Mam ochotę po obejrzeniu tego odcinka, wystawić całości ocenę 0 bezwzględne. Spieprzyli całą
koncepcję serialu, miał być doskonały czarny humor, wyszło jak polska komedia romantyczna na
koniec. Malvo, który zabił całą mafię z Fargo, wszedł tam jak burza, dał się podejść najpierw p......a
Lesterowi, potem definitywnie Grimliemu i ginie......NIE NIE NIE i jeszcze raz nie!!!!! dla mnie odcinki
od 1-9 10 pkt! 10 odcinek 1 całość wychodzi na 9,1 czyli 9.....zawiodłem się baaaardzo bardziej niż
w True Detective finałem:-(((
W książce bohaterka która została podmieniona na tę w serialu żyje :) Wyglada na to że to jednak Benioff & Weiss mają większe jaja.
Zgadzam się, ludzie niewiadomo dlaczego wyobrażają sobie, że tylko jakiś superman potrafi zabić takiego superzłoczyńcę. A w rzeczywistości tacy ludzie zazwyczaj wpadają przez głupie błędy (które każdy popełnia) bądź zwykłego pecha (lub - jeśli ktoś woli - łańcuch niefortunnych zdarzeń).
Faktycznie, zakończenie bardzo w stylu braci Coen. Dobro wygrało dopiero, gdy przyjęło metody bestii,,, Doceniam to, że przynajmniej zakończenie BYŁO w przeciwieństwie do "To nie jest kraj dla starych ludzi", gdzie wmawiano nam, że brak zakończenia to właśnie zakończenie.Ogólnie- dało się obejrzeć serial, miał kilka fajnych momentów, ale do Breaking Bad mu bardzo daleko.
Nie kryję tego. Z niecierpliwością czekam na kolejne produkcje Vince'a Gilligana, choć i tak to na pewno nie będzie to samo.
Nie oceniłem go, rzadko oceniam filmy i seriale. Dla mnie dobry, aczkolwiek ostatni odcinek mnie rozczarował. ;)
Zgadzam się. Finał w porządku. Co prawda tempo jak na konkluzję było nieco za wolne, ale mając w pamięci jak zakończył się film Coenów, nie spodziewałem innego rozwiązania. Malvo to taka inteligenta wersja postaci granej przez Stormare'a w filmie. O ile ogólnie film jest trochę lepszy od serialu, tak czarny charakter zdecydowanie wygrywa w tym drugim Nie jestem jednak z tych, co kibicują takim psychopatom jak Malvo. Mimo, że świetnie odegrana postać, to widok tego gościa z kulką w głowie był wyjątkowo satysfakcjonujący :)
Zgadzam się. Cieszę się, że twórcy nie zrobili kolejnego "życiowego" serialu, bo wicie, rozumicie, życie nie jest disnejem, jest brzytkie, śmierdzi i dobro dostaje po dupie.
Tylko że tzw. dobro w tym przypadku jest reprezentowane przez ogarniętą, upartą kobitę i przez fajtłapę introwertyka, a nie przez Nieskazitelną Księżniczkę Disneja, wiec w sumie nie wiem o co kaman. Tzw. "dobro" wygrało, bo miało zwyczajnie rację, więcej sprytu i w odpowiednim momencie wykorzystało okazję. No i ten, no, miało jaja :D To jest kuźwa życiowe!
Śmierć Lestera była całkiem w porządku, zwykły szary śmiertelnik przecenił swoje możliwości i zabrnął do ślepego zaułka, ale śmierć Malvo? Niedorozwinięty listonosz, który dał się Lorne wykiwać dwa razy, przypadkiem znajduje jego chatkę i zabija go, niesamowicie charyzmatycznego i arcygenialnego zabójcę. OHHH GOD, WHYYY?
z tym, że właściwie czemu akurat "2 tygodnie później" ? tyle czasu im uciekał czy co? ;p przecież siedział w swoim domu, nie wiem czemu po prostu go nie aresztowali (coś przeoczyłam?)
Gus zabił Malvo; to było tak bardzo... w stylu Fargo :D Coraz bardziej doceniam te zakończenie !
Dobre zakończenie, a w połowie klęłam na czym świat stoi głupotę Gusa :) A na koniec klęłam na niego, że jeszcze się rozgada i Malvo wykorzysta sytuację. Powiem tyle - Gus mnie zaskoczył. :)
Czytam powyższe wypowiedzi i wychodzi mi, że ci co narzekają są zawiedzeni faktem, że ojej, dobro wygrało, mordercy gryzą lód, ach, co za banał. Nie bardzo kapuję - czego się spodziewaliście? Malvo zginął w głupi sposób I DOBRZE, bo to było właśnie idealne zakończenie życia badasmadafaki - został zabity przez listonosza fajtłapę na usańskim zadupiu. Ironia losu pierwsza klasa, ale wszystkim nie dogodzisz - powinien odejść jak rozumiem jak Godzilla - rozpie*dzielić przy okazji całe miasto :D
A Lester? Umarł dokładnie tak, jak żył, czyli jak tchórz i pajac. Również znaczące.
Nie wiem, po co tu dorabiać zbędną ideologię - wszyscy w tym odcinku pokazali się w pełni swojego charakteru i zakończyli sezon w pełni swojego charakteru, począwszy od Better call Saul, skończywszy na córce Gusa. Do tego była ironia, były smaczki, było zgrabne dopięcie wszystkich wątków (sentymentalnie chciałam jeszcze zobaczyć brata Lestera).
Jedyny minus, jaki mogę znaleźć w finale, to mało Malvo bohatera - był on tu tylko maszyną do zabijania. Chociaż może tak powinno być? Żeby pokazać, że zostaliśmy zbajerowani zabawnym, uroczym kolesiem, który tak naprawdę jest właśnie TAKI?
Do tego mam mieszane uczucia wobec nachalnego symbolizmu wilka, ale podpinam to pod zamierzony kicz ;)
Ogólnie - świetny serial. Podobało mi się.
Mnie również finał jako jedyny odcinek lekko wynudził, ślimacze tempo akcji. Nie podobała mi się w tym odcinku gra Malvo, brakowało jego charakteru z poprzednich odcinków. Może nie mam takiego niedosytu jak po finale HIMYM no ale liczyłem na coś bardziej "z jajami".
Oceny dla serialu jednak nie zmieniam, uważam, że finał to jedyny słabszy odcinek z plejady świetnych.
"Malvo, który zabił całą mafię z Fargo, wszedł tam jak burza, dał się podejść najpierw p......a Lesterowi, potem definitywnie Grimliemu i ginie" Ten opis (i opis użytkonika kaganiec) przypomina mi niemal identyczną sytuację z "Prawa Ulicy" --SPOJLER z "Prawa Ulicy"-- Gdzie siejący postrach Omar, ginie zastrzelony z ręki gówniarza w osiedlowym monopolu. --KONIEC SPOJLERU--. Można dywagować - czy to pójście na łatwiznę przez producentów czy ironia i banalność losu.
A Grimli nawet nie zabił Malvo w obronie własnej, bo ten wtedy nie miał w dłoni pistoletu. Też mi odwaga, strzelać do bezbronnej osoby.
Taki jest właśnie cały urok i cały sens tego serialu i oryginalnej produkcji Coenów. Tu to nawet zyskuje inny wydźwięk. Mamy Lestera, człowieka stłamszonego przez życie, którego z letargu brutalnie i krwawo wyrywa diaboliczny Malvo. Lester zabija żonę, po epizodzie z gnijącą raną i momentem a'la Raskolnikow jego życie staje się pełniejsze, jest bardziej szczęśliwy. Jednak na koniec przegrywa z duetem zwykłych ludzi, których jedyną rozrywką (poza pracą dla Molly) jest oglądanie głupkowatych programów w telewizji. Jaki z tego morał? Jak się głębiej zastanowić, to raczej gorzki.
Dla mnie zakończenie genialne. Bardzo ze smakiem. Oglądając większość obecnych produkcji, spodziewałbym się, że w kulminacyjnej scenie Gus rozpocznie przydługi monolog a Malvo w trakcie rzuci mu nóż między oczy czy coś w tym stylu. Od jakiegoś czasu (czytaj pierwszego sezonu "Gry o tron") panuje dziwne przekonanie, że jeśli coś jest zaskakujące (najlepiej jeśli zwycięża antagonista) to jest "niebanalne".
Nie zmieniłbym jednego kadru w tym finale. I ta muzyka! A wisienką na torcie była ostatnia scena, gdzie znudzona rodzinka siedzi przed telewizorem niepewna swojego szczęścia i Molly z kamienną twarzą ogłasza "Będę komendantem".
Tam byl czarny humor, tym razem dotknal Malvo, okazalo sie ze nie docenil przeciwnikow i dlatego zginal.
Mi bardzo sie podobal final, zaskoczyl mnie bo obstawialem, ze Gus zginie z reki Malvo, a tu dotychczasowy tchorz wzial sie za bary ze swoimi demonami i okazal sie mezczyzna co umie bronic rodziny. Wlasnie tego swojego kawalka kanapy z pilotem do telewizora, ktora laczy jego Molly i corke bronil, czy to nuda? Nie, to tylko chwile spokoju w zyciu, w ktorym wciaz trwa walka. Nie wiem czemu przekreslac finaly, w ktorych wcielenia zla przegrywaja, dla mnie to sa lepsze zakonczenia niz gloryfikacja zla, jak uwazam bardziej powszechna.
Lester od pierwszego spotkania z Malvo, stąpał po kruchym lodzie, no i w końcu sie doigrał. Wpadł do niego :)
To nie jest czysty Happy End i choć finał nie był arcydziełem to z pewnością nie zasługuje na ocenę 1/10.
Cały serial Fargo nawiązuje do filmu Fargo, dlatego bracia Coen postawili na takie zakończenie wątku rodziny stróżów prawa (a w szczególności Molly), może faktycznie przemycili nieco faktów do produkcji.
Dlaczego nie czysty Happy End? Dlatego, że Lester nie zmienił się, nie zrehabilitował. Umarł jako zbieg ścigany za morderstwo choć na początku serialu był tylko zmęczonym życiem nieudacznikiem. Ale przynajmniej dobrym. Sama śmierć to bardzo ciekawa klamra kompozycyjna, która scala początek, środek i koniec wątku Lestera. Miał tak zginąć o wiele wcześniej, ale udało mu się uciec, jego życie zmieniło się o 180 stopni - stał się poważanym agentem ubezpieczeniowym z kochającą żoną i własnym biurem. Czy coś go to nauczyło? Jak widać nic, gdyż znowu bezmyślnie wszedł na kruchy lód, rujnując tym samym wszystkie swoje osiągnięcia.
Właśnie to, że Molly, Gus i jego córka przeżyli jest zaskoczeniem, gdyż przez cały serial mało co im się nie udawało i to Malvo wychodził obronną ręką, a tworzenie kolejnego dramatu rodzinnego byłoby przesadą. Wystarczy tragedia rodziny Nygaard.
"Dlaczego nie czysty Happy End? Dlatego, że Lester nie zmienił się, nie zrehabilitował. Umarł jako zbieg ścigany za morderstwo choć na początku serialu był tylko zmęczonym życiem nieudacznikiem. Ale przynajmniej dobrym. Sama śmierć to bardzo ciekawa klamra kompozycyjna, która scala początek, środek i koniec wątku Lestera. Miał tak zginąć o wiele wcześniej, ale udało mu się uciec, jego życie zmieniło się o 180 stopni - stał się poważanym agentem ubezpieczeniowym z kochającą żoną i własnym biurem. Czy coś go to nauczyło? Jak widać nic, gdyż znowu bezmyślnie wszedł na kruchy lód, rujnując tym samym wszystkie swoje osiągnięcia. "
Dobrze napisane :)