Lea razem ze scenarzystami tworzyła go, większość koncepcji pochodziło od niej-łącznie z piosenkami.
Jeśli kogoś zastanawia dlaczego Quinn nie było w odcinku, no cóż, może to się okazać szokiem dla jej fanów, bo ja to nigdy tam za tą aktorką nie przepadałam, ale plotki typu że nie została zaproszona przez Leę i Ryana, są nieprawdziwe. Ponieważ ta typu aktoreczka, została zaproszona, jednak nie skorzystała z tego zaproszenie, ponieważ wolała promować się na czerwonym dywanie, wiem że zaraz wiele jej fanów zacznie pisać że nie mogła, bo wiele promowała swój nowy film, że nie mogła tego odpuścić, ale proszę was, jeśli promowała film to spoko, jednak jak przystało na przyjaciółkę, powinna w tym uczestniczyć, ja będąc aktorką, pierdzieliłabym wszystko inne, powiedziałabym reżyserowi jaka jest sytuacja i tyle. Ale nie, ta aktoreczka wolała iść sobie po czerwonym dywanie albo iść na spacer z pieskiem, bo tyle ma do roboty. Wiem że hejty pójdą dobre na mnie, ale litości, straciłam już całkowity szacunek do tej aktorki, że jeszcze od samego początku wydawała mi się fałszywa z mordeczki, to teraz pokazała klasę, nie ma co ;)
Albo się naucz angielskiego ,albo spasuj z rozsiewaniem plotek.To było zwykłe nieporozumienie.Żadna ze stron nie jest winna. Oni jej nie zaprosili ,a ona nie zaproponowała swojego udziału.
Hmm, nie mów mi co mam robić, od tego mam swoją mamę. Jeśli wgłębisz się bardziej w ten temat, znajdziesz artykuł z wywiadu jednego z Ryanem kiedy to mówi, więc proszę Cię kochanie, nie pouczaj mnie ;)
ona NIE nie chciała przyjść, tylko nie została zaproszona, bo to było nieporozumienie.
Mówisz, że nie mamy wierzyć plotką, sam robisz jakieś nowe :/
ona jest w dobrej przyjaźni z całą ekipą i jakby została zaproszona to by na pewno przyszła
Rowniez caly przeplakalam. Myslalam, ze wszyscy beda spiewac piosenki, ktore spiewal Finn. Najbardziej dobija mnie fakt, ze nie grali smutku. Brakowalo mi Quinn w tym odcinku.
Ogólnie to odc piękny, tylko po jaką cholerę dali tam tą Bree??? To jest beznadziejna wredna ostać(w mojej opinii) i nie wiem jaki ten jej wątek ma wogóle sens
Kto zwrócił uwagę na fakt, że żadna ze scen z proma nie została wykorzystana ostatecznie w odcinku? Początkowo myślałam, że zabrakło tylko tej sceny z Willem przytulającym Rachel, ale potem obejrzałam jeszcze raz zwiastun i przeleciałam bardzo szybko odcinek i rzeczywiście, żadnej ze scen nie było, a nawet jeśli była, to w zmienionej formie.
-Pusty korytarz i cheerioski niosące rzeczy i przyklejające kartki do szafki - w odcinku już to wszystko było zrobione
-Kurt płaczący w bluzę Finna - ta scena jest podobna, ale nie taka sama, w odcinku jakoś ją tylko wącha i też jakoś tak dziwnie
-New Direction przy szafce - podobnie jak z Kurtem, podobna ale inna, w odcinku to Kitty a nie Marley pochyla się żeby złożyć pałeczki, zresztą jest jakiś błąd w tej scenie, bo Tina wciąż swoje ściska, no i Blaine jest zasłonięty przez nich, w zwiastunie było nawet na niego zbliżenie i chyba w zwiastunie jest pokazane, jak oni idą do tej szafki, bo jest zbliżenie na te pałeczki, na pewno widać tam Artiego, bo siedzi na wózku
-w scenie z Rachel było tylko zbliżenie na obraz, gdy Will go powiesił i tyle - w zwiastunie jest wyraźnie pokazane, że oni jeszcze na niego patrzyli, a Rachel się rozkleiła
Szczerze mówiąc, to szkoda, że tych scen nie pokazali, bo to właśnie takie małe akcenciki były najbardziej poruszające. Naprawdę bardziej wzruszyło mnie to 31 sekund, niż ponad 40minutowy odcinek (nie licząc Puckermana i Willa)
Też zauważyłam - Kurt i bluza, jak szli przez korytarz, Will i Rachel, no i właśnie nie pokazali jak Blaine coś kładzie, a szkoda, bo i tak Blaine'a było mało, a w odcinku ta scena była z takiego ujęcia, że Marley praktycznie go zasłaniała.
Tyle smutku i łez... ech. Ktoś na imdb przedstawił świetny pomysł, aby to Quinn ukradła bluzę Finna. To byłoby zaskakujące i po prostu niesamowite.
Smutny bardzo. Brakowało mi tylko Quinn i Brittany, szkoda, że ich nie było... W końcu Quinn była jego dziewczyną, na pewno jej postać miałaby coś do powiedzenia w tej sytuacji.
Brittany nie była niezbędna w tym odcinku, ale Quinn rzeczywiście powinna się pojawić. Nie mogę przeboleć tego, że nie zaprosili Dianny do odcinka :(
Popłakałam się już w pierwszej minucie. Jak czytałam wiadomości o jego śmierci nie chciało mi się w to wierzyć. Włączyłam odcinek i wtedy do mnie dotarło, że rzeczywiście już go nie ma. Piosenki wykonane absolutnie rewelacyjnie, każda. Nie mogłam powstrzymać łez jak tylko o nim wspominali, jak patrzyłam na ich żałobę i na to jak próbują sobie z tym poradzić. Nie traktowałam tego odcinka jako coś fikcyjnego, on naprawdę umarł i myślę, że to co przeżywali bohaterowie nie było tak bardzo oddalone od tego co naprawdę czuli. Płakałam przez cały odcinek ale wykonanie Rachel Make you feel my love zgniotło mnie już całkowicie. Smutny bardzo, ale myślę, że wykonali świetną robotę dedykując mu ten odcinek.
Zaczęłam ogladać ten serial jak byłam w liceum, razem z nimi kończyłam kolejne klasy, potem szkołe, poszłam na studia. W pewnym sensie czuję, że dorastam razem z tym serialem, może głupie to co piszę ale nie ważne. Nie wyobrażam sobie jakie to musi być ciężkie stracić tak ważnego przyjaciela w swoim życiu.
Szkoda, że Quinn nie było, ale szczerze mówiąc jak ona by sie zachowała? Ona i tak wiecznie miała depresje. Na pogrzebie prawdopodobnie była, tak jak Sugar i Joe ale na memorial juz pewnie przyjechac nie mogła. Trzymajmy sie tej wersji ;) A co sie zdarzyło naprawde, to już nie nasza sprawa lecz Diany i Ryana
ja też płakałam. i nie wydaje mi się, że łzy w tym odcinku tych wszystkich postaci były udawane. szczególnie mercedes i rachel. świetny odcinek!
Też przyznam, że bardzo się wzruszyłam oglądając odcinek. Już przy "Seasons of love" popłynęły mi łzy. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakie morze łez wylało się przy robieniu odcinka. Widać było, że aktorzy naprawdę płakali. A wykonanie Rachel? Bardzo przejmujące... Lea miała tylko 3 krótkie sceny, ale to wystarczyło, żebyśmy zobaczyli przez co biedna przechodzi. Miałam wrażenie, że słowa Rachel o odejściu Finna, które wypowiedziała do Pana Schue to prawdziwe myśli Lei odnośnie Cory'iego. Mam wrażenie, że były one bardzo osobiste. Jednym słowem bardzo przykry odcinek.
Nie wiem co myśleć o tym odcinku. Strasznie mi się dłużył, tylko spoglądałem, kiedy się zakończy. Był niestety sztuczny, ale spełnił zadanie takie, jakie miał spełnić. + za piosenki i za atmosferę. Naprawdę, dopiero teraz poczułem, że go nie ma. Niestety słaby odcinek, ale bardzo wzruszający :(
Mnie odcinek całkowicie rozczulił. Gdy ich tylko razem na początku zobaczyłam od razu zaczęłam, a apogeum moich łez było podczas sceny z Santaną a potem Rachel. Jednej rzeczy mi zabrakło, Rachel... moim zdaniem powinna wykonać without you, tą piosenkę śpiewała specjalnie dla niego kiedyś i teraz też powinna.
Cieszę się, że odcinek skupiał się na starych bohaterach tych, że tak powiem pierwotnych. Zniesmaczyła mnie trochę Tina w rozmowie z Emmą, jednak ona już od dawna mnie irytuje.
Odcinek nie jest do ocenienia bo był inny, takiego jeszcze nie było, jednak jak dla mnie cudowny i w pełni oddający hołd Coremu.
tina jest okropna, chciałabym kiedyś przeczytać czyjąś opinię, dlaczego jest fanem Tiny, bo ja osobiście nie dostrzegam, żadnych powodów, żeby ją lubić... tzn. ok, reprezentuje ludzi trzeciego planu, robiących za tło, marzących o tym, że iedyś staną się liderami... ale Tina ma po prostu zły charakter i tyle
Niestety masz racje, choć bardzo wzruszyla mnie wersja glee "Hey, Jude" po oblaniu Tiny przez cheerioski, to raczej tylko ze względu na to ze ND tak sie za nią ujęło (któż by nie chciał mieć tak wspaniałych przyjaciół! Wspaniała metamorfoza kitty ktora sie nią zajęła i oddała jej swoja sukienkę. Wielki plus)- nie było mi jej jakos bardzo żal bo bardzo denerwowała mnie przez cały ten odcinek. Po pewnym czasie naprawdę zaczęłam jej współczuć no ale ona albo w ogole sie nie odzywa albo jest opryskliwa diva...
Mówisz,masz... A tak na serio, to naprawdę żadnych? Jestem fanem Tiny od samego początku (moja ulubienica obok Rachel,Finna i Santany). To prawda w ostatnich odcinkach scenarzyści zrobili z niej tzw. "wredną babe", ale i tak ją lubię. Wg. mnie sceny z jej udziałem należą w ostatnim czasie do najśmieszniejszych. Wiem, że jestem w zdecydowanej mniejszości, ale np. takie wykonania jak True Colors czy choćby Because You Loved Me utwierdzają mnie w tym, że jest to naprawdę fantastyczna postać. Ma strasznie dużo skrajności(od totalnej plotkary do nieśmiałej dziewczyny stojącej z boku i dającej innym zabłysnąć). Myślałem, że rzeczywiście będzie liderką po odejściu Rachel, ale niestety twórcy mieli trochę inny pomysł na nią(nietrafiony niestety). Mam nadzieję, że jeszcze będzie miała okazję zabłysnąć...
Nie przepadam za Tiną, pozwolę sobie dorzucić swoje zdanie;)
Dla mnie było spoko postacią przez pierwsze 3 sezony - była mi obojętna, gdzieś tam w tle raczej, nie irytowała mnie jak Sugar, ani nie nudziła jak Joe czy Rory. Mało jej wątków pamiętam - sprawa studiów Mike'a, właśnie też zwiazek z Mikem - te wątki były ok. Nic do niej nie miałam. Nie podoba mi się jednak jak jej wątek jest prowadzony od czwartego sezonu. Nagle zakochuje się w Blainie? Smaruje go vickiem gdy on śpi? Ma pretensje do Kurta na weselu? (to nie jej sprawa) Jest niemiła nagle dla Kurta w odcinku 4x21? Teraz w tym sezonie też - nawet jej przyjaciele z na czele z Blainem zauważyli, że coś jest nie tak. W 5x02 ledwo dostała nominację na królową promu to już nie chce iść z Samem? Za co tą dziewczynę można lubić? Przecież mogłaby być sympatyczna, szczera, fajna postać na pierwszym planie, to stała się jakąś wredotą. Nie mówię, że wszystko źle teraz - pod koniec czwartego sezonu przekonałam się do jej przyjaźni z Blainem, ale z tym sezonem znowu się zaczyna. Powinna docenić, że ma dobrych przyjaciół, którzy mimo jej zachowania zaopiekowali się nią na promie.
najlepszym podsumowaniem byłaby ta scena: http://www.youtube.com/watch?v=LP9hT-9z5i8 :D
Dokładnie, cholernie smieszna scena(ale pewnie nie w tym kontekście ją zamiescilaś). Jest straaaasznie zakręcona i dlatego właśnie ją lubię. Co do wątku blaina- wszyscy się tego czepiają. Chyba problem polega na tym, że zakochała się w geju(a to przecież strasznie irracjonalne jest;)). "Jak to? Hetero z homo? Przecież takie rzeczy się nie zdarzają" Wiadomym było, że nic z tego nie będzie, ale nie rozumiem tych wszystkich narzekań i ataków na nią. Była po prostu zagubiona i strasznie samotna. Może Ryder byłby dla niej fajny?...
oczywiście, że śmieszna ;p ale pokazuje przede wszystkim jaką wariatką Tina się stała w ciągu raptem trzech lat. Tina jest po prostu nie do zniesienia, czego kiedyś w życiu bym nie powiedziała o niej. To już przed laty bardziej Mercedes mnie wnerwiała, albo Rachel, mimo mojego uwielbienia do nich od początku :D
Amber to w ogóle świetna babka, śledzę Dancing with the Stars i jest taka sympatyczna, zabawna, z dystansem do siebie, no po prostu cudowna :D Mam nadzieję, że wygra tę edycję (którakolwiek tam teraz jest ;p)
kiedyś myślałam, że wróci do Artiego, ale teraz myślę, że tworzy z 'kitty fajną parę... w ogóle Kitty jest pierwszą osobą z nowej obsady, którą polubiłam :) reszta nie ma koompletnie charakterów
True Colors świetne, poza tym One of us zaczynała Tina najlepszą zwrotką :D ale poza nimi nie potrafię nawet wskazać żadnej innej piosenki ;p nie oszukujmy się, Tina nie ma tak wyrazistego, mocnego głosu jak Lea, Amber, czy Naya... to nawet Dianny głos prędzej wychwycę, bo jest tak płaski :P
z Without you, wcale nie taki głupi pomysł. Jednak Lea wykonała piosenkę która była dosyć prywatna dla Lei i Corego, o to chodziło tylko i wyłącznie, bo tak naprawdę w tym odcinku był żegnany Finn i Cory, a już szczególnie Cory.
Odcinek miał być hołdem i nim był, ale strasznie mnie drażniło i przeszkadzało mi, że gdy ktoś śpiewał piosenkę i płakał, to w jego głosie nie było żadnej zmiany. Ja wiem, że te utwory są nagrywane w studio, ale dla mnie było to strasznie sztuczne i zaburzało mi całkowicie odbiór emocji bohatera.
dokładnie, na to samo zwróciłam uwagę. i w sumie nie wiem, czemu tak glupio to wykonali, bo np. w odcinku, gdy Blaine i Kurt się rozstali, Blanie, śpiewając "Teenage dream" bardzo łamał głos - i to było naturalne.
a w tym odcinku, w tym miejscu - emocje w głosie były o wiele ważniejsze niż wtedy.
Dlaczego niektórzy z Was uważają, że odcinek był sztuczny? Niewyjawienie powodu jego śmierci było dla mnie strzałem w dziesiątkę. W ten sposób pożegnaliśmy zarówno Finn'a jak i Cory'ego. I o to w tym odcinku chodziło. Nie było istotne dlaczego zmarł. Miało to być tylko pożegnanie. Moim zdaniem zrobione z klasą.
Ja tak samo, bardzo wzruszający odcinek. Najbardziej wzruszyły mnie 3 sceny: w domu Hummelów, przemowa mamy Finna, niesamowicie przejmująco i prawdziwie, sceny z Rachel i obie i ostatnia scena Willa jak płakał w bluzę, również pękłam. Oglądałam już 3 razy ten odcinek i za każdym razem płaczę. Brakowało mi tylko wstępu Kurta, według mnie było go za mało w tym odcinku albo jakby był za bardzo z tyłu. Jak tylko dowiedziałam się o tym odcinku, zastanawiałam się co zaśpiewa Kurt, i jestem jedynie z tego powodu rozczarowana. Odcinek podsumowując genialny, z początku brakowało mi flashbacków (tak to się chyba piszę ;p) ale i brak zupełnie mi nie przeszkadzał jednak, zrobić odcinek który bez takich urywków będzie wzruszający to wielka sztuka. Na pewno jeszcze do niego kiedyś wrócę...
"Jak tylko dowiedziałam się o tym odcinku, zastanawiałam się co zaśpiewa Kurt,"
Miałam tak samo. Nie wyobrażałam sobie nawet, że Kurt by nie zaśpiewał w TAKIM odcinku. Swoją drogą obstawiałam I'll stand by you właśnie raczej dla Kurta, a nie Mercedes, bo to K podpowiedział Finnowi, aby wykonał ten utwór.
Też myślałam że on będzie to śpiewał, chciałabym usłyszeć tą piosenką w jego wykonaniu.
Ja też nie mogłam powstrzymać łez:/ no cuż bardzo smutny, i dosyć prawdziwy. Zazwyczaj jak umiera tylko postać serialu, to są wielkie sensacyjne dramaty, tu było skromnie, było widać sam ból, który wydawał się bardzo realistyczny, widać że scenarzyści chcieli troche oszczędzić Rachel/ Lea żeby od nowa to przeżywała, piosenki faktycznie wzruszające i piękne. Okropnie smutna była scena z mamą Finna, Kurtem I Burtem:( Myśle że dobrze że nie wymyślali powodów śmierci Finna, przez to można odnieść mocniej ten odcinek do pożegnania Corego.
Też mnie troche zdiwił ten krzyk Santany, ale w sumie jak potem rozmawiała z Kurtem to ją zrozumiałam.
Naprawde można by było dać już sobie spokój dlaczego nie było Quinn, fakt ta postać powinna była być no ale jej nie było i koniec
Przyznaję, ryczałam cały odcinek. Bardzo wiele rzeczy mi nie pasowało, za dużo Santany jak już tu wcześniej wiele osób wspominało i inne takie, ale myślę, że to był taki hołd od konkretnych aktorów, nie bohaterów, dla twórczości Cory'ego. Właściwie to cały odcinek miałam wrażenie, że to nie postacie tam stoją i śpiewają, a właśnie aktorzy i aż prawie słyszałam jak zamiast Finn mówili Cory. Piękne i strasznie smutne było to, że płakali tak autentycznie, nie były to twarze z pełnymi makijażami i jakąś tam łzą lecącą po policzku, kiedy śpiewali ich twarze były czerwone, a oczy zapuchnięte. Oni płakali naprawdę. Dziwię się, że nikt nie pisze o piosence Pucka, o tym jak przez całą piosenkę patrzył na krzesło, krzesło na którym już nigdy Finn nie usiądzie. Najmniej mi się podobało śpiewanie Mercedes, zbyt mało emocji w głosie zbyt sucho, tak jak zawsze, a przecież sytuacja nie była taka jak zawsze. Nie dziwie się, że Kurt nie śpiewał, miałam wrażenie, że był w tym odcinku takim pocieszycielem, osobą w imieniu Finna przyjmującym "podarunki" - piosenki, Poza właśnie piosenką Pucka, która skierowana była tylko i wyłącznie do Finna i nikt inny odebrać jej nie mógł i piosenką Rachel, która była zbyt... przepełniona bólem.
Bitwa o kurtką przerodziła łzy lecące po moich policzkach w prawdziwy ryk, to przez tą desperację w zachowanie po Finnie czegokolwiek. Nie rozumiem tylko czemu Kurt nie chciał dać jej Puckowi, a dał Santanie podczas gdy nie ma wątpliwości kto z nich był z Finnem bliżej.
Według mnie, scen z Santaną nie było za dużo. Jej atak na Sue był świetny. No i ten wybuch płaczu podczas "If i die young" - ponuć tego nie było w scenariuszu i Naya naprawdę już nie wytrzymała, a scenarzyści postanowili coś do tego dodać.
Osobiście wyłam jak małe dziecko. I to chyba zrozumiałe, bo cały czas miałam świadomość tego że odszedł nie tylko Finn ale również Cory. Najsmutniejszy odcinek w historii Glee. Cieszę się że właśnie tak wyglądał ten odcinek. Brak poruszania wątku w jaki sposób umarł Finn, dla mnie jak na plus. Nie potrzebny w tym przypadku jakiś teatrzyk. Każde wykonanie piękne, ściskało mi aż serce. Wiecie, tak myślę sobie, to naprawdę piękne że Cory mógł chociaż w serialu zobaczyć Lea w sukni ślubnej.
Dobra koniec tych wywodów, ja będę płakać jeszcze przez najbliższe kilka dni, ale tak jak mówię, hołd oddany pięknie. Myślę że każdy fan glee nie powinien się wywodzić na temat " E! Ten grał sztucznie, nie potrzebny był ten krzyk" i tak dalej i dalej, bo wiadomo że Cory był dla ekipy wielkim przyjacielem i naprawdę to przeżywają. Szacunek, że w ogóle byli w stanie zagrać. Lea widać że ledwo co się trzymała, ale myślę że robi to tylko dla Cory'ego bo on chciałby, aby grała dalej tam, gdzie rozkwitła ich miłość. Smutne, tak bardzo bolesne i prawdziwe. Trzymajmy się razem. Fan Glee.
Ja również przepłakałam cały odcinek. Też jetsem zdania, że dobrze się stało, że nikt nie drążył przyczyny śmierci, nie pokazali samego pogrzebu. No i prawde powiedziawszy, podobało mi się, że Rachel była tylko na chwilkę.
Zarzucacie, że reakcja Santany była przesadzona, ja tak nie sądze.. ogólnie nie sądze, żeby cokolwiek było grane i przesadzone. Wydaje mi się, że te uczucia pokazane w odcinku były prawdziwe, Ci ludzie nie znają się od wczoraj, widywali się kilka lat codziennie, to zrozumiałe, że wszystkim jest ciężko.
Dopiero dzisiaj miałam okazję obejrzeć ten odcinek i wyłam od początku do końca, nie mogłam już wytrzymać oglądając i się zastanawiałam czy nie wyłączę tego odcinka. Z bólem serca obejrzałam do końca i jestem mile zaskoczona jak zrobiony został odcinek. Myślę, że aktorzy Glee nie mieli trudności zagrać takich scen, bo tak na prawdę przeżyli to a nie grali. Najbardziej mnie wzruszyła ostatnia scena jak Mr. Shue się popłakał, to wtedy ja też pękłam już całkowicie. Będzie mi brakowało Finna w Glee, ale każdy musi się pogodzić z tą stratą, niestety. Pozdrawiam...
Nie rozumiem tego całego płaczu i przeżywania... Najgorszy odcinek w historii Glee. Spodziewałam się wzruszających scen, że faktycznie uronię kilka łez, a tymczasem siedziałam i przewijałam tę nudę i sztuczność (nawet Lea nie podołała, a myślałby kto, że pokaże swoje prawdziwe uczucia...). -,^
Wydawałoby się, że upamiętnienie kogoś w serialu/filmie jest bardzo proste; kilka scen z przeszłości by wystarczyło, kilka momentów uśmiechniętego Finna w zwolnionym tempie, czarno-białe może, na mnie to by zadziałało. Ryczałam jak głupia kiedy w Grey's Anatomy umierał Mark Sloan, mimo, że umarła postać, nie aktor, jak w przypadku Glee.
Cóż, nie popisali się i tyle, jestem zawiedziona nowym sezonem, ale będę od czasu do czasu zerkać, ze względu na Klaine *_*