Właściwie nie miałabym nic przeciwko związkowi Sama i Rachel, gdyby nie jego historia. Był prawie ze wszystkimi dziewczynami z "pierwszego" Glee poza Tiną i te związki zawsze miały jakieś takie wielkie momenty "na zawsze. Oświadczył się Quinn jakimś pierścieniem obietnicy, z Mercedes był gotowy na celibat do ślubu i w ogóle gotowy na wspólne życie razem, a z Britt wziął ślub (wiem, że nieważny, ale on o tym nie wiedział).
A teraz znowu jest z kolejna dziewczyną z chóru. Ciekawe czy gdyby były kolejne sezony to skończyłby jednak z Tiną...
Sam to po prostu Sam. Zresztą Glee już od dawna jest troszkę jak Moda na Sukces. Ja bym chciała Sama z Quinn, moim zdaniem najbardziej do siebie pasowali.
Znienawidziłam Sama. Na początku był słodkim, trochę głupiutkim, ale miłym chłopakiem, strasznie mi się podobał jego wątek z Quinn, ale potem zepsuli jego postać.