PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=94333}
7,9 39 tys. ocen
7,9 10 1 38519
7,1 11 krytyków
Futurama: Przygody Fry'a w kosmosie
powrót do forum serialu Futurama: Przygody Fry'a w kosmosie

Ogólnie, gdy byłem zafascynowany Sci-fi, poziom tych produkcji spadał na łep na szyje. Albo przeintelektualizowane kino, które w sumie jest o niczym lub produkcje tak tandetne, że wszystko działo się na pokładzie statku kosmicznego który wyglądał jak wyobrażenie 7-latka.

Futurama zabierała się za ten temat inaczej, i pierwszy odcinek był bardzo zachęcający! Pomysłowe, nawiązując do tego co może być, jakie będą problemy i zwyczaje wtedy, jak choćby sowy w parkach oraz budki dla samobójców. To jak się świat zmienił, jak wyobrażają sobie przyszłość twórcy, mi się podobała. Były nawiązania do współczesności, jak choćby fabryka czekolady, albo nawet tytanic, ale zrobione w futurystyczny sposób.
Bohaterowie byli bardzo fajnie napisani, aczkolwiek szkoda, że Fry i Leela strasznie stereotypowi a kreatywności w nich było szalenie mało. Takich jak oni wydawało się wszędzie na pęczki.
Za to uwielbiałem serie za Blendera, Dr Zoidberga oraz Farnsworth'a.
Było trochę serca jak w starych Simpsonach, było komedii a także świetnie zaprojektowanego świata. Gdybym był na świeżo po starych odcinkach to bym mógł pisać i pisać...

Niestety, z czasem seria się psuła.
Zamiast się skupiać na fajnych historiach i kolejnych przyszłościowych problemach, zaczęli robić "Przyjaciół w kosmosie". Wątki były budowane na współczesnych, popularnych tematach, często politycznych. Podobnie jak nowych Simpsonów, oglądało się to i miało się gdzieś.
Choćby taki bohater jak Blender który początkowo był nawet aseksualny, nagle jest definiowany przez seksualność w kilku odcinkach. Czy naprawdę, nie ma innych wątków niż 100 romansów każdego bohatera? Czasem brzmiało to jak manifest wyrwany z lat 70-tych.
Urocze momenty były zasapywane mało śmiesznymi i nie raz brutalnymi żartami, a wątki dziejące się w tle niby się posuwają do przodu ale cały czas starają się utrzymać status quo.
Szczególnie irytował mnie najważnieszy wątek tego serialu, czyli "Wieczny wątek romansu Fry i Leeli"
Już na początku się toczy bez ładu i składu, od to frajer-nieudacznik i waleczna twarda dziewczyna, w którym on wiecznie się stara o nią a ona ma go w nosie...
Ale gdy już się daje przekonać, to on wszystko psuje bo zapomniał, zrobił coś głupiego itp.
I tak przez wiele, wiele odcinków.
Potem gdy już są razem, to nie lepiej (chyba nawet gorzej), również nie wiadomo czy dalej się lubią, mimo wszystko ciągle się kłócą, a główny bohater popełnia coraz to większe głupstwa. Jak te sitcomowe małżeństwa które umieją się tylko o wszystko kłócić, nigdy nie maja wspólnych zainteresowań, a potem są sprzedawani jako wielka miłość, bo na końcu odcinka idą się bara-bara...
I z czasem sobie człowiek zdaje sprawę, że po za zakończeniami odcinka, gdzie się wielce godzą i tulą, nie ma nic, po za wiecznym płaczem Fry'a że mu z nią nie wychodzi i musi się starać, po czym wszystko niszczy....
I to tylko jeden wątek.
Praktycznie wszystkie wątki będące główną osią serialu takie są. Wiecznie próbują byś status que. Te wątki nie próbują niczego innego, dając ciągle powtarzalne wątki z byle jakich sitcomów.
I im dalej postępował serial tym gorzej. Co po wielkich zaskoczeniach, skoro już Fry po pewnym czasie wszystko już widział, co może zaoferować XXXI wiek, serial się wyczerpał, im dalej w las stawał się coraz o bardziej stereotypowy, powtarzalny, a sci-fi było tylko jedyną różnicą między Simpsonami a nimi.

Animacja tego typu dzisiaj, to najniższa półka, często drętwa, brak gry świateł...
Muzyka dawała radę, do czasu jak dawano wstawki śpiewane, które ani nie są zabawne ani nie ciekawe.