Mam ochotę po obejrzeniu tego odcinka, wystawić całości ocenę 0 bezwzględne. Spieprzyli całą
koncepcję serialu, miał być doskonały czarny humor, wyszło jak polska komedia romantyczna na
koniec. Malvo, który zabił całą mafię z Fargo, wszedł tam jak burza, dał się podejść najpierw p......a
Lesterowi, potem definitywnie Grimliemu i ginie......NIE NIE NIE i jeszcze raz nie!!!!! dla mnie odcinki
od 1-9 10 pkt! 10 odcinek 1 całość wychodzi na 9,1 czyli 9.....zawiodłem się baaaardzo bardziej niż
w True Detective finałem:-(((
Mam takie same odczucia. Źli ludzi zginęli, dobrzy są szczęśliwi. Czy wszędzie musi wygrywać dobro? :( Strasznie słabe :(
Juz bez przesady, mi sie zakonczenie podobalo. Spodziewalem sie czarnego zakonczenia, ale to dobre wcale mnie nie zasmucilo:)
Mam dokładnie to samo, mało tego, uważam, ze brak happy endu bylby zbyt banalny a tak wyszlo to bardziej naturalnie wszak nie mogli usmiercic Molly - ona byla (jak juz gdzies ktos wspomnial) jedynym godnym przeciwnikiem Malva - choc wyszlo,ze to byl "deal Gusa".
Dobro zwyciezylo ale nie cukierkowo, po tym odcinku dam nawet 11 :))
Idź boś głupi. Postrzegasz o w strasznie prosty i banalny sposób. Oglądałeś film w ogóle? Tam zakończenie jest podobne.
hahaha... a wiesz dlaczego dal sie podejsc Lesterowi sapaczowi i Grimliemu, ktory odnalazl swoje jaja? bo miał ich za mięczaków wlasnie. the end.
Masz racje, przecenił swoje możliwości...może po chwili otrząśnięcia patrząc, zakończenie nie było wcale takie złe. Mimo to, wolałbym, żeby Malvo odjechał sobie w siną dal:-)) szkoda go....
mnie final wyjątkowo wynudził. o ile wszystkie poprzednie odcinki na swoj sposob trzymały w napięciu i były pozytywnie dziwaczne, to ogladajac 10 odc caly czas zerkalam ile jeszcze do konca.
finał klapa ,ale co zrobisz ,chcieli pokazać że GOOD ALWAYS WIN, co do Fargo nie pasuje ale trochę, klimat super tak jak piszesz przez pierwsze 9 odcinków i połowę 10,ale końcówka to już na zdecydowane NIIIIIIEEEEE !
Dlaczego "nie pasuje ani trochę"? W filmowym Fargo też wygrywa przecież banalna codzienność.
Dokładnie ;) Kto oglądał film ten wie, że zakończenie było dokładnie takie, jakie miało być.
Z drugiej zaś strony nalezy pamiętać, że o ile właściwie wszystkie postacie są jakoś "fargowskie", to jedna - Lorne Malvo - jest z zupełnie innej bajki braci Coenów. Tej o diable ;). Stąd oczekiwanie, że finał będzie co najmniej ambiwalentny, tak jak tam, ma jakieś podstawy jednak.
Ale mi się podobało.
Widzę, że scenarzyści poszli na łatwiznę albo nie byli na tyle odważni żeby pokazać na co ich stać. Kolejny happy end? Tylko po co? Było to coś niespodziewanego? No może dla niektórych, bo oczekiwali czegoś niespodziewanego ale w inną stronę jak na przykład ja.
z tym "happy" to bez przesady - patrząc na końcowe miny rodzinki , ktora wie, że będą mieć kolejne dziecko w świecie, o którym mówił Bill :(
No w sumie dla mnie to nie happy end bo zginął mój ulubiony antagonista. BTW to w ogóle jakim prawem ta kaleka (Grimly) ledwo trzymająca broń zastrzeliła z premedytacją NIEUZBROJONEGO nie mogącego się nawet ruszyć z kanapy Malvo? Nie był już policjantem. To że Lorne to zawodowy zabójca i blablabla to żadne usprawiedliwienie. Powinien odsiedzieć wyrok. Później Grimly jeszcze chamsko mu rzekł iż to on rozwiązał zagadkę! HAHAHAHA
Widać idioci zawsze wygrają.
No i gdzie do diaska podział się Mr. Wrench? Powróci w następnym sezonie? Po cholerę? Uciekł? Poszedł do Malvo? Ale czy po śmierć czy po chęć współpracy? Bo co innego mógł zrobić? I tak by go w końcu znaleźli i trafiłby za kraty. Myślałem że podratuje Lorne'a pod koniec a tu nic.
Mimo to Happy End dla wszystkich żywych "prawych" i "nieskazitelnych" w tym serialu. A na koniec kadr jak trio siedzi sobie beztrosko na kanapie przed telewizorem... [szlochanie]
A tak poza tym to Gus za inteligentny nie jest. Posłuchał się Malvo i powstrzymał go w najprostszy sposób a mimo to ni obszedł się bez brutalnego łamania prawa które i tak zdołał w żałosny sposób oszukać. Mam się cieszyć, że zachował się jak neandertalczyk?
Może chodziło jeszcze o interpretację. Tzn. Malvo zadaje mu zagadkę, ale w jakim celu? Co ma dać Gusowi rozwiązanie zagadki?
Ogólnie Malvo mnie strasznie wkurr tymi swoimi zagadkami i opowieściami :/
No niby chodziło o odpowiedź na pytanie zdenerwowanego Gusa, jak Malvo może tak łatwo kłamać :D I wychodzi, że dlatego, że jest drapieżnikiem?
Takie to mi się wydaje naciągane, bo wychodzi na to, że Molly rozkminia zagadkę - ale to Gus później mówi, że rozwiązał zagadkę Malvo. Gus raczej nie jest typem człowieka, który kradnie cudze pomysły, więc może chodzi o coś więcej?
Dla mnie zawsze coś się wydawało nie teges z jego imieniem, jakby to była anagram. Lorne Malvo - no aż się prosi :) Jak Tom Marvolo Riddle :D
;D Po łacinie: Malo - zło, Volnero - ranić ;) (alternatywna wersja - vulnero, tryb rozkazujący - volnera)
Haha, te rozkminy są boskie :D. To chyba najlepsze: Valor Melonus: All melons must die :D.
Właśnie to mówiące nazwisko też sugerowało, że on może być wcielonym diabłem. Mówiące jest też nazwisko Solverson -- od "to solve", czyli rozwiązywać (sprawę kryminalną; dobre nazwisko dla gliny w sumie). O skojarzeniach z nazwiskiem Nyggard nawet nie wspomnę :)
haha Niggard = skąpiec (vide - przypowieść o rękawiczkach? ;) ). Skandynawskie "solve" akurat mi się źle kojarzy, bo z bardzo złym Solve z "Sagi o Ludziach Lodu" ;)
Molly zna odpowiedź na to, dlaczego ludzkie oko ze wszystkich kolorów rozróżnia najwięcej odcieni zieleni, ale to Gus dociera do sedna zagadki, która się za tym kryła -- gdy rozpoznasz drapieżnika, musisz go potraktować na jego warunkach, być równie bezwzględny jak on. Poza tym, kiedy mierzysz do kogoś z broni, nie wdajesz się raczej w szczegółowe wyjaśnienia, kto co rozwiązał i kiedy :).
I to by się zgadzało, bo faktycznie Gus w stylu totalnie nie-Gusowym sam załatwia sprawę z Lornem i na dodatek nie wdaje się później z nim w dyskusje, tylko zabija go jak psa. Wszystko to jest OOC Gusa, który jest generalnie fajtłapą, porządnym człowiekiem, który jest szczęśliwy rozwożąc listy.
A tu proszę, odkąd pojawił się Malvo w czerwonym autku, Gus naskakuje na żonę, żeby trzymała się od niego z daleka, potem nikogo nie informuje o znalezieniu Lorne'a (jakby bał się, że ten znowu się wywinie, albo już na pewno jeżeli zostanie aresztowany, to będzie chciał się zemścić dla zasady) i planuje go zabić bez cudowania, na zimno.
Faktycznie, zagrał wg jego zasad :)
Finałowy odcinek może najlepszy nie był(chyba jedyny odcinek z całej serii na którym mi się lekko nudziło) ale i tak jako całokształt serial jest bardzo dobry.
Dobrze, że Lester przeżył, on to zaplanował miał na sobie piankę termiczną i butle z tlenem. Wypłynął gdzieś 2 km dalej w jakimś przeręblu i uciekł do Acapulco!
Czuje się jakby scenarzyści po prostu zakpili z widza : dali mu idealnego badaass'a, tajemniczego, pełnego cynizmu i szaleńczo pewnego siebie. Człowieka wręcz niezniszczalnego, ktorego większość widzów pokocha. I tak oto nasz ulubieniec daje się złapać w sidła ex-fajtłapy Lestera a następnie zostaje zastrzelony przez prawdziwego niedojdę, pi*dusia i idiotę Grimly'ego. Duży zawód sprawdziła mi ostatnia kwestia Malvo - liczyłam na coś wyrachowanego, cynicznego, pełnego pogardy, pokazującego że to właśnie on, nasz kochany zabójca, wygrywa.
właśnie o to chodzi - Lester nie był już tak naprawdę od dawna fajtłapą to po pierwsze, a po drugie cała ironia losu tkwi w tym, że Malvo był w stanie zabić chyba wszystkich, a ostatecznie, przez tak naprawdę chwilę nieuwagi został "pokonany" przez listonosza.
shit happens ;)
W tym tkwi urok amerykańskich seriali. Co jest wyśmienite, palce lizać to zawsze w ostatniej chwili coś sknocą.
Dobry finał, na przekór obecnej gimbusiarskiej modzie na kasowanie wszystkich pozytywnych bohaterów. Nareszcie doczekałem się serialu, gdzie miejsca badassa jest w ziemi.
Gimbusiarskiej modzie? Co to za tekst? To, że większość osób woli realniejsze zakończenia gdzie nie zawsze dobro wygrywa to znaczy, że są gimbusami?
Zakończenie jest takie jak być powinno, ale gimbusy zachwycone Malvo nie mogą przeboleć że zginął. Dajecie takie debilne "argumenty", że aż się dziwię, że tylu gimbusów ten serial oglądało. "Ojejciu listonosz zabił Malvo, nie przeżyję tego ojejciu", no żesz kur.w@... Niczego nie zrozumieliście w tym serialu, NICZEGO...
Gimbusem nie jestem, tylu kolokwializmów w przeciwieństwie do gimbusów nie używam jak ty, a co najważniejsze nikogo tu nie oczerniam. Więc się zastanów trochę nad swoim postępowaniem.
Dobro nie wygrało. Tam nie ma już dobra. Lester i Gus przeszli na ciemną stronę mocy. Poza tym, cała ironia polega właśnie na tym, że Malvo został zabity przez nieudaczników, których sam wychował na swoje podobieństwo, choć trzeba zaznaczyć, że nigdy do pięt mu nie dorośli. Nie zmieniło to jednak faktu, że ich nie docenił i dlatego został pokonany właśnie przez dwóch półgłówków. To jego wybory zapracowały na jego śmierć. Sam chciał zabawić się Lesterem, w końcu to nie było zlecenie, sam pozwolił mu po raz kolejny zadecydować w windzie i sam wrócił do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Sam zginął i bardzo dobrze, bo uczynił wiele złego. Cała ironia, czarny humor i wszystkie anegdoty prowadziły właśnie do tego. Nawet najlepsi, w końcu padają. I to zazwyczaj pokonani przez przypadek i idiotę. Uwielbiam Malvo, ale nie oszukujmy się, to była gnida w eleganckim papierku. Molly mimo, że wkurzająca, okazała się najinteligentniejsza i najbardziej dociekliwa ze swoją trafną dedukcją, musiała przeżyć, poza tym kto w US uśmierci od tak ciężarną, trzeba mieć do tego fabularnie stalowe jaja. Bądź, co bądź, serial wpasował się konwencję universum, które należy do Braci C.
Myślę, że jedyna osoba jaka ma stalowe jaja w US i uśmierciłaby ciężarną jest George R.R. Martin. :D