Ja nie bo nie miałem powodu. Mam nadzieję że teraz co poniektórzy tutaj się uspokoją ze swoimi wpisami. Odcinka oceniał nie będę bo to jakby odcinek nie do ocenienia
ps jedyne co mnie trochę... nie wiem jak to określić zniesmaczyło zmierziło zaskoczyło to drąca się Santana uciekająca przed Willem i Mikem jak dla mnie Naya trochę tutaj przesadziła...
Wg mnie reakcja Santany była bardzo dobra. Wszyscy chcieli ją pocieszyć, a ona zawsze zgrywa twardą babkę i nie chciała na to pozwolić.
Mi oprócz tego wrzasku jej gra też się podobała :) Moim zdaniem troszkę przesadziła ze hmm środkami ekspresji w tej scenie ale to wyłącznie moja opinia :)
Też o tym już słyszałem ale jak dla mnie to kolejna plotka wymyślona przez fanów
Najbardziej byłam ciekawa jak poprowadzą wątek rodziny, szczególnie Kurta.
Mało mi było Burta i Carole, ale ta ich scena z Kurtem, która była... bardzo bardzo wzruszająca. Najbardziej poruszająca scena odcinka. Ich gra aktorska rewelacyjna. Przypomniało mi się jak grupowo uścisnęli się w murach liceum gdy Barole powiedzieli synom o zaręczynach. Tym razem przytulili się w trójkę, już nigdy nie będą mogli uścisnąć się z Finnem...
Wzruszał mnie wątek Kurta, to co z nim związane, rozmowy, ujęcia gdy ktoś śpiewa piosenkę.
Podobało mi się, że jeśli chodzi o chór to skupili się na dawnym składzie - Santanie, Pucku, Mercedes miała swój moment, Artie z Samem. No i oczywiście Kurt i Rachel. "Nowi" byli tylko w tle.
Wątek Santany ciekawy, Pucka może trochę mniej jak dla mnie, ale piosenkę zaśpiewał kapitalnie.
Co do Rachel to chyba bym wolała, aby była od początku odcinka. Brakowało mi jej jakiejś rozmowy z Kurtem, może z Santaną. Kurt i Santana mieli swoją świetną scenę, brakowało mi sceny Hummelberry bądź (Hummel)pezberry.
Świetnie zrobione Seasons of Love i fajnie podzielone - oddzielnie aktualny skład, oddzielnie dawni chórzyści, później w środku ci co znali go od początku, po bokach "nowi".
Co do muzyki to wszystkie piosenki mi się podobały, ale jeszcze mi czegoś zabrakło. Jakiegoś numeru więcej? Kurta? Willa?
Gdy Rachel śpiewała wzruszyło mnie to co działo się wśród oglądających - Mike i Artie wspierający Tinę, Santana przytulająca Sama, Kurt i Blaine trzymający się za ręce... Wspieranie się, łzy, mówiąc szczerze to mnie wzruszyło, a nie piosenka.
Nie wiem co jeszcze napisać. Nie będę wystawiać oceny.
Mówmy najbliższym, że ich kochamy, przytulajmy ich. Nigdy nie możemy być pewni ile czasu nam jeszcze z nimi zostało.
Tak na marginesie wiem że to w tym odcinku mało istotne ale mam nadzieje że w dalszych odcinkach Artie i Kitty zaczną zachowywać się jak para Mieliśmy w tym odcinku ( wiem że to głupio zabrzmi ale jakieś inne słowo nie przychodzi mi do głowy ) interakcje Klaine Jarley a jakoś Aritty tak jak w poprzednim odcinku zabrakło. Jak tak teraz myślę to jednak największe wrażenie zrobiła na mnie ostatnia scena z płaczącym Willem jak dla mnie świetny był też Mike O'Malley
Zdecydowanie najdepresyjniejszy odcinek w historii Glee. Sama nie wiem, która scena była najgorsza...czy przeglądanie rzeczy przez Hummelów, czy śpiewanie "Make you feel my Love" (najgorsze przy tym było uczucie, że Lea WCALE nie gra smutku, to się wydarzyło naprawdę), czy scena końcowa scena z Willem i bluzą Finna...wiem tyle, w 45 minucie miałam morze na policzkach.
Wiele dobrych, mocnych scen, zwłaszcza Santana&Sue. Pewnie niektórzy się doczepią, że akcja stanęła, żadnego Klaine, Kartie- a dla mnie to zrozumiałe, bo ten odcinek miał być w pełni hołdem dla Cory'ego i wypełnił swoja rolę.
Moim zdaniem jednak powinni w końcu zdradzić powód śmierci postaci. Praktycznie przez cały odcinek widz nie wie, co się właściwie stało, i odbiór jest dość sztuczny.
Najsmutniejsza w tym wszystkim jest świadomość, że to wszystko się stało naprawdę.....
Chyba Kurt wyraźnie uciął pytania :dlaczego: na samym początku odcinka. Finn umarł i nie ma potrzeby wiedzieć z jakiego powodu
Dla mnie fabularnie wygląda to nieco sztucznie, ale już trudno. Chociaż co prawda moim zdaniem mogliby zrobić mu coś w ładnym stylu, np. poniósł bohaterską śmierć ratując kogoś.
żadne wytłumaczenie nie byłoby dobre, dlatego moim zdaniem pozostawienie przyczyny śmierci bez wyjaśnienia jest najlepszym rozwiązaniem
gdyby zrobili tak jak mówisz, zaraz hejterzy by się zbiegli i rzucali teksty w stylu: zaćpał się a oni robią z niego jeszcze bohatera
Dla mnie dwie, czy trzy sytuacje delikatnie sugerują śmierć Finna z przedawkowania.
Na pewno jedną z nich było to zdecydowane zamknięcie sprawy przez Kurta już na początku odcinka, który notabene oglądałam cała zapłakana z pudełkiem chusteczek pod ręką.
Myślę, że przyda się teraz ta długa przerwa, żeby ochłonąć.
ale w jaki niby sposób? ja żadnych takich sugestii nie dostrzegłam, a już na pewno nie w scenie, którą przytaczasz. Kurt wyraźnie zaznaczył, tak jak napisałam, że nie jest ważny powód jego śmierci... na pewno musiał być to wypadek, ale naprawdę nie widzę powodu, dla którego aż tak istotne byłoby podawanie do wiadomości przyczyny
Kurt powiedział też coś w stylu "Każdy ma swoje sekrety, Finn też je miał." To bardzo delikatna sugestia, ale myślę że została umieszczona w tym dialogu celowo.
Myślę, że doszukujesz się podtekstów tam, gdzie ich nie ma. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że twórcy sugerują przyczynę śmierci Finna.
Wg mnie to była bardzo wyraźna sugestia o tych sekretach, szczególnie w ustach Kurta, gdy wcześniej tak uciął wszelkie rozmowy na temat przyczyn śmierci Finna.
Na samym początku było powiedziane, ze lepiej zapamiętać jego życie aniżeli ten jeden moment w którym umarł. Dla mnie to było wyraźne
plus, w pewnym momencie odnośnie jego śmierci ktoś wypowiedział się mniej więcej 'to do niego niepodobne".
to niczemu nie dowodzi, równie dobrze Finn mógł jechać zbyt szybko samochodem i mieć wypadek, albo po pijanemu, też by pasowało... nie doszukujcie się sugestii, bo jak powiedział Kurt oceniajmy jego całe życie, a nie moment, który je skończył
ale czy ktokolwiek cokolwiek tu ocenia..? to po prostu luźne spekulacje na temat tego, jak mógł umrzeć.
btw, jeśli już o tą ocenę chodzi, nie uważam, żeby śmierć z powodu przedawkowania była w jakikolwiek sposób 'gorsza'. nie ma czegoś takiego jak dobra śmierć.
Ja jestem zdania, że bardzo dojrzałym ze strony producentów serialu było, że nie wymyślili jakiejś lamerskiej historii śmierci postaci. Przecież nic by to nie zmieniło, prócz tego, że żałośnie "trzymało" fabułę. Każdy kto choć trochę interesuję się Glee wie co się stało i nie potrzebuje wyjaśnień. Naprawdę wzruszające, że tym odcinkiem pożegnali Cory'ego i że to był dla nich priorytet.
Zdecydowanie najsmutniejszy odcinek. Jestem strasznie uczuciową osobą i jak są smutne odcinki seriali czy filmy, potrafię płakać jak bóbr i przy tym odcinku też płakałam. Zwłaszcza, że (kurcze) miałam w świadomości to, iż Cory urodził się w tym samym roku co ja. I naprawdę jest przykre, że tak młode osoby umierają. Oglądając ten odcinek, widziałam, że te sceny smutku czy płaczu bohaterów nie były udawane i to chyba najbardziej ściskało w sercu. I nie powinno się zapominać o osobach za kamerami, bo im pewnie też było ciężko patrzeć na to jak grają aktorzy (bo jak słyszałam, to cała ekipa była zgrana). Smutny, oj smutny był ten odcinek.
Bardzo smutny odcinek. Fakt, że żegnamy nim realną postać, a nie bohatera serialu dodaje mu tylko emocjonalności.
Scena, w której płacząca Carol mówi "muszę być matką chociaż nie mam już dziecka" (cytuje z pamięci) naprawdę mnie poruszyła. Pozostałe sceny również były łamiące serce, ale ta chyba najmocniej.
Wiem, że ekipa, reżyser i producenci mają jakieś konflikty, dlatego nie było Quinn i Britney (chociaż ta chyba jest z dzieckiem), ale uważam, że dobrze postąpili robiąc memoriał 3 tygodnie po pogrzebie, a nie sam pogrzeb. W domyśle - na pogrzebie byli wszyscy, na memoriale już tylko Ci co mogli przyjechać.
Bałam się, że zrobią tak, że w czasie śpiewania piosenek będą jakieś flashbacki (tak sie to pisze?). Np. Mercedes śpiewa, kamera pokazuje chór, a potem sceny ze starych odcinków jak Finn się śmieje, przytula z przyjaciółmi itp. Było by to trochę tanie i jednocześnie okropnie smutne.
I bardzo mi się nie podobają opinie forumowiczów - dobrze, że tylko stary skład był "wyróżniony", nowy nie miał z Finnem tyle wspólnego. Finn wspierał Marley po tym jak wszyscy ją obwiniali o zawalenie konkursu, pomógł dogadać się Jacowi i Ryderowi, walczył o Unique i w ogóle zdziałał z "nowym" składem wiele dobrego. Wiem, że odcinek powinien być poświęcony Finnowi i staremu New Direction i dobrze,że tak zrobiono, ale takie odpychanie reszty jest krzywdzące i nie na miejscu.
W innych tematach rozumiem - też wolę Rachel w NY niż to co się dzieje w Limie, ale prawo do pożegnania ma każdy.
Trochę poza tematem - nie mieliście wrażenia, że Naya (Santana) strasznie schudła?
Też się obawiałam flashbacków, zwłaszcza, że już je zrobili przy okazji "śmierci związków" w Break up 4x04. Tyle, że tam nawet one pasowały, a tu chyba nie chciałabym ich oglądać. Nie, jestem pewna na 100%, że bym nie chciała. Też uważam, że byłoby to niepotrzebnie ckliwe i kiczowate, a jednocześnie tak jak napisałaś - dodatkowo smutne i poruszające. Co innego drgająca struna, a co innego szarpnięta i zerwana ;)
co do nowych to ja tam się cieszę, że było ich minimum z minimum... nawet Blaine został odsunięty na bok... moim zdaniem dobrze, że posłużyli za chórek, tak właśnie powinno być. Byli obecni, uczestniczyli w wydarzeniach, ale nie wysuwali się do przodu, wiedząc gdzie ich miejsce... Seasons of love - przepięknie zgrane głosy. Muszę w końcu obejrzeć Rent, zwłaszcza, że scenariusz na potrzeby filmu napisał Stephen Chbosky! :)
Zdecydowanie obejrzyj Rent. Mnie się bardzo podobał i jeśli lubisz musicale (a oglądasz Glee, więc raczej lubisz :) ) - to naprawdę polecam.
tylko nie bardzo jest gdzie obejrzeć :( w tv nie puszczają, a na kinomaniaku nie ma, chyba że źle patrzyłam
"I bardzo mi się nie podobają opinie forumowiczów - dobrze, że tylko stary skład był "wyróżniony", nowy nie miał z Finnem tyle wspólnego. Finn wspierał Marley po tym jak wszyscy ją obwiniali o zawalenie konkursu, pomógł dogadać się Jacowi i Ryderowi, walczył o Unique i w ogóle zdziałał z "nowym" składem wiele dobrego. Wiem, że odcinek powinien być poświęcony Finnowi i staremu New Direction i dobrze,że tak zrobiono, ale takie odpychanie reszty jest krzywdzące i nie na miejscu."
Każdy ma prawo pisać o odcinku, wyjątkowym bardzo, ale kolejnym odcinku serialu.
I tak, dobrze, że właśnie stary skład był wyróżniony, dlatego, że to oni byli ważniejsi dla niego, bardziej z nim związani. Nie zapominajmy, że odcinek ma ograniczony czas. Kogo sceny byś poświęciła na rzecz scen "nowych"? Santany, którą znał od początku? Kurta, który był jego bratem? Pucka, który był jego najlepszym przyjacielem? Rachel, która była jego ukochaną? No właśnie... Wiec tak, dobrze, że zrobili odcinek skupiając się na ważniejszych postaciach, jeśli czegoś brakowało to raczej więcej Blaine'a, który był prawie jego rodziną, czy więcej scen Hummel-Hudsonów. To rodzina i bliscy przyjaciele byli w tym odcinku najważniejsi.
Oczywiście nie mówię, że nie lubił się z "nowymi", absolutnie tego nie mówię, tylko czas odcinka nie jest z gumy, musieli na pewnych postaciach skupić się bardziej, innych potraktować bardziej w tyle, to chyba logiczne. Logiczne też, że jeśli się mieli na kimś skupić to na najważniejszych osobach dla niego.
Dla mnie odcinek ładny. Zdecydowanie podobał mi się najbardziej wątek Santany: ona jest wariatka ale wybaczam jej to. Poczucie winy ją zżerało i tyle. I chyba jej wykonanie podobało mi się najlepiej( plus Make You Feel My Love, ale to jasne). Trudno cokolwiek napisać po takim odcinku: owszem wzruszyłam się parokrotnie: szczególnie podczas sceny u Hudson-Hummelów, kłótni Snix i Sue, oraz rozmowie Willa i Rach( to plus to zdjęcie Finna z podpisem= płacz). Odcinek był smutny(heloł), ale na paru momentach się naśmiałam: Puck wyrywający drzewko motocyklem(LOL, jakby nie mógł wykopać, ono warzyło z 3 kilo), scena Tiny w gabinecie Emmy, i cała akcja z kurtką, szczególnie Santana rozwieszająca jej zdjęcia. Cóż, nie ma Finna( wolałabym, żeby nie było go z innych powodów, bo co by nie było był w większości kretynem i nie lubiłam jego postaci;)) show must go on(or something). Czekam no kolejne odcinki;)
ja wybuchnęłam śmiechem, jak trenerka spytała go "Ale ty wiesz, że ono jeszcze urośnie?" i ta jego mina - hhahahaha
Puckerman i Finn byli równie inteligentni :D
świetny odcinek. świetnie napisany. piękny.
po śmierci Corego trochę mnie bawili ludzie, którzy pisali jak to nie mogą przestać płakać od tygodnia. no błagam. było mi smutno, ale to przecież aktor, ludzie go nie znali. znali Finna, ale przecież to postać z serialu. wiedziałam, że będzie to ciężki odcinek, ale nie spodziewałam się, że będę płakała przez 44 minuty. pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, żebym płakała podczas oglądania czegokolwiek. jasne wzruszałam się, gdzieś tam jakaś łezka, ale dzisiaj po prostu ryczałam.
jedyne co było dziwne to drąca się Santana, ale jakoś to znika wśród pozostałych naprawdę wzruszających scen.
dobra robota.
A dla mnie krzycząca Santana była naprawdę świetna. Dlaczego? Bo ona od początku wypierała się jakby swych uczuć, nie potrafiła tego okazać, chowała się za ironią i byciem wredną. Scena, w której krzyczy była taka prawdziwa. stawiając się na jej miejscu można powiedzieć, że bała sie, że jak zaczną ją przytulać to już nie będzie w stanie przestać płakać. W tym jej krzyku było jej całe jestestwo - rozpacz po stracie ukochanego przyjaciela, ale jednocześnie strach przed okazaniem swoich prawdziwych uczuć tak naprawdę.
chodzi mi bardziej o to, że ten krzyk był dziwny... nie wiem, jakoś tak... nie chce mówić że nienaturalny, bo w tym odcinku było wszystko bardzo naturalne, ale no. sama koncepcja krzyczenia jest dobra, wiem co chcieli osiągnąć, zgadzam się z tobą, że to była reakcja bardzo oddająca uczucia Santany.
Właśnie miałam to napisać. odcinek piękny. To że nie było Quinn jest bardzo zaskakujące, nawet jeśli nie miało jej być w tym sezonie to chyba cała wyjątkowość odcinka wręcz wymaga jej obecności tak jak całej starej obsady.
Bardzo dobrze, że zrobili taki odcinek. Oczywiście jak większość przepłakałam cały ;(
Kurcze może to głupie i naiwne, ale oglądam ten serial od kilku lat i kiedy się dowiedziałam, że Cory nie żyje to poczułam się tak jakby mój kolega z umarł. Strasznie mi go szkoda, widać było, że to dobry człowiek, po prostu.
Murphy ogolnie chyba jest ciety na Dianne bo w scenie 'Yesterday' z pierwszego odcinka, wycial Quinn ze zdjecia w telefonie Rachel..
Musiałam do tego odcinka pochodzić dwa razy, bo w scenie z Burtem, Carole i Kurtem, gdy Burt zaczął płakać, nie mogłam dalej oglądać. Po jakimś czasie jednak obejrzałam do końca. Myślę, że był to wspaniały odcinek upamiętniający Finna i tym bardziej Cory'ego, wszyscy spisali się znakomicie. Było za mało Rachel, ale nie mam o to żalu - przecież nagrywanie tego odcinka musiało być dla Lei straszne. Oczywiście Quinn też powinna się pojawić, no ale niestety :( Santana była świetna. Naprawdę. If I Die Young rozbroiło mnie doszczętnie, aż dziwię się, że nie przerwałam również w tej scenie. No i jej kłótnia z Sue. Tak samo Puck, Will i Mercedes.
Bardzo będzie mi brakować Finna. Był moją ulubioną postacią, uwielbiałam go od samego początku. Nigdy go nie krytykowałam. To on był sercem Glee, utrzymywał wszystkich razem. Bardzo mi będzie go brakować, a to tylko telewizyjna postać. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie tego, jak czuli i czują krewni Cory'ego, jego przyjaciele, Lea... Wielu ludzi twierdzi, że nie powinno się go żałować, bo sam zgotował sobie taki los. Ja jednak rozumiem, że zaczął brać jako młody, naiwny chłopiec, który chciał zapomnieć o problemach, a później nie było już odwrotu. Spoczywaj w pokoju Cory i czuwaj nad wszystkimi z nieba, bo tylko tam mogłeś trafić[*]
Odcinek mi się podobał chociaż mam do niego dość mieszane uczucia. Scena kiedy Mercedes śpiewa " I'll stand by you" od razu mi się przypomniało jak to śpiewał Finn dla "dziecka" i się wzruszyłam. Bardzo mi się podobała scena Carole, Burt i Kurt tak mi się smutno zrobiło że nie wiem, strasznie mi szkoda mamy Finna i Kurta widać że chłopak strasznie to przeżył. Dalej idąc bardzo ładna scena kiedy Puck wyciął drzewko i następnie był na cmentarzu u Finn, świetne też wykonanie piosenki. A kiedy Rachel śpiewała " Make you feel my love" to po prostu płakać się chciało, nie dało się patrzeć na łzy wszystkich członków ND a przede wszystkim Rachel. Widać również że Santana to bardzo przeżywała.
Teraz czego mi w odcinku brakowało:
- za dużo Santany( postać uwielbiam) ale moim zdaniem było jej za dużo
- za mało scen Kurt, Carole, Burt- i prawie wcale Blaina
- za mało Pucka
- Rachel dopiero na końcu
- Will który dopiero ukazuje żal na końcu odcinka
- wyobrażałam sobie troszeczkę inaczej ten odcinek w takim sensie że po prostu byłby momentami pokazany w nim Finn z przeszłości( wiecie takie stare urywki chociaż przez 5 minut, np. Finn z Kurtem, albo Puckiem że się przyjaźnili) za mało też zdjęć Finna no ale ok.
wydaje mi sie, ze obecnosc Blaina byla dobra po dwoch poprzednich odcinkach kiedy bylo go w nadmiarze.. gdyby jeszcze tutaj byl w kazde scenie to mozna by sie bylo porzygac..
mi sie wlasnie wydaje, ze Santany bylo malo.. 3-4 sceny to niewiele? przez pierwsza polowe odcinka siedziala w milczeniu
To był wyjątkowy odcinek, tutaj raczej nie ma co patrzeć przez pryzmat "kogoś było dużo w poprzednich odcinkach to w tym logiczne, że mało".
Myślę, że raczej chodzi o to, że Blaine też był kimś ważnym, znał Finna długo - wiadomo, krócej niż postacie z 1 sezonu, ale o wiele dłużej niż "nowi". Poza tym, nie zapominajmy, że Blaine to nie tylko kolega Finna z chóru, ale prawie jego szwagier, na pewno nieraz gdzieś widywali się poza szkołą, bo Blaine ich odwiedzał w domu itd. Ponadto właśnie na pewno Blaine jest wsparciem dla Kurta - piękny był moment gdy Klaine trzymają się za ręce podczas piosenki Rachel.
Dlatego może to zastanawiać, czy dziwić, że nie dostał piosenki, ani nic większego w całym odcinku. Podobnie jak może dziwić, że Kurt nic nie zaśpiewał, ani Will, bardzo ważne dla Finna postacie.
No dobra, ale jakby każdy miał mieć solo w tym odcinku, to by czasu nie starczyło. Wybrali kilka piosenek i kilku aktorów, którzy je wykonali. Wszyscy także śpiewali wspólnie, więc według mnie zostało to zrobione jak należy.
Co zaś się tyczy tego, że Rachel była dopiero na końcu - dla mnie był to zabieg jak najbardziej trafny. Na początku odcinku jak Kurt wyjeżdżał żeby się ze wszystkimi spotkać, powiedział o tym Rachel. Od razu było wiadomo, że jest jej po prostu za ciężko, że jeszcze nie przyszedł czas, aby stanęła ze wszystkimi twarzą w twarz. Przemogła się i dojechała na koniec odcinka. A poza tym - możliwe, że nagrywanie było dla Lei na tyle trudne, że scenarzyści chcieli jej oszczędzić tych trudnych sytuacji. Jej wykonanie piosenki i ta krótka scena musiały ją wystarczająco dużo kosztować.
Mnie zaś masakrycznie wkurzył wątek Shue... Końcowa scena była beznadziejna... Średnio mnie interesuje jak na to zareagował, ważna jest Rachel, mama Finna, Burt i Kurt. Cieszę się, że nie było Blaina, bo by był na siłę wciśnięty tam, gdzie nie ma prawa być wyróżniany (znał Finna krócej niż, np. Artie, który po mimo tego, pozostał w cieniu). Zgodzę się, że niesłusznie po macoszemu potraktowali nowe ND, które bądź co bądź, wiele Finnowi zawdzięcza i przez kilka miesięcy to on był ich nauczycielem, opiekunem i liderem... Żałuję, że ostatnia scena nie należała do Rachel, to ona, a nie Shue, powinna mieć w tej sprawie ostatnie słowo.....
A właśnie mnie się bardzo podobała i dzięki niej na nowo polubiłam Shuestera, bo od trzeciego sezony niemiłosiernie mnie wnerwiał i był mi bardziej niż obojętny.
Ta scena była tak wymowna i istotna. Na niej się kompletnie rozczuliłam, bo tak niemal cały odcinek obejrzałam ze spokojem, jedynie przy Puckermanie łzy mi popłynęły, jak był z Beiste w szatni.
Will cały czas się trzymał. Pomagał uczniom, pocieszał ich. Pełnił rolę stoickiego mentora, który pomaga wszystkim wokół przeżyć żałobę. Wręcz odniosłam wrażenie, że przeżywa to najspokojniej z nich wszystkich. Umarł uczeń, no trudno, trzeba żyć dalej. A tu nie. Na koniec się okazało, że gdy wróci do pustego domu, to w końcu usiądzie i wypuści na zewnątrz te wszystkie emocje. Z żadnym z uczniów Will nie był tak związany, jak z Finnem, o czym już pisałam tutaj na forum przy okazji rozkmin, claczego Morrison nie zaśpiewał w żadnej piosence. Okazuje się, że Will tak bardzo przeżył śmierć Finna, że gotowy był nawet zabrać jego bluzę. Początkowo myślałam, że to może Sue ją zabrała, ale w ostatniej scenie, gdy wszedł do mieszkania, nagle mnie olśniło, że pewnie w torbie ma tę bluzę i nie pomyliłam się. Tym bardziej ją zabrał, gdy uświadomił sobie, że zabiorą ją do Nowego Yorku. Oczywiście jestem przekonana, że Will na drugi dzień zwrócił ją Kurtowi. Nie zmienia to faktu, że żadna scena mną osobiście tak nie wstrząsnęła, jak ta z Willem. Byłam przekonana, że najbardziej emocjonalna będzie ta z Rachel (zwłaszcza, że tyle się o niej mówiło, i Ryan mówił i inni, sama Lea), a tymczasem mnie aż tak nie ruszyło, jak chyba powinno.
Nie wie, ktoś, o jakie tabliczki chodziło Lei? Że wykorzystano pomysł z tabliczkami Glee w tym odcinku (jakby ktoś nie wiedział: po zakończeniu zdjęć do 3. czy 4. sezonu Cory zabrał z planu jakąś tabliczkę, przyniósł ją Lei i oznajmił, że w te wakacje dokąd nie pojadą, będą sobie z nią robić zdjęcia. I tak ponoć robili. Aczkolwiek ja dzisiaj nie zauważyłam żadnego nawiązania do tej historii)
Serio? Uważasz, że wątek nauczyciela dzięki któremu Finn tak naprawdę rozkwitł i który stworzył dla niego i jego przyjaciół miejsce w szkole w którym mogliby być sobą [pozostając z uczniami w relacji uczeń-nauczyciel i jednocześnie przyjaźniąc się z nimi (a zwłaszcza z Finnem, wciąż pamiętam ich bardzo częste rozmowy!)] był nieważny? Ja stawiam go na równi z wątkiem żałoby Rachel czy rodziców Finna. Relacja Finna i pana Shue była wg mnie wręcz rodzinna. Uważam, że końcowa scena była świetna- musiała pokazywać załamanie się pana Shue bo przecież i tak nie mógłby okazywać emocji przy swoich uczniach- a więc w trakcie trwania całego odcinka- bo musiał ich wspierać, to on jest dorosły a oni byli w jeszcze większej rozsypce niż on, musiał ich więc wspierać jak mógł, nie mógł się przy nich rozklejać. A scen Rachel jeśli chodzi o temat Finna pewnie będzie jeszcze baaardzo dużo.
Tak. Ostatnia scena była świetna. Pan Schuester jest dla członków New Directions jak drugi ojciec, a gdyby nie Finn, nie byłoby glee - to przecież on przekonał resztę oryginalnej szóstki do Don't Stop Belelievin' i dzięki temu Will został w szkole. Poza tym według mnie Finn był jedyną osobą poza Willem, która potrafiła postawić dobro chóru przed własnym dobrem, był liderem, spajał grupę, dlatego był taki wyjątkowy.
Przez cały odcinek płakałam, były momenty, że się uśmiałam (te z Puck'iem), ale na końcu Will złamał moje serce już do końca.
I potem jeszcze ten napis "cory montieth 1994-2013" :'( :'( :'(
oglądałam ten odcinek do 1 w nocy :( moja mama az przyszła :(
chciałam to poprawic, ale mi jakiś komunikat wyskakiwał, że do 5 min nie moge, no to jak minęło 5 minut dalej nie mogła to to olałam już, LUDZIE! każdy wie o co chodzi :P
Jak ktoś wyżej wspomniał nie da się tego odcinka ocenić, ja jednak oceniłam nie ze względów tylko sentymentalnych do Cory'ego i Finn'a w którego się wcielił, ale za to jak cudownie oddali mu hołd, zachowując elementy starego glee, docinek Sue i walki Pucka ze swoimi demonami i Rachel mówiąca o miłości do Finn'a.
Wiele osób krytykuję że nie powiedziano jak umarł, ale ja myślę że to dobrze jakby powiedzieli że zginął w wypadku samochodowym na przykład to by się ludzie oburzali że to nie sprawiedliwe skoro wiemy jak Cory umarł, jeśli wspomnieli by o narkotykach to by moglo oznaczać że całe życie Cory'ego zdefiniowaliśmy do walki z nałogiem ,a przecież było w jego życiu tyle dobroci dla innych no i nie powinno się mówić o zmarłych źle po prostu z czystego poczucia przyzwoitości.
Jak to Kurt powiedział na początku odcinka: Nie ważne jak umarł, liczy się coś więcej.
Warto wspomnieć że scenariusz tworzyła Lea, ukochana/narzeczona/przyjaciółka która go znała bardzo dobrze i na pewno robiła to tak by się Cory'emu to podobało :) i to się powinno najbardziej liczyć . Dla mnie jako fanki tego serialu odcinek był swego rodzaju pogrzebem dla fanów i bardzo jestem wdzięczna za zrobienie go dla nas -Gleeków :)