W tym odcinku wracamy do historii z początków The Walking Dead. Morgan wraca do domu, gdzie są przebitki z jego synem i żoną. Wspominany też jest Rick. Ale nie ma tu jednak niczego przełomowego. Jednak zombie nadal fajnie wyglądają. ;)
Powrot do korzeni, oczywiście na plus.Pamiętam, że w pierwszym sezonie żywych trupow, osiedle na ktorym znajdował się dom Morgana, było bardziej kolorowe.Mam na myśli odcień zieleni i pogodę, a przecież w tym odcinku był słoneczny dzień.W ogole, to porownaj sobie pierwsze sezony TWD (kamieniołom, farma hershela, więzienie) był tam zupełnie ciepły klimat, a w aktualnych sezonach, jest bardzo mrocznie.Generalnie, ubolewam, że była tylko jedna mała wzmianka o Ricku, gdy Morgan o nim wspomniał, a pozniej temat się urwał i poszedł w zupełnie innym kierunku.Ta mała dziewczynka, powinna chociaż spytać kim był Rick i w ogole a tutaj nic.
Jak a to co ten serial pokazuje od 4 sezonu mamy wreszcie dobry odcinek. Rick wraca a to najważniejsze. Kurde nie wiedziałem że tak polubię Dwaita czy jak to się pisze..
7 sezon to porażka, rakieta wystrzelona leci i leci, i spada po kilku dniach ja się pytam ?
Tak samo z dekontaminacją, ci ludzie powinni już dawno nie żyć od promieniowania, reszta spoko, serial mocno nawiązuje do pierwowzoru.
Skończyłem oglądać po 6 sezonie. Zawiodło mnie to, jak potraktowano wątek Pionierów, moim zdaniem jakby zostali przy tych około-westernowych klimatach serial utrzymałby jako taki poziom, ale z tego już nici. Widzę po ocenach, że wrócili "na stare śmiecie", a tamte kilka świetnych odcinków to były tylko wypadki przy pracy.