tej pozie. Mi w ogóle nie o to chodziło. Mi chodziło o ich przemianę z lalek w ludzi i to nastąpiło. Taka podróż przez pustynię świetnie się do tego nadaje. Tak więc miałem mnóstwo radochy bo odpowiadają mi klimaty survivalowe, bardziej niż cyberpunkowe. (czy tamto zdanie oznacza że potem byli nienaturalni w zachowaniach naturalnych?)
"właśnie problem w tym że to "imponowanie" przybierało na wadze wraz z rozwojem fabuły..."
He, he... może troszkę... Ale to było dla mnie przyjemniejsze, bo mam w sobie więcej tolerancji dla odrobiny mistycyzmu, niż na przykład dłuuugich luf (jak ona to unosi? Wolę katany...), czy tam czarnych płaszczy (czerwone są bardziej cool). Choć przyznam, że poetyckość EP nie każdemu może odpowiadać. WG mnie to, czym okazały się być proxy było o wiele ciekawsze od tego, czym okazać się mogły (złowrogie >NYU<:o) Choć jedna scena naprawdę mnie rozbraja - ta przechylana butelka zza stołu...(pff...cha,cha).
Rzeczywiście, z odc. 19-ego najlepszych jest ostatnich pięć minut (cuuute), ale piętnasty to IMO setny ubaw (taa, teleturnieje to barachło), plus wiele cennych, niezbędnych wskazówek (dobry pomysł, apropos losu prowadzącego):D
Pozdrawiam
spoko wiem że można mieć inne zdanie ale chciałem wyciągnąć z ciebie coś bardziej konkretnego :) z czystej ciekawości.
"Wkradł się banalik?"
nie całkiem. ;) został celowo umieszczony
Mi się podobało to anime, chociaż zakończenie trochę mnie zdziwiło.
A wiecie, co wczoraj zauważyłem? Że prowadzący quiz w "Ergo Proxy" jest taki sam, jak prowadzący czat w pierwszym sezonie "Ghost in the Shell: Stand Alone Complex" (chodzi mi o 9 odcinek: Czat! Czat! Czat!). Ale jestem bystry ;)
P.S. Może ktoś wie, skąd wytrzasnąć pudełko na wszystkie 4 DVD z Ergo Proxy? Bo kupowałem oddzielnie, a potem się okazało, że można kupić wszystkie 4 w jednym boxie po obniżonej cenie i do tego z takim pudełkiem. Może wydawca VISION dysponuje czymś takim?
Wydawcą EP jest dział Anime Gate. Wejdz na ich stronę, poszukaj na forum w temacie Ergo Proxy. Z tego co wiem, pudełko można dokupić oddzielnie plus jakiś upominek. Jeśli masz pytania o zakończenie, to możesz o tym tam porozmawiać:)
Pozdrawiam
TEKST ZAWIERA SPOILERY
Sorki, ale jak w ogóle można wypowiadać się na temat fabuły EP, skoro nie obejrzało się odc. 15, który jako jedyny oprócz odcinka ostatniego udzielał jakichkolwiek odpowiedzi na podstawowe pytania stawiane od początku serii ? o_O
Przecież w 15 odcinku padają odpowiedzi (dość zdawkowe i niejednoznaczne co prawda) na temat tego, co stało się z Ziemią, z ludźmi, skąd wzięły się Proxy i jakie jest ich zadanie. Bez tego nie masz najmniejszych szans nawet domyślać sie, o co w EP chodzi.
W ogóle nie rozumiem, jak można pomijać jakiś odcinek tylko dlatego, że wydaje się być dziwny. Właśnie te poschizowane, na pozór kompletnie odbiegające od głównej osi fabularnej odcinki są najmocniejszą stroną tego anime. Niebanalne konfrontacje z kolejnymi Proxy zamiast standardowej kopaniny, takie jak właśnie w odcinku teleturniejowym, w "Ophelia", w "Eternal Smile" cz też w "Good Bye, Vincent", są chyba najciekawszym aspektem tej serii.
Niestety, jeśli chodzi o całą resztę, nie jest już tak rewelacyjnie. EP nie jest tytułem genialnym, który na stałe wpisze się do kanonów klasyki anime. A szkoda, bo potencjał był, ale parę rzeczy nie zagrało.
Po pierwsze, temat samoświadomości androidów, w tym przypadku wywoływanej wirusem Cogito, został potraktowany bardzo powierzchownie. Z początku wydawałoby sie, że będzie to jeśli nie główny, to jeden z głównych wątków tej serii, a tymczasem pomijając postać Pino, kwestia uczuć której jest może raz na 5 odcinków poruszana w dość płytki sposób, relacje między autoreivami zarówno zarażonymi, jak i niezarażonymi a ludźmi są słabiutko nakreślone. Co prawda jest Iggy, ale postać ta najpierw przez połowę serii irytuje swoim służalczym tonem i zachowaniem wobec Real, a kiedy wreszcie okazuje się być zarażony, wywiązuje się ciekawa sytuacja między nim a Real i widz ma nadzieję na ciekawe popchnięcie tego wątku, wtedy asystent głównej bohaterki zostaje uśmiercony w idiotyczny sposób.
Tak na dobrą sprawę twórcy nie raczyli nawet wyjaśnić skąd wzięły się autoreivy. Są tworem Proxy czy ludzkim ? O wirusie Cogito w trakcie trwania serii też jakby zapomniano. Skąd się wziął, co powoduje jego rozprzestrzenianie się, dlaczego oddziaływuje na autoreivy tak a nie inaczej ? W ostatnim odcinku Dedal stwierdza, że wirus był częścią planu "stwórców", by szybciej doprowadzić do Pulsu Przebudzenia (czyli w domyśle do wyginięcia Proxy i możliwości powrotu ludzkości, która opuściła Ziemię przed katastrofą). Tylko jak się ma fala rozszalałych androidów niszczących najprawdopodobniej największe skupisko ludzkie na planecie do pierwotnych planów "stwórców", czyli pozostawienia na ziemi 300 Proxy, które odbudowałyby ludzką cywilizację na Ziemi po katastrofie ? Chcieli odbudować ludzkość, ale są twórcami wirusa, który niszczy największe jej skupisko ?
To jest właśnie największa bolączka Ergo Proxy. Jak najbardziej jestem zwolennikiem fabularnych mindfucków i nie podawania wszystkiego kawa na ławę, ale jeżeli odpowiedzi na stawiane od początku pytania okazują się bardzo zdawkowe i niesatysfakcjonujące, bądź nie padają w ogóle, albo co gorsza sugerują, że twórcy scenariusza pogubili się we własnej historii, to coś tu chyba jest nie tak. Własne domysły i interpretacje mają sens wtedy, gdy twórcy pozostawiają chociaż jakieś minimalne wskazówki co do tego, jak należy odczytać ich intencję. Niestety, w EP sporo jest scenariuszowych czarnych dziur. Pierwsze z brzegu - Po zamachu na życie Real, jej śmierć zostaje sfingowana, a ona sama przetransportowana to znajdującej się nieopodal mniejszej kopuły. Okazuje się, że miasto jest wyludnione, a maszyny przypominające wczesne prototypy autoreivów nadal wykonują prace w opuszczonych domach i na opustoszałych ulicach, jakby nadal wokół pełno było ludzi, którym mogłyby usługiwać. I teraz pytanie, co zabiło mieszkańców miasta ?(bo rozmiary cmentarzyska sugerują, że z jakiegoś powodu zginęła jeśli nie całość, to większość jego populacji). Dlaczego maszyny zachowują się w taki sposób ?
Twórcy najpierw kreują jakąś ciekawą, niepokojącą wizję, a następnie zostawiają widza bez żadnych odpowiedzi, a co gorsza bez żadnych wskazówek.
To był akurat mały wątek poboczny nieistotny dla głównej osi fabuły. Ale niestety dziury fabularne dotyczą też najważniejszych kwestii poruszanych w serialu. Dlaczego Vincent jako Proxy zbudowany z komórek Ameritia przeżył kontakt ze światłem słonecznym ? Dlaczego w ogóle na końcu słońce zaczęło przebijać się przez chmury ? Przypadek, planeta zregenerowała się do tego stopnia akurat w momencie upadku Romdo, czy może zniszczenie tej metropolii miało jakiś pozytywny wpływ na stan środowiska ?
Dlaczego sztuczne systemy rozrodcze nie mogą działać bez obecności Proxy w obrębie danej kopuły ?
Co z projektem ADW ? Wiadomo tylko tyle, że Raul dochodzi do wniosku i przekonuje Dedala, że ludzie powinni się uniezależnić od Proxy i w tym celu powinno się zmodyfikować ludzi komórkami Ameritia. Tylko co dalej ? To miało być chyba coś na kształt procesu dopełnienia ludzkości z Evengeliona, ale nie wyszło, bo twórcy rozpoczęli wątek i zapomnieli go skończyć. Później dowiadujemy się tylko, że projekt ADW nie poszedł po myśli jego twórców i tyle. Nie wiadomo co, jak, kiedy i dlaczego.
W jaki sposób Monad Proxy przeniknęła do ciała klona Real i dlaczego o relacjach między Monad a Ergo wiemy tak mało ?
Czemu wątek tragizmu postaci Proxy, będących jedynie narzędziami w rękach swoich stwórców, nie zostałtroche bardziej rozbudowany ?
Wreszcie najważniejsze, jak doszło do tego, że spanikowana, przygotowująca się do pospiesznej ewakuacji ludzkość była w stanie stworzyć istoty nieomal boskie, niezniszczalne, zdolne do samodzielnego odtworzenia dużych skupisk ludzkich w nowo powstałych, niesprzyjających warunkach środowiska ?
A już zupełną tajemnica pozostaje to, jakim cudem powracający na samym końcu z kosmicznego exodusu ludzie wiedzieli, że akurat tego dnia wyjdzie słońce. Abstrahując już od tego, że kilka promyków słońca po bardzo długim okresie lodowego pustkowia raczej nie uczyni z Ziemi w ciągu pięciu minut raju dla ludzkości.
Nie dość, że twórcy nie raczą wyjaśnić lub chociaż naprowadzić na wyjaśnienie niektórych podstawowych spraw, to momentami wydaje się, że przywalili po prostu kilka kwasów fabularnych być może w nadziei, że zaślepieni głębią tej produkcji odbiorcy zaczną doszukiwać się ukrytych znaczeń nawet tam, gdzie nie mogli ich znaleźć sami autorzy scenariusza.
Nie chce mi się dłużej pastwić nad scenarzystami, ale znalazło by się tego jeszcze trochę. Wydaje mi się, że te wszystkie niedociągnięcia fabularne wynikają w dużej mierze z dwóch czynników. Po pierwsze, z powodu zdecydowania się na małą, w dodatku dość nietypową liczbę odcinków. Ergo Proxy jest po prostu za krótkie, jak na ilość wątków, które chcieli upchnąć w serialu twórcy. Po drugie, wydaje sie, że autorzy nie za bardzo mogli zdecydować się, do jakiego gatunku należeć ma to anime. Nie jest to na pewno (wbrew temu, co sugeruje początek serii i wbrew temu, jak EP jest reklamowane) "czysty" thriller s-f. Zresztą gdyby rozpatrywać Ergo Proxy wyłącznie jako thriller s-f, to można by ocenić tą produkcje jako najwyżej niezłą. Jeżeli chodzi o ten gatunek, EP nie ma startu do takich produkcji jak GITS -y, Akira czy, schodząc na chwilę na obszar filmów live action, Blade Runner. Na szczęście seria bardzo szybko zmienia się w coś na kształt filmu drogi, w którym najważniejszy jest motyw podroży zmieniającej bohaterów i relacje między nimi, z domieszką kina post apokaliptycznego, którego główną atrakcją jest oglądanie efektów katastrofy. Ten aspekt serialu jest naprawdę dobry, momentami bardzo dobry. Konfrontacje z kolejnymi Proxy, podróż po powierzchni wyniszczonej planety, zaglądanie wgłąb psychiki bohaterów (zbliżające się momentami do poziomu niedoścignionego wzoru w tym temacie jeśli chodzi o anime - Neon Genesis Evangelion), często niebanalne, dziwaczne motywy. To wszystko tworzy naprawdę konkretny klimat i sprawia, że serię ogląda się z dużą przyjemnością. Niestety, na ostatnie dwa odcinki EP powraca do konwencji średniego thrillera s-f. Wiele rozpoczętych wątków albo zostaje wyjaśnionych pobieżnie, w sposób mało satysfakcjonujący, albo nie wyjaśniona wcale, lub w ogóle brutalnie ucięta i zapomniana. Po prostu zabrakło "czasu antenowego" na wyjaśnienie tego wszystkiego. A wystarczyło dozować widzowi informacje i odpowiedzi w trochę bardziej racjonalny sposób. Przez bardzo długi czas Vincent nie może dojść, a później zaakceptować tego, co widz podejrzewa już od pierwszego odcinka, a od trzeciego jest tego pewien. Do 15 odcinka nie wiemy absolutnie niczego poza tym, że Vincent to Ergo Proxy, nie pamięta niczego od momentu przybycia do Romdo i że zmierza do Moskwy, by rozwiązać problem swojej amnezji.
Okej, dość już o warstwie merytorycznej. Jeśli chodzi o audio/video, EP stoi na bardzo dobrym poziomie. Zarówno świetny OST, jak i chara design to najwyższa półka jeśli chodzi o serie tv anime. Z animacją jest ciut gorzej, co szczególnie widać przy, na szczęście nielicznych, fizycznych konfrontacjach pomiędzy Proxy, ale to norma, że serial nie ma tak dużego budżety jak filmy kinowe, więc najczęściej siłą rzeczy coś musi iść pod nóż.
Podsumowując, mimo wielu narzekań z mojej strony, Ergo Proxy to naprawdę jedno z ciekawszych anime ostatnich lat. Niestety projekt w założeniach bardzo ambitny trochę przerósł swoich twórców, którzy do kilku spraw zabrali się, że tak powiem, od dupy strony. W rezultacie ze świetnego pomysłu na intrygę i ciekawych postaci powstał twór bardzo nierówny. Przez większość czasu po prostu dobry, chwilami bardzo dobry, mający również momenty rewelacyjne, ale i chwilami obniżający loty, rozczarowujący, zahaczający o banał. Mogła być seria wybitna, na stałe wpisująca się do kanonów anime. A ja bardzo nie lubię niewykorzystanego potencjału.
Gdybym miał oceniać dałbym 7,5/10, bo siódemka byłaby mimo wszystko trochę krzywdząca dla Ergo Proxy, a jak na ósemkę, to zdecydowanie za dużo tu niedociągnięć.
Jeżeli komuś chciało się to czytać i dotrwał do samego końca, to szczerze gratuluję, bo pobiłem chyba rekord długości posta na filmwebie ;]
Uwierz mi nie pobiłeś rekordu :)
Twój post to kawał dosyć rzetelnej roboty.
Jednak się nie zgodzę że nie można wypowiadać się o EP nie oglądając 15 odcinka. Lubię odcinki wykraczające poza ramy klimatu serialu, klepiące po głowie. Ale to było przegięcie. Zbyt duża różnica poziomów. Wręcz banalny czy prostacki sposób żeby przedstawić widzom ważne informacje... tak jakby nie potrafili zawrzeć ich w normalnej fabule...
Co do podobieństwa do NGE myślałem że jestem odosobniony. Natomiast cieszę się że znalazłem kogoś kto również to zauważył :) i to dokładnie w tym samym miejscu (projekt dopełnienia ludzkości). Z tym że wg mnie działa to na niekorzyść serii. Dlaczego? Nie lubię powtórzeń a ten film nie tylko w tym miejscu przypomina mi NGE.
Również nie lubię filmów które miały potencjał a wyszło coś gorszego. Dlatego dałem najsurowszą ocenę na jaką mogłem sobie pozwolić :P
JEDEN WIELKI SPOILER
Co do kanonu, to wydaje mi się, że nie poszerzył on cię od ładnych paru lat. I wcale mi nie zależy by EP należał do jakiegokolwiek panteonu. Czasami myślę że widownią EP miały być chyba ze cztery nawiedzone osoby, a piąty reżyser. Wcale mnie to nie martwi.Co mnie dziwi, i cieszy, to to, że jesteś jednym z niewielu (?), którzy docenili tę dziwaczność i nie posądzasz jej o pretensjonalność (dobra nasza:D). Myślę, że nasze oczekiwania co do tego tytułu raczej się zbiegają (w przeciwieństwie do Nocarza:). Ja także nie byłem zawiedziony klimatyczną woltą i szczerze się ucieszyłem, gdy fabułę zaczęły owiewać opary absurdu. Odcinki które wymieniłeś to jedne z moich ulubionych (uwielbionych), nie pomijając "Anamnezis". Ciekawe, bo jak już się ludzie czepiają, to zgoła innych rzeczy.
Rzekome czarne dziury o których piszesz wynikają w większości niestety z tego że wiele rzeczy po prostu Ci umknęło, co wiele razy udowadniasz. Fajnie że masz wysokie wymagania i oczekujesz czegoś naprawdę głębokiego, ale jednocześnie nie dostrzegasz podanych odpowiedzi i zawężasz pole interpretacji, które jest tu nieograniczone. Z tą rzetelnością to bym nie przesadzał, bo EP bardzo polega na widzu i trzeba się niezle wysilić by odpowiedzieć na Twoje pytania, ale wbrew temu co piszesz materiału do rozważań jest sporo i można je odnalezć. Dlatego chciałbym przykleić kilka łatek. Zgadzam się z Tobą w kwestii gęstości wątków, i trafnie typujesz, że coś z tymi odcinkami nie tak. Miało to jednak swoją przyczynę w sytuacji Geneonu i twórcy mieli, że tak powiem, nóż na gardle (mamy farta, że AG zdążyło z polskim wydaniem bo region 1 nie jest już produkowany, tak jak inne tytuły Geneonu) i jedyne, co im pozostało, to jakoś pospawać całość. Ostatni odcinek, a raczej jego tytuł, doskonale to udowadnia. Mi równierz brakuje czegoś na kształt odcinka "dwudziestego i pół", lub "dwudziestego trzeciego i jednej trzeciej". Ale i tak poszło im całkiem niezle. Być może Twoja krytyka o pobieżność i powierzchowność jest słuszna np. w przypadku Cogito, ale z Iggy'm to klasyczny manewr -dobry się załamuje, zdradza kumpli, potem wraca skruszony i poświęca się dla odkupienia. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się dla niego innego losu, ale liczy się to, że był przekonujący w swoim krótkim finale.
Co się tyczy fragmentaryczności świata przedstawionego, to przecież patrzymy na niego oczami ludzi, którzy sami niewiele o nim wiedzą i poznajemy go wraz znimi. A skoro wnikamy w ich umysły, to nie możemy wykraczać poza stan ich wiedzy. Świat EP nie jest zamkniętym, przemyślanym uniwersum, działa na tej samej zasadzie co NASZ świat i jest tak samo chaotyczny i nieprzewidywalny. Również w naszym życiu schludne związki przyczynowo-skutkowe często są zwykłą iluzją, projekcją naszych (o nim) wyobrażeń. Przed podobnymi zarzutami (o chaotyczność i brak koncepcji) wybronił się Yukito Kishiro, zamieszczając w pierwszym tomie Gunnma notatkę że czytelnicy będą w danym momencie wiedzieli o świecie tyle, co Gally (może to wymówka^^).
"... skąd wzięły się autoreivy. Są tworem Proxy czy ludzkim ?..."
Odpowiedz na to pytanie pada w odcinku 21 podczas powitania Ergo (a raczej Proxy One) przez Radę: "...Stwórca (chodzi o Ergo) dał nam Autoreivy...". Zatem są one dziełem Proxy i to im mają być posłuszne, ale do czasu. Pozycja modlitewna (a zwłaszcza wzrok uniesiony ku niebu) symbolizuje porzucenie tej misji i zwrócenie się ku nowym panom (tam, w górze), czyli "oryginalnym" ludziom. Pino również ich słyszy ale potrafi im się przeciwstawić. Zaatakowane wirusem części przypominają wyglądem kiełkujące nasiono, jakby powstawała tam nowa tkanka, wobec tego może mieć on postać materialną, która przemieszcza się między AR a Proxy (lub AR) w bliskiej odległości i zagnieżdża. Cogito nie jest złośliwym oprogramowaniem.
"...Skąd się wziął, co powoduje jego rozprzestrzenianie się, dlaczego oddziaływuje na autoreivy tak a nie inaczej ?..."
Rozprzestrzenianie się wirusa było pierwszym znakiem zwiastującym przebudzenie Proxy'ch, bo to właśnie one nosiły go w sobie. Jakiś impuls, wysłany może przez Ludzi wprawił w ruch machinę, która mała zgładzić mieszkańców kopuł, bo nieprawdą jest że ci ludzie mieli przetrwać. Wirus obdarza AR'y wolą, by zrobiły to, co niegdyś ludzie- zapomniały o swoich stwórcach. W parze z pojawieniem się wirusa zapoczątkowały się zmiany w ciałach i umysłach proxy'ch. Zmiany zachodzące w ich ciałach zaczynają się wraz z pierwszym uderzeniem "pulsu przebudzenia" (ten mechanizm to bomba z opóznionym zapłonem, ukryta genetyczna pułapka) i dotyczą właśnie uwolnienia wirusa oraz utraty odporności na słońce. Zmiany psychiczne charakteryzują się utratą emocjonalnej kontroli, która destabilizowała i popychała proxy ku samozagładzie poprzez walkę, depresję a w końcu- śmierć w promieniach słońca (proxy zaczęły uciekać z kopuł). Zatem ekspansja wirusa jest częścią przemian zachodzących w proxy'ch.
"...według pierwotnych planów "stwórców"(...)odbudowałyby ludzką cywilizację..."
Prawdziwi Ludzie w EP to istne demony. Plany przez nich ułożone miały przysporzyć korzyści tylko im samym. To naturalne, że Proxy stanęłyby w obronie "sztucznych" ludzi, ale w oczach Prawdziwych stwory z kopół wcale nie są ludzmi. Zatem liczyli na to że proxy zatłuką się nawzajem, a ludzi zatłuką AR'y. Albo wszyscy zatłuką się między sobą. Dlaczego Prawdziwi postąpili w ten sposób? Jaki był ich stan gdy układali te plany? Chyba ich pojęcie moralności różniło się od naszego (choć my również zmierzamy w kierunku podobnego uprzedmiotowienia), bo byli wyjątkowo okrutni, a ludzie z kopuł byli im co najwyżej obojętni (a na pewno nie mile widziani). PP i Boomerang Star wykluczają się nawzajem. Ale i tu wkradł się pośpiech... Dedalus w rozmowie z Re-l (którą przytaczasz), wyraznie mówi, że on i Re-l byli tylko stróżami i nawet ich dusze są zbędne. Ale dlaczego? Bo tak jest łatwiej? Wiadomo, że w poczuciu zagrożenia morale bardzo słabnie.
"...co zabiło mieszkańców miasta ?(...)Dlaczego maszyny zachowują się w taki sposób ?..."
Może wymierali powoli, ze starości, opuszczeni przez proxy, który gdzieś wywędrował, więc nie rodziły się dzieci. To oznaczałoby, że pochówków dokonywały roboty, a potem wracały, jak gdyby nigdy nic, do swych zajęć- widać przecież, że to niezbyt inteligentne automaty.
Jeśli by to był proxy, to musiało było się to wydarzyć zanim nastąpiło uwolnienie wirusa, a zatem dość dawno. Pozostaje pytanie, skąd automaty czerpały energię? Być może z takiej samej elektrowni, jak ta w Moskwie. Myślę że ta scena jest po prostu dekoracją dla snu Re-l, symbolizuje jej wyobcowanie.
"...Dlaczego Vincent jako Proxy zbudowany z komórek Ameritia przeżył kontakt ze światłem słonecznym..."
Widać tu wyraznie pomoc Proxy One, który, chyba jako jedyny ze wszystkich proxy, rozpoznał dokonujące się w jego ciele zmiany. Tę wiedzę przekazał Vincentowi w odcinku jedenastym, przykładając mu rękę do serca. Vincent, wsłuchując się w jego brzmienie, poczuł że to w rytmie bicia serca dokonuje się to "przebudzenie", które stąd czerpie swoją nazwę "puls". Być może strategią przetrwania było po prostu... zatrzymanie pracy serca? (Wspomina o tym One, żegnając Vincenta) A może Ergo od początku był inny, lub został "przemodelowany" przez One (jako że Ergo jest jego asem w rękawie, kluczowym elementem zemsty)
"...Dlaczego w ogóle na końcu słońce zaczęło przebijać się przez chmury ?(...)"
Wiele wydarzeń w EP następuje z intencji Proxy One. Czy to poprzez bezpośrednią ingerencję, czy poprzez czyjeś ręce. Zburzenie kopuły to również jego dzieło dokonane rękami Dedala. To nie przypadek że słońce wyjrzało w momencie zawalenia się kopuły. Sprzężone jest to z planem One, ale także z planem Stwórców. One w ten sposób postanowił ich "przywitać", zostawiając im w prezencie zgliszcza Romdo i zdeterminowanego "rewolucjonistę". Cała historia rozgrywa się w czasie, w którym Ziemia nie jest już kolebką śmierci i zmierza ku odrodzeniu. Właściwie cały czas się o tym wspomina, równolegle odkrywają to Raul i Re-l. Raul stał się przez to narzędziem w rękach One do pozbycia się "kopularzy" (ADW to nic innego, jak czystka genetyczna). One jest postacią w istocie bardzo tragiczną, bo do końca nie mógł swojego istnienia uniezależnić od scenariusza (udało się to dopiero Vincentowi). Nawet niszcząc kopułę i zabijając mieszkańców wypełniał w rzeczywistości wolę znienawidzonych Stwórców. Zaś samo Słońce jest dobrze widoczne zza chmur, choćby w odcinku ósmym.
Co do powracających Ludzi, to przecież potrafili oni przetrwać tysiące lat w przestrzeni pozaziemskiej! Dlaczego nie mieli by sobie poradzić na powracającej do życia planecie? Na pewno wrócili z tęsknoty za nią i choć powracające pokolenie nigdy nie miało z nią nic wspólnego, to pewnie uznali, że do szczęścia wystarczy im choć trochę ciepła tych kilku promyków. Proxy One wiedział o tym doskonale, bo ich usłyszał (tak jak Monad:"Więc to wy do mnie mówiliście"). Znał także ich plany (albo się ich domyślił- odc. pierwszy), dlatego odpowiednio wcześniej zaaranżował spotkanie Vince'a i Re-l a także ich podróż, by ich odpowiednio przygotować do wymyślonej przezeń dla nich roli. Zatem Proxy One zainicjował wszystkie zdarzenia tak, by zbiegły się w czasie z powrotem Stwórców.
A gdyby sięgnąć jeszcze wcześniej- to wcale nie Regent napadł na Moskwę, ale właśnie One, posługując się Donovem jako swym pośrednikiem, by ściągnąć z powrotem Ergo. Tak więc ta układanka zaczęła się jeszcze dwadzieścia lat wcześniej.
"...Dlaczego sztuczne systemy rozrodcze nie mogą działać bez obecności Proxy w obrębie danej kopuły ?..."
Nie wiem czy zależy Ci na szczegółach technicznych, ale wyjaśnienie jest dosyć proste i podane przez Dedala w odcinku siódmym, kiedy przekazuje on Re-l swoją wiedzę o naturze Proxy, a także wcześniej gdy Rada dopomina się od Raula postępów w śledztwie. Proxy jest nieskończenie wydajnym katalizatorem energii konwencjonalnej i życiowej (dlaczego? A dlaczego Eva jest bogiem?). Sama jego obecność na terenie kopuły zapewnia jej stabilność. Użycza on każdemu nowemu osobnikowi swych genów i zapewnia ich różnorodność. Ale właśnie ta "życiowa" energia umożliwia ich wzrastanie. Dzieci, które widziała Re-l zostały poczęte jeszcze zanim Vince uciekł. Mieszkańcy nie są więc klonami, ale wyłaniają się genetycznego szumu komórek Proxy, genów dawców-"rodziców" i pewnych ilości energii którą może dostarczyć tylko Proxy. Pytanie jak zatem Dedal powołał do życia Real i jeszcze istotniejsze, dlaczego Romdo ulegało destabilizacji, skoro był tam Proxy One? Oto prawdziwe "plot holes".
Dodam od siebie ładną nie-dziurę. W odc. dwunastym królik odbywa postój w ruinach dawnej kopuły, wypełnionej roślinnością. Kwitną tam nawet kwiaty! A to dlatego, że mieszka tam Proxy. Z chwilą jego śmierci rośliny giną, śnieg powoli zasypuje dolinkę. Proxy przypomina tu trochę Shishigami, pod którego stopami także zakwitają kwiaty.
"...Co z projektem ADW ?..."
Ten projekt nie miał pełnić takiej roli jak PDL (wokół którego fabuła NGE się obraca). ADW mał "dopełnić" ludzkość tylko w takim wymiarze, by im przywrócić płodność (czyli przywrócić ich komórkom zdolność mejozy) i w zasadzie nie jest porażką, gdyż jego prawdziwym, ukrytym celem było wyeliminowanie mieszkańców kopuły. Nie jest to koncepcja, która zahacza o taką pretensjonalność jak Instrumentalizacja (która jest piękna, poetycka, jest jądrem enda- ale cóż, to jedna wielka popisówa, coś jak opera).
"...W jaki sposób Monad Proxy przeniknęła do ciała klona Real..."
Jak mogłeś tego nie zauważyć? Jeżeli to Ci umknęło to kawał historii traci swój smaczek! Real (Re-l 2) była pełnym klonem Monad! (Nie, Re-l). A skoro jest bliznaczo podobna do Re-l, to znaczy to,że Re-l jest również klonem Monad. Dedal zwracał się do martwej Monad "Re-l". Skoro imię Re-l 2 brzmi Real Monad, to Re-l oznacza "niedokończona (niepełna) Monad". Stąd bierze się dziwna więz między Re-l i Vincentem. Real gdy osiąga swą dojrzałą postać, powraca (pewnie za sprawą spotkania z Vincentem) do swego dawnego Ja. Szczegóły związku Ergo i Monad na zawsze pozostaną tajemnicą (co moim zdaniem dodaje tylko pikanterii), bo sam Vincent nigdy nie dowiedział się, jakim był ziółkiem a Monad zabrała tę wiedzę do grobu. Można jednak wnioskować że Monad była kimś w rodzaju nadopiekuńczej dziewczyny, która chętnie znajdowała wymówki dla słabości Ergo.
Wracając do Re-l, to jej geny są mieszanką genów Donova i Monad. I została stworzona specjalnie dla Ergo. Albo z intencji One, by go zwabić, albo z intencji Regenta, by go zwabić i zabić.
"... jak doszło do tego, że spanikowana, przygotowująca się do pospiesznej ewakuacji ludzkość była w stanie stworzyć istoty nieomal boskie..."
A skąd wiadomo na jakim etapie rozwoju znajdowała się wtedy ludzkość? I kiedy właściwie powstały proxy? Może był to eksperyment zapoczątkowany wcześniej? Skoro zmiany były tak katastroficzne, do tego spodziewane, to wątpię by przetrwały przypadkowe osoby, raczej ci dobrze przygotowani (szczwane lisy). Cóż, to samo pytanie można postawić w przypadku Evy. Skąd po piętnastu latach wojen i klęsk wytrzasnęli kasę na Evy? Jeśli ma być realistycznie, to przecież zbudowanie takich tworów (plus prototypy) na pewno więcej kosztuje niż poczęcie trzystu mutantów w probówkach, a wspominano coś klęsce gospodarczej. Zawsze mnie to zastanawiało...
Moim zdaniem nie ma sensu ocenianie serialu na podstawie tego, czy odrobił lekcje z gatunkowości. Dla mnie anime to nie kaligrafia, nie musi być od kreski do kreski, poprawne, proporcjonalne itd..Thriller s-f? Ergo Proxy? Chyba się niezbyt przyjrzałem tym pudełkom, ale te ostatnie odcinki na pewno nie przypominają thrillera (bardziej Indianę Jonesa:)
"...Przez bardzo długi czas Vincent nie może dojść, a później zaakceptować tego, co widz podejrzewa już od pierwszego odcinka, a od trzeciego jest tego pewien..."
No właśnie, WIDZ, który w tym przypadku ma przewagę, bo nie cierpi na selektywną amnezję. Zaręczam, że wielu się nie domyśliło...
"...jakim cudem powracający na samym końcu z kosmicznego exodusu ludzie wiedzieli, że akurat tego dnia wyjdzie słońce..."
Bo byli tam (na orbicie)już od jakiegoś czasu (ok. rok). Mieli czas, by się wszystkiemu dokładnie przyjrzeć.
Napiszę jeszcze raz, że dla mnie Ergo Proxy to przede wszystkim dwanaście godzin klimatycznej, pięknej i dziwnej opowieści (a może przede wszystkim dziwnej), do której wracam dla przyjemności. Akira, GiTS, Lain... he he, chodziły za mną, chodziły i puściły... Coś czuję, że EP tak prędko nie puści...
A co do Evy, to może wyjdę na śmierdzącego ignoranta, ale przyznam szczerze, że końcówka mało mnie obeszła. Wolałbym dowiedzieć się, jak jedna z sympatyczniejszych postaci radzi sobie z kalectwem, zamiast oglądać masowej histerii...(sponsorowanej przez firmę zabawkarską:P)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
No no, szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że ktoś tak szybko i precyzyjnie rozwieje moje wątpliwości i obali większość moich argumentów na nie odnośnie warstwy merytorycznej EP ;]
Swoim tekstem dobitnie udowodniłeś, że umknęło mi kilka istotnych spraw, z czego wynikła spora część moich wątpliwości. Ale jak sam przyznałeś, żeby sensownie odpowiedzieć na niektóre z tych wątpliwości trzeba ostro nagłowić się nad tym "co poeta miał na myśli" i w zasadzie po omacku, bez żadnych wskazówek, samodzielnie dojść do jakiejś logicznej interpretacji. Czyli w gruncie rzeczy odwalić robotę scenarzystów ;]
Ale finansowe kłopoty wytwórni po części to usprawiedliwiają. Nie oni pierwsi i nie ostatni padli ofiarą potwora o imieniu kapitalizm.
Zresztą ja też popełniłem kilka błędów przy oglądaniu tej serii. Po pierwsze, przyznaję się bez bicia, Ergo Proxy znalazło się na moim HDD w średnio legalny sposób :) Do połowy serii jechałem na hardsubowych releasach, od trzech rożnych grup zresztą. Nie trzymanie się jednej grupy było spowodowane tym, że poziom subów był daleki od doskonałości i można to było spokojnie zauważyć bez znajomości j. japońskiego. Na przykład wypowiedzi autoreivów Donova (fakt, metaforyczne, więc na pewno ciężkie do przetłumaczenia) brzmiały jak pijacki bełkot z poprzestawianą składnią, a już szczytem było pisanie imienia głównej heroiny "Lil" nawet po tym, jak pod koniec odcinka, w którym przeprowadzono na nią zamach, pokazano zbliżenie na jej kartotekę, na której wyraźnie widać było jak powinno się to pisać. Naprawdę aż boję się myśleć, jaki byłby mój poziom zrozumienia tej produkcji, gdybym do końca jechał na hardsubach. Na szczęście bodajże od 10 odcinka przerzuciłem się z lekkimi oporami na ripy polskiego wydania dvd z lektorem zamiast napisów. Tutaj poziom tłumaczenia okazał się już bardzo dobry (co zresztą gwarantował fakt, że zajęły się nim odpowiednie osoby), ale lektor sprawił, że nie miałem szansy domyślić się o co chodzi w wątku obu Re-l i Monad. Różnica w wymowie Re-l i Real, jeśli w ogóle lektor ją uwzględnił, była zbyt mała ;]
No i ostatnim moim grzechem było to, że rozwlekłem oglądanie EP na okres ponad miesiąca. Serie, które wymagają od widza skupienia, kojarzenia faktów i wychwytywania bardzo delikatnych wskazówek powinno się raczej w miarę możliwości zaliczać w jak najkrótszym czasie. Zresztą twórcy w tym przypadku naprawdę dobrze mylili tropy, co chwila zmieniając konwencję i odciągając uwagę widza od głównego wątku.
Ale box 4 dvd niedługo u mnie wyląduje i będę mógł jeszcze raz, tym razem tak jak należy, przeżyć to, co zaserwowali nam twórcy EP. Swoją drogą marzą mi się polskie wydania dvd Evangeliona i Cowboy Bebop. Anime Gate lub może ktoś inny mógłby się szarpnąć na klasykę. Byłbym pierwszym w kolejce do preordera.
Okej dosyć usprawiedliwień. Jako, że naprawdę fajnie sobie to wszystko poukładałeś, chciałbym się odnieść do Twoich interpretacji.
Najpierw sprawa Pulsu Przebudzenia. Ja odbierałem ten proces wyłącznie jako spowodowanie zmian w organizmach Proxy, mających wywołać u nich nadwrażliwość na światło. Samodestrukcyjne zachowania Proxy, ich obracanie się przeciwko swoim tworom, dążenie do konfrontacji z innymi przedstawicielami swojego "gatunku" zrzucałem na karb tego, że w jakiś sposób zdały sobie sprawę, jak okrutny los zarezerwowali dla nich ich stwórcy. Ale fakt, niestabilność psychiczna mogła być jednym z efektów Pulsu Przebudzenia.
Zaś co do Cogito, to szczerze mówiąc już podczas pisania poprzedniego posta sam odpowiedziałem sobie na pytanie (czasem tak mam :), dlaczego oryginalni ludzie mieliby pozbywać się mieszkańców kopuł - żeby zrobić miejsce dla siebie. Tylko teraz pozostaje pytanie - skoro chcieli pozbyć się sztucznie stworzonych ludzi, to po co w ogóle zaprogramowali Proxy tak, by te ich tworzyły ? Niniejszym odpowiadam sam sobie, mam na ten temat 2 teorie:
1. Pierwsza, wydaje mi się, że bardziej prawdopodobna zakłada, że prawdziwi ludzie postąpili w ten sposób, ponieważ po powrocie nie chcieli zaczynać wszystkiego od zera. Chcieli, by sztuczni ludzie w jakimś stopniu odbudowali i podtrzymywali fundamenty ludzkiej kultury oraz takie jej przejawy jak szeroko pojęta sztuka, ekonomia, konsumpcyjny styl życia.
2. Druga, bardziej wydumana jest taka, że oryginalni ludzie dali Proxy możliwość tworzenia istot ludzkich, by dać im raison d'etre. Gdyby jedyną ich misją miałoby być stworzenie miast, to biedactwa szybko zanudziłyby się na śmierć. I tym samym oszczędziłyby swoim stwórcom kłopotu i zabawy z Pulse of Awakening ;p
Teraz sprawa końcowych rozstrzygnięć. Piszesz, że być może Vincent przeżył kontakt ze słońcem, ponieważ "przeciwstawił" się Pulsowi Przebudzenia poprzez zatrzymanie akcji własnego serca. Jak na mój gust, to tutaj trochę za bardzo po bandzie pojechałeś. Proxy, nawet jako istoty noszące znamiona boskości są nadal organizmami, które funkcjonują na pewnych zasadach. Zatrzymanie pracy organu niezbędnego do życia, chyba jednak odbiłoby się negatywnie na stanie istoty nawet takiej jak Proxy :>
Według mnie bardziej prawdopodobne jest to, że Proxy One, jako pierwszy stworzony, posiadał w sobie jakiś mechanizm obronny przeciw Pulsowi (być może ludzie z Boomeranga po powrocie widzieli jeszcze jakieś zastosowanie dla jednego Proxy, którego pewnie zamierzali w jakiś sposób kontrolować), który to mechanizm One przekazał Ergo. O detale nie pytaj. To tylko moje niczym nie poparte dumanie.
Tak swoją drogą za cholerę nie mogę przypomnieć sobie, gdzie było wspomniane o tym, że ludzie z Boomerang Star już od roku czekali na orbicie. To by rzeczywiście wyjaśniało, skąd wiedzieli, kiedy mają przylecieć. Tylko to wytłumaczenie, że One mógł to wszystko tak zaaranżować i zgrać w czasie, bo się domyślił planów stwórców, jest trochę ciężkie do przełknięcia. Od razu przypomina mi się Death Note i szatańskie plany, które zawsze się udają, wszystko zawsze idzie po myśli głównego bohatera, chociaż po drodze jest milion czynników, na które Light nie ma żadnego wpływu :)
Co do wątki obu Re-l i Monad, to już pisałem. Lektor zamiast napisów sprawił, że nie wyłapałem różnicy między Re-l, a Real, co pewnie naprowadziłoby mnie na właściwy trop. Swoją drogą nie kojarzę, by lektor chociaż raz użył w stosunku do Re-l 2 określenia Real Monad, takie coś raczej bym zapamiętał (tak przy okazji mam pytanie, czy napisy w polskim wydaniu dvd w 100% pokrywają się z lektorem ?). Zaś Re-l wypowiadane przez Dedala przy ciele martwej Monad traktowałem jako część monologu skierowanego do przebywającej już poza Romdo głównej bohaterki. Ale nawet znając prawidłową interpretację tego wątku, zastanawiają mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, po co klonowania Monad podjęto się już 20 lat wcześniej, skoro była wtedy żywa i pod kontrolą Romdo ? Miało być to jakieś zabezpieczenia na wypadek tego, co stało się pod koniec drugiego odcinka ?
No i po drugie, czemu na tak długi okres czasu poprzestano na jednej, nieudanej (skoro Re-l nie jest pełnym klonem) próbie ? Tutaj już nie mam żadnego pomysłu.
No, to by było chyba póki co na tyle. Jeszcze raz respekt dla Ciebie za naprawdę konkretne rozgryzienie tych wszystkich mniej lub bardziej niejasnych wątków. Liczę, że odniesiesz się do moich teorii i pytań. Pozdrawiam i życzę Tobie i sobie jak największej ilości mindfuckowych, łamiących konwencję i bawiących się w ciuciubabkę z widzem serii anime.
Motto fanów m&a (i torrentów) brzmi: Zawsze sobie pomagamy;)
Po tym co napisałeś pozostaje mi pogratulować, że udało Ci się postawić jakiekolwiek pytania:>
Ja sam, mam na sumieniu chyba najpoważniejszy grzech, przed którym przestrzegam parę postów wstecz. Jak wspominałem, EP zainteresowałem się przypadkiem, a konkretniej, mój ojciec dał mi cynk, że na C+ leci fajne anime (ja sam nie mam TV). A skoro kolejne motto brzmi: Życie fana m&a to nieustanne oczekiwanie (przynajmniej przed nastaniem internetu), postanowiłem sobie je skucić i rzucić na to okiem. Wybrałem najprostszą metodę, czyli You Tube (co za wstyd) i miało mi to służyć wyłącznie jako teaser, ale nie mogłem się powstrzymać i chapsnąłem od razu całość (nie wspominając o tym, że mało mi gały nie odpadły). Po tym co zobaczyłem uznałem, że nie ma sensu bawienie się w ściąganie i w jednej chwili szarpnąłem się na box. Myślę, że Twoja metoda wcale nie jest zła. W celu lepszego zrozumienia sam posiłkowałem się dwoma subami, oczywiście polskim tłumaczeniem a także, w chwili obecnej, dodatkowo tym z C+. W każdym z nich występują, niekiedy rażące błędy które zaciemniają fakty i najlepiej nie ufać żadnemu z nich do końca. Jaskrawym przykładem jest odc. piętnasty. W pewnym momencie dialogi nakładają się ma siebie, a tylko w jednym z tłumaczeń (sub z YT) oba zostały podane, jeden pod drugim. A działo się to, gdy w tle leciały ważne informacje! Polskie tłumaczenie DVD również nie jest bez zarzutu, bywa zbyt skrótowe, albo bez sensu (np. gdy Proxy One mówi o Dedalu "i po co jesteś bogiem"<-?). Z kolei to z C+ jest nieco "sztywne",choć bardziej szczegółowe. Mimo wszystko to bardzo dobrze, że przerzuciłeś się na wersję DVD, bo każdy fan EP po prostu musi ją znać. Gdybyś potem porównał ją z wersją pierwotną, od razu widziałbyś różnicę (biedna Re-l!). Proponuję od razu by wszyscy, którzy mają wersję WOWOW usunęli ją z komputerów i postarali się o tę z DVD (bo i ona się już pojawia).
Zacznę od Re-l, bo nie mam wątpliwości, że powstała przede wszystkim po to, by cieszyć oko. A tak na poważnie to Re-l nie jest nieudanym klonem. Owszem jest w pewnym sensie "niekompletna" ale takie właśnie było zamierzenie twórców, nie miała również zastąpić Monad na stanowisku. Czyżby chcieli sprawdzić, czy można skrzyżować proxy z człowiekiem? (Ludzie lubią takie eksperymenty). Myślę, że domieszka ludzkich genów była konieczna, by dało się ją kontrolować, choć i tak widać, że wyróżnia się na tle innych mieszkańców. Być może miała być ukojeniem samotności dla Donova po stracie Ergo. A może Donov stworzył ją po prostu z próżności i pychy, by móc widzeć swoje geny w tak niesamowitym stworzeniu. Widać, że traktował ją przedmiotowo, upatrywał w niej narzędzia które zbliżyłoby go do proxy'ch. Re-l , odgadła swoje pochodzenie, gdy uświadomiła sobie do czego naprawdę była mu potrzebna. Proxy One również miał w tym swój udział. Myślę, że to właśnie One podrzucił nieszczęsną Mary pod jej dom angażując tym samym spotkanie całej trójki. Dzięki temu mógł się pozbyć Monad (więcej o tym niżej) a także bliżej zapoznać Re-l i Ergo. W końcu Re-l powstała z komórek ludzi, którzy kochali Ergo na śmierć i życie! (Proxy One, jako swatka). Z perspektywy One, Re-l była przydatna, jako "płonąca pochodnia" dla Ergo, o czym mówi nawet jej id "re-l124C41+", czyli: Real One to foresee for One (plus) (w tym wypadku suby są niezbędne, bo lektor w ogóle pominął ten kalambur). W końcu Vincent to właściwie noworodek (w kategoriach proxy'ch), a ta przepastna biblioteka pełna pustych książek dobitnie obrazuje, jak stary jest Ergo. Donov tworząc Re-l mógł w istocie wypełniać wolę One. Zatem w świecie, który się skończył Re-l była przewodniczką Vincenta, w świecie, który się zaczął, Vincent będzie przewodnikiem Re-l. Jakby nie patrzeć na tę część, zawsze wychodzi nieco romantyczna opowieść o więziach i przeznaczeniu, a cały ten ambaras był po to, by ten gówniarz Vincent dorósł.
Co do imienia Real, to istotnie, nikt jej tak nie nazwał, użyłem tego jako kalamburu (powinienem był od razu o tym uprzedzić), przy czym Real to jej code name (w polskim tłumaczeniu, to nazwa serii). Re-l również jest z serii Real (akt zgonu). Istnieje, więc matryca o nazwie Real, którą jest Monad Proxy. Jak zwykle związek ich obu jest jedynie dyskretnie sugerowany, ale w momencie ich spotkania staje się jasne, że Real i Monad to jakby jedna osoba.
Mimo, że słowa Real mają w obu tłumaczeniach zupełnie inny kontekst:
"Dzięki tobie zobaczyłam Vincenta, kogoś, kogo Monad pamięta."<- fansub
"Dzięki tobie Vincent o mnie pamiętał, pamiętał o Monad"<-pol sub
W kontekście obu tych wypowiedzi (właściwsza jest ta polska) scena w moskiewskiej sali tronowej nabiera zupełnie nowego znaczenia (dzięki Vince'owi Re-l mogła zobaczyć miejsce, z którego pochodzi). Albo scena, w której Re-l prosi Vince'a by dał jej wisiorek (który należał do Monad). Re-l jest alternatywną wersją Monad, Vince jest alternatywną wersją Ergo (a zarazem One)... Można tak dalej...
Małe pytanie o Real. Skoro czarne włosy i niebieskie oczy to dziedzictwo po Donovie, to dlaczego Real w dziecięcej postaci nie ma złotych oczu i białych włosów?
Odnośnie Pulsu Przebudzenia, to oczywiście masz rację, pisząc, o indywidualnych czynnikach, które mogły wpływać na kondycję psychiczną Proxy'ch. Puls był tylko jednym z nich, lecz Will B.Good powiedział, całkiem na spokojnie, że on i Ergo będą MUSIELI walczyć. To zaś może oznaczać, że owe uwolnione mordercze instynkty dotyczą tylko Ergo, w końcu jest on wysłannikiem śmierci. Kazkis, który także wspominał coś o budzącym się szaleństwie, ze spokojem przyjął wiadomość kogo ma przed sobą, jakby rozumiał jego rolę w tym procesie (podobnie jak "lustrzany"). Kiedy Vincent mówi, że on i One obaj są Ergo Proxy, to ma na myśli, że obydwoje przynieśli śmierć swojemu gatunkowi. Dlatego One ciągle powtarza że są jednym (co tak wkurza Vincenta), przypomina Vincentowi, czego sam niegdyś próbował dokonać, a co dokończy Ergo (sen z trzeciego odcinka to wspomnienie przeszłości). Rozmowa Ergo i One jest zakręcona jak świński ogon, ale można z niej mniej, więcej coś takiego wydusić, że One nie pierwszy raz zamachnął się na PP.
A o sercu Vincenta... To ten pomysł przyszedł do mnie znikąd i wydał mi się tak pokręcony, że nie mogłem się powstrzymać, żeby o nim nie napisać. Trzeba przyznać, że to dość upiorna wizja- Vincent, zombie... No ale przypominam, że nurkował on sobie jakieś piętnaście minut bez oddechu i biegał z trzema kulami wbitymi w wątrobę (szacuję po miejscu postrzału). A serce mógłby sobie uruchamiać np. nocą :> (takie niewinne gdybanie)Fakt, One mówi, że Vince złamał czar przebudzenia, więc pewnie uzyskał wieczną odporność. Zastanawiam się czy te naboje FP, nie działały na Proxy tak, jak słońce. Jeśli tak, to Vince byłby praktycznie niezniszczalny. Jeśli nie, to co z ostatnią kulą którą Re-l skacząc na królika, nadal miała przy sobie...? A co z Monad, która nadal gdzieś
tam leży? Przecież stanowi potencjalne zagrożenie, bo ktoś mógłby skorzystać z darmowych próbek do badań...
Na koniec tego wątku, myślę że to nie tyle mechanizm, ile indywidualna zdolność Ergo, który sam ją sobie wykształcił. One z uznaniem przyznaje, że sam jest bezsilny w tej kwestii (odc 1).
Kilka pytań o Vincenta: Jak to możliwe, że przez dwadzieścia lat tułaczki, zanim nie przybył do Romdo, nie zorientował się, że nie postarzał się o jeden dzień? Dlaczego z początku jego oczy pozbawione były zrenic? Jak Vince poradzi sobie z tym, że Re-l wcale nie jest nieśmiertelna (choć bardzo twarda)? Jak wyglądałaby jego zemsta na
Stwórcach? Galaktyczny "Kill Bill"?
Oczywiście nie pokwapiłem się bardziej rozwinąć wątku stwórców i ich powrotu, co niniejszym czynię. Ten rok (no, trochę mniej jak rok) bierze się z tąd, iż w takim mniej, więcej okresie rozciąga się fabuła EP. Wracam do początku pierwszego odcinka, w którym Proxy One daje do zrozumienia, że dobrze zna plany swych stwórców, wspomina o powracających wspomnieniach (dotyczących tych planów). A ponieważ uważam, że to stwórcy zainicjowali Puls Przebudzenia, stąd wnioskuję, że to właśnie wtedy One ich usłyszał, albo wyczuł. W tym też momencie AR'y
zaczynają zwracać się ku niebu (Panom). Pada ponadto sugestia (odc. 22), że to Monad, jej śpiączka, jest odpowiedzialna za brak słońca (jakim cudem?), zatem jej przebudzenie również zwiastuje rozchmurzenie nieba.
Istnieje jeszcze jedna hipoteza. Otóż nawet przy użyciu dzisiejszej aparatury jesteśmy w stanie obserwować skład chemiczny atmosfer odległych planet, zatem ludzie z Boomerang Star również mogli prowadzić takie obserwacje na dużą odległość.
"...wytłumaczenie, że One mógł to wszystko tak zaaranżować (...)jest trochę ciężkie do przełknięcia..."
Otóż NIC nie szło po myśli One. Po pierwsze Ergo znika na dwadzieścia lat ,potem się pojawia niczego nie pamiętając, gdy jego świadomość zaczyna się budzić jest wybitnie niechętny do współpracy, w dodatku budzi się Monad, co również nie jest mu na rękę, bo Monad ma w nosie ludzi, zemstę i takie tam. Jedyne czego ona pragnie to zaszyć się gdzieś z Ergo, odciągnąć go jak najdalej od odpowiedzialności. Nie jeden raz One musiał fatygować się ze swojej wieży i spieszyć z pomocą, dyskretnie popychając Ergo do działania. Powstanie Re-l, jej spotkanie z Ergo,
sesja z bibliotekarzem (on i AR z Moskwy to ta sama osoba!), wycieczka (One) do Moskwy, zaduszenie strażnika pamięci, zmuszenie ich do powrotu. To przykłady aktywnej ingerencji One (Hoody do Vincenta: "Czuwa nad tobą
Opatrzność"). Nic tu się nie dzieje samo z siebie, istnienie planu jest faktem, potwierdzonym u zródła;>. Chcę powiedzieć, że mało tu tych wszędobylskich cudownych zbiegów okoliczności (plaga w anime), chyba jedynym takim przypadkiem byłby ów cudowny timing Boomeranga, a tak, to wszystko dzieło Proxy One (MCQ:" he seems to be a mastermind"). Ale nie wysila się on tak dla zabawy, lecz po to by zahartować Ergo:"Arka, ani kołyska nie zapewnią edukacji".
Odnośnie Twoich teorii, to mi osobiście bardziej wiarygodną wydaje się właśnie ta druga. Po pierwsze dlatego, że w EP wszystko jest wydumane:> Ale także dlatego, że powracający ludzie tak czy inaczej musieli by zaczynać wszystko od zera. Dwie cywilizacje, rozwijające się tysiącami lat w kompletnej separacji, nie miałyby ze sobą wiele wspólnego, czy w ogóle pojęłyby współpracę? Czy powracający ludzie kontynuowaliby dzieło swoich tworów? Myślę, że raczej nie. Najczęściej stawiana hipoteza to ta, w której mowa o tym, że Proxy i ludzie mieliby po prostu sprawować pieczę nad planetą (i znowu: po co ludzie? Ano pewnie dlatego że urządziliby Ziemię bardziej po ludzku). Chyba, że chodziłoby o jakikolwiek ślad człowieczeństwa albo o pomnik dokumentujący dawne dzieje, taki jak ten, który wznieśli mieszkańcy Asury. W tym punkcie obie teorie splatają się, gdyż według Proxy One, w Proxy Project chodziło bardziej o naukę, o wielki eksperyment, eksplorujący zachowanie i zakamarki duszy samych
Proxych. Mimo to, większość czasu spędzały one w izolacji, chronione przed światem (jak Monad w jaju, czy Ergo we wieży), nie miały zbyt wielu okazji, by wykształcić jakieś umiejętności społeczne, choć widać, że to dosyć kochliwe istoty, skłonne do melancholii.
Kończę te wypociny, bo stają się coraz bardziej bezładne. Możliwości interpretacji Ergo Proxy jest multum, a o osławionych literackich i filozoficznych wstawkach to już w ogóle boję się wspominać. Czytałem na przykład bardzo ciekawą dyskusję, w której rozmówcy rozgryzali odcinek jedenasty Lacanem i Derridą, posługując się przy tym Przewodnikiem Krytyki Politycznej, Slavoja Zizeka (do nabycia w merlinie)<-O rany (btw, mogę ją zacytować, jeśli chcesz). To anime bardzo uzależnia i rozbudza ochotę na więcej ale, jak mawiał poseł Gruszka, stawia za daleko idące znaki zapytania... Szanse na jakąkolwiek kontynuację są nikłe, bardzo szkoda, bo postacie na pewno nie wyczerpały swojego potencjału. Śledziłbym ich historię, choćby mieli obierać cebulę, albo łuskać fasolę... Ale cóż, kapitalizm dał, kapitalizm zabrał...
Przepraszam za zwłokę
Pozdrawiam, Bearsho:)
Szczerze, nie chciało mi się czytać wszystkich wywodów w tym wątku, zwłaszcza ostatnich elaboratów niemal. Dlatego tez pewnie się powtórzę. Anime rozczarowało mnie bardzo. Zachwycająca kreska, animacja, muzyka i w ogóle, ale nic poza tym. Pierwsze odcinki zaciekawiły mnie bardzo. Dosłownie wbiło mnie w kanapę. Potem zaciekawienie utrzymało się na względnie stałym poziomie ( odcinek z qizem i kraina śmiechu - żenujące zapchajdziury), by w ostatnich odcinkach spaść do zera. Obejrzałem do końca, bo głupio jest urywać przed samym końcem, ale tylko dla tego. Nic mi sie nie rozjaśniło, ile pytań w serialu zadano, tyle pozostało bez odpowiedzi. Tych 2-uch vinców na koniec też nie znów zagmatwało fakt kim naprawdę on jest. Kim były te gadające pomniki, po co był ten cały gubernator, czy Real to kopia Re-l czy proxy??????????????? I wiele, wiele innych.
Pino faktycznie najfajniejsza z całego serialu.
Najbardziej zraził mnie moment gdy te mówiące pomniki zaczęły coś pleść chóralnie, bez ładu i składu. Przypomniało mi to ostatnie epizody Evy, które kompletnie mi się nie podobały i zepsuły mi obraz całości.
Szczerze nie chce mi się czytać całych waszych wywodów. I średnio mnie one interesują. Więc dlaczego piszę? bo masie anime dostępnym na rynku pewnie parę osób przeczyta komentarze zanim stwierdzi czy w ogóle to warto oglądać. I TAK WARTO
Bo mimo tej całej krytyki to NAJLEPSZE ANIME JAKIE WIDZIAŁEM a trochę sie naoglądałem.
uważasz że EP jest lepsze od NGE? Pomijam już to że Gungrave mimo niepotrzebnej części S-F jest o wiele lepszy wg mnie.
Neon Genesis Evangelion nie widziałem ale jeśli chodzi o Gungrave to tak, Ergo Proxy bardziej trafja w mój gust.
sorki :P po twoim stwierdzeniu że się już aoglądałeś wziąłem za oczywiste że znasz NGE ;) takie moje zboczenie :D
Nie wiem czy zauważyleś ale czasy renesansu się już skończyły i to że nie oglądałem tego anime nie znaczy, że nie oglądałem wielu inny (pewnie widziałem kilka serii których ty nie widziałeś) i na tej podstawie wyrobilem sobie gust co do tego gatunku, a NGE mogę obejżeć za niedługo i pewnie nadal będe opstawał, że EP to najlepsze anime jakie widziałem.
P.S. Death Note też mnie nie powalił;]
DN mnie powaliło jako manga przede wszystkim. Anime nie odbiega zbytnio od tego określenia ale jednak to nie to samo. Chociaż tutaj też uważam że DN jest lepszy od EP. Na pewno nie będę oglądał 2 sezonu EP.
To nie oglądaj DN filmu bo się załamiesz(to nie była złośliwośc). Ep 2??? jeśli bedzie obejżę napewno.
Obejrzałem jedna część DN movie i nie było AŻ TAK źle żeby się załamywać ;)
Aczkolwiek pozostałych części na pewno już nie obejrzę :)
Przeczytałem wszystkie wypowiedzi i nadal nie uważam, żeby to anime było czymś więcej, niż mindfuckiem bez wyjaśnień. Bardziej do mnie w tej kategorii przemówiła "... Lain". Będąc jednak fair wobec "Ergo Proxy" przyznaję, że jego klimat, perfekcyjna animacja oraz bohaterowie wciągnęli mnie niesamowicie - moja ocena to 3-4/5
...:::[SPOILER]:::...
Nikt właściwie nie poszedł torem ostatnich wypowiedzi One. Proxy byli stwórcami, dlatego dosyć prawdopodobne wydaje się banalne tłumaczenie, że przeszłość Vincenta nie istnieje, a to co widzi jest efektem jego stanu umysłu - umysłu pogrążonego w depresji i wyrzutach sumienia.
Kim byli Proxy? Bóstwami które także wierzą w swoje bóstwa. Uważali się za niedoskonałych i taki też niedoskonały obraz świata stworzyli. Proxy mogli też kształtować samodzielnie własne wspomnienia, więc nawet istnienie Moskwy nie jest pewne.
...:::[SPOILER OFF]:::...