Bardzo nieudana ekranizacja książki. Jestem na świeżo po 1 sezonie. Ocena 4/10 to wystarczająca ocena. Horror/thriller klasy B. Poziom ostatnich sezonów Walking Dead. Tania dramaturgia, dialogi lepsze są w M jak Miłość, przewleczony i słaby po prostu.
A jak książka? Mnie serial zaciekawił i zastanawiam sie czy tylko cześć książki jest zekranizowana i warto przeczytać by dowiedzieć sie co będzie dalej jak np w problem trzech ciał. Czy to cała książka jak np w opowieściach podręcznej i reszta sezonów będzie juz wyrezyserowsna osobno
Dzięki. Zmieścili to w opisie więc widziałam. Pytanie zadałam bo myślałam ze autorka komentarza przeczytała książkę. Z racji braku czasu chciałam się zorientować czy czytając książkę dowiem sie zakończenia. Jak np w problemie trzech ciał
Robert McCammon to znakomity pisarz, czekam właśnie na wznowienie przez Vesper "Stingera" z przetłumaczonym tytułem na "Żądlak". Serial obejrzę po książce, szkoda jeśli serial faktycznie jest średni bądź słaby bo McCammon zdecydowanie zasługuje na ekranizacje. Od roku coś się mówi o ekranizacji "Łabędziego śpiewu " w formie serialu, na który bardzo liczę.
Niestety ale serial z książką ma jak sami twórcy wspomnieli, wspólne jedynie jakieś 90%, głównie motyw Gościa i Łowcy, a tak poza tym to naprawdę niewiele i nie mam pojęcia czemu w ogóle nazywają to ekranizacją.
Książki nie czytałam/nigdy o niej nie słyszałam, ale serialem zainteresowałam się że względu na to, że ten serial poleca Stephen King fanom Lost i Stamtąd. Stamtąd to obecnie mój ulubiony serial, ma świetną obsadę. Podoba mi się, że producenci zadbali o to, aby każdy się wyróżniał.
Teacup wieje nudą. Może coś jeszcze w tym serialu się rozwinie. Zobaczę jak ten serial się skończy, ale sądzę, że skończy się na pierwszym sezonie.
Nie zakończy, ostatni odcinek pokazuje, że akcja przeniesie się gdzieś indziej.
Trochę szkoda serialu, bo zaczynał się nieźle. Potem jednak nawał niedorzeczności, naciągania rzeczywistości i chaosu zrobił swoje. Raz Kosiarz Umysłów potrzebuje czasu na przeniesienie, a raz odbywa się to niezauważalnie w ułamku sekundy. Bohaterowie są topieni, postrzeleni, dziabnięci nożem, ale to nie przeszkadza im chwilę potem brać udział w akcjach jakby nic.
Bohaterowie za dnia siedzą i dyskutują na temat wierności w małżeństwie, sąsiedzkich zatargów i wytapiają czas na dyskusje o niczym, by wieczorem wpaść na pomysł że noc jest najlepsza do poszukiwania Kosiarza Umysłów (i to niejednego!), więc ekipa się rozdziela i każdy pojedynczo przeczesuje las, stodoły i piwnice.
Światła tajemniczo migają, drzwi tajemniczo skrzypią a jak przychodzi ranek panowie zapominają o zagrożeniu i biorą się za pranie po gębach za jakieś historie z przeszłości. A finalnie z całej walki z kosmicznymi najeźdźcami wychodzi, że strzelanie, topienie i rozkminianie jest niepotrzebne, bo Kosiarza Umysłów wystarczy walnąć w łeb i docisnąć workiem by sprawę załatwić.
Jednak smuteczek, bo dobrze żarło ale zdechło.
Na początku było fajnie. Pierwsze odcinki to trochę grozy, dużo niewiadomego, różne dziwne rzeczy, klimat był i to srogi. Ale po 5 odcinku wszystko się wyjaśniło i taka tania sensacja się zrobiła. W "The Thing" przynajmniej były potwory, no i tam też głupio ludzie postępowali, ale mieli przynajmniej przebłyski mądrych pomysłów.
Tutaj dramaturgia robi się naciągana mocno. Główna bohaterka przesiaduje albo w kuchni, albo u siebie w sypialni i rozpamiętuje dawną zdradę, mimo że tu obok ludzie giną i jest śmiertelne niebezpieczeństwo.
I nikt oczywiście nie wpada na opcję torba na łeb, poddusić do utraty przytomności, związać i nie zbliżać się więcej. Po sprawie.
Jest masa głupich sytuacji, które wymuszają dramatyczniejsze reakcje, jak to zamknięcie w lodówce i nikt nie wpada na opcję wywiercenia dziury.
Ogólnie to nie horror czy thriller, a takie ubogie SF z dość tanim chwytem. No i to żebranie o drugi sezon zdecydowanie zbyt przesadzone.