muszę powiedzieć, że Glee to REWELACJA!! Po tym jak Chirurdzy i Gotowe na wszystko po trzecich sezonach zjechali z poziomu Glee staje się moim ulubionym serialem. Zabawny, inteligentny, idealne proporcje dramatu i komedii, świetne dialogi (Sue!), aktorzy idealni w swoich rolach, a sekwencjom muzycznym można poświęcić całe strony (Lean On Me z dziesiątego odcinka to moja ulubiona). Nie każdy kupi tę konwencję, ale jak ktoś poczuje klimat, powinien być zadowolony. Ja zaraz oglądam jeszcze raz finałowy odcinek sezonu;)
finałowy odcinek był dość oryginalny, bo chyba każdy spodziewał się wygranej "nowych kierunków" ;)
z pierwszej serii uwielbiam "don't stop believing" z pierwszego odcinka i "it's my life" :D
Ja życzę Glee dobrze, ale wiesz jak sam(a?) mówisz to dopiero 2 sezony. Moim zdaniem GNW są dalej fajne, inne niż w pierwszych sezonach ale serial nadal powala. Co do Chirurgów nie wiem, bo oglądałam co jakiś czas tylko.
Ja słyszałem wiele dobrego na temat tego serialu, więc obejrzałem pierwszy sezon, choć zdawałem sobie, że to konwencja, która niekoniecznie mi przypasuje. Wrażenie raczej przeciętne, jakoś bardzo mocno mnie nie porwało - nie było momentów dramatycznych, które faktycznie by mnie poruszyły (to może akurat wynikać z tego, że niedawno zacząłem oglądać też "Skins", gdzie młodzi ludzie mają prawdziwe problemy, a nie takie wydumane, że jeśli dołączą do chórku, to ktoś obleje ich napojem), naprawdę zabawnych gagów też zaledwie kilka, a jak na komedię, to nie za dobrze... Sue jest dość ciekawą postacią i niektóre teksty ma niezłe, ale sama konstrukcja postaci wydaje mi się niespójna. Rozumiem jednak, że postaci celowo są przerysowane, bo to już taka konwencja (Kurt jest gejem, więc na pierwszy rzut oka musi być widać jego zniewieściałość; Brittany jest głupia, więc wypowiada się jak niedorozwinięty przedszkolak itd.).
Co do muzyki, to nie podoba mi się tylko to, że twórcy wybrali sporo utworów bardzo charakterystycznych, których oryginalne brzmienie trudno wyrzucić z głowy choćby na chwilę, przez co nie mogę powstrzymać się od porównywania. To co zrobili z piosenkami zespołu Queen absolutnie mi się nie podoba, podobnie chociażby "Somewhere over the Rainbow" Israela Kamakawiwo'ole w końcówce finałowego odcinka - nieskończenie gorzej to wypada, kiedy skonfrontuje się z wykonaniem oryginału.
Nie wiem czy to ja mam jakiś bardzo nietypowy gust, ale Jesse z "Vocal Adrenaline", który przedstawiany jest jako wielka gwiazda i świetny wokalista jest moim zdaniem dość marnym śpiewakiem - głównie jeśli chodzi o głos i dopasowanie go do piosenek, a nie umiejętności, bo wszystkie piosenki w tym serialu nagrane są studyjnie i pewnie lekko poprawione jeśli cokolwiek odstaje, więc trudno ocenić.
Dopasowanie wokalistów do piosenek też moim zdaniem trochę kuleje, bo chociażby duet Willa i Bryana wykonujący "Dream On" zespołu Aerosmith (chyba moja ulubiona piosenka z serialu) jest świetny, ale głos Neila Patricka Harrisa słabiutko komponuje się z utworem.
Ogólnie, mimo pewnych niedociągnięć, jest całkiem przyzwoicie, ale chyba jednak nie moje to klimaty... Z oceną mam pewien problem, toteż chwilowo powstrzymam się od jej wystawienia.