Jeśli podasz mi przykład rozmowy, w której występuje różnica zdań i będzie ona inna od dyskusji analogicznej do tej, której nie chcesz tutaj prowadzić i taka dyskusja nie będzie wg Ciebie jałowa, to mnie przekonasz.

Każda rozmowa, w której jedna strona logicznie wykazuje konkretny błąd w rozumowaniu drugiej strony. Błąd wynikający choćby z pomyłki, niewiedzy, błędnych założeń, itp. W naszym przypadku sprawa jest dużo bardziej złożona, wynika z różnic w definiowaniu i określaniu pewnych spraw, odczuć wyobrażeń wynikających z odmiennego podejścia do kina. W dyskusji czy w kinie wszystko musi czy nie musi mieć znaczenie nie ma miejsca na wykazanie błędu, pomyłki czy niewiedzy. I nie ma na to miejsca również w dyskusji czy faktycznie nie ma czy może jednak ma.
Mógłbym zaprezentować Ci przykład nie jałowej dyskusji, ale mi się nie chce i nie jestem zainteresowany przekonywaniem Cię.

W takim razie przykro mi, że jesteś taki leniwy. Lubię zmieniać swoje podejście pod wpływem merytorycznych argumentów i przekonywać się o innym punkcie widzenia, ale trudno, nie to nie. Zresztą chodziło mi właśnie o dyskusję o kinie, bo przecież takiej nie chcesz prowadzić. W świetle tego więc, co wyżej napisałeś, wg Ciebie każda rozmowa o kinie jest jałowa, ergo - powtórzę się - tym bardziej nie rozumiem faktu wypowiadania się przez Ciebie na forum o kinie.

Finał to żenada, a reszta nawet nie stała obok Deadwood czy Klondike. Feminizmem jestem obrzygany od stóp do głów, do tego promocja less i związków międzyrasowych na Dzikim Zachodzie, faceci, którzy mogliby coś zmienić - jedni przywiązani do drzewa, drudzy pojawiają się w kalesonach po wszystkim, trzeci i czwarci przychodzą na gotowe posprzątać, piąci wychodzą na konfrontację z bandą 30 zakapiorów żeby zginąć bez sensu.... durnota goni durnotę... najgorszy Netflix 2017 niestety

Weź wyluzuj trochę bo ci żyłka pęknie.

Nie martw się o moją żyłkę.

Z opinią dotyczącą ostatniego odcinka ciężko się nie zgodzić.Nie wiem co się stało, skończył się budżet, zabrakło czasu czy też Netflix stracił cierpliwość i zarządził, że zamiast 16 odcinków będzie 7. Tak czy inaczej nieźle zapowiadający się serial skończył się w sposób równie zaskakujący co głupi.

Oczywiście, to że finałem sezonu będzie atak Griffina na La Belle było zupełnie oczywiste od połowy pierwszego odcinka, ale napięcie, ta cisza przed burzą była najmocniejszym punktem serialu. Wiadomo było, że cała reszta jest tylko tłem. Przyznaję, że tło było wyjątkowo mało interesujące, ale nie poświęcałem wielkiej uwagi bratu Roya czy temu gabinetowi osobliwości który zamieszkiwał La Belle. Wiadomo było, że dla historii istotni są Frank i Roy. Tak czy inaczej ta niepowstrzymana siła, owe nemezis zmierzające ku głównym bohaterom w finalnym sezonie okazało się być jakimś żenującym podmuchem wiatru z którym poradzono sobie bez najmniejszego wysiłku.

Oczywiście rozumiem, że historia nieomal z definicji musi się zakończyć zwycięstwem tych dobrych, ale jednak happy end w którym wszyscy przeżyli i wszyscy żyli długo i szczęśliwie pasowałby może do Disneya, a nie do "mrocznego" serialu Netflixa. W ostatnim odcinku czułem się oszukany, że kazano mi czekać na coś takiego. Swoją drogą, jak już wyżej wypunktowano, przebieg finalnej konfrontacji stawia pod znakiem zapytania całą narrację i sens opowieści o przerażającym Franku. Nie wspominając już o tym jak absurdalna była motywacja tej konfrontacji na której żadna ze stron nie mogła nic zyskać.

Kiedy myślałem, że gorzej być nie może... Oczywiście wyprowadzono mnie z błędu. Ostatnie 20 minut serialu to jakiś dramat. Właściwie cała historia mogłaby się skończyć na rynku. Ta długa sekwencja pościgu na Frankiem, rozmów z indianinem, pożegnać, zakopania gotówki, pogrzebu etc. nie wniosła do historii dosłownie nic. Dużo lepiej byłoby zabić Griffina na rynku i zakończyć historię pożegnaniem.

I jeszcze taki szczegół. Dość ciekawe założenia fabularne miasta wdów zostało dramatycznie niewykorzystane. Właściwie nie wniosło do fabuły nic poza jakimś uzasadnieniem feminizacji obsady. A serial mimo nakręcenia jedynie 7 odcinków miał straszny problem ze spójnością historii i konsekwentnym budowaniem charakterów. Whitey raz jest świetnym rewolwerowcem, a raz nie umie trzymać broni, miasto raz jest zbankrutowane, a raz okazuje się być luksusowym arsenałem, Roy raz jeździ z bandą morderców, a raz okazuje się być najszlachetniejszym z ludzi. Nawet szeryf w paru scenach "zapomina", że jest ślepy (pamiętacie jak wymyślił nazwisko Ward przeczytawszy je na gazecie którą powinien ledwie widzieć?).

Choć początek serialu nie jest zły, to jednak nie jest wart rozczarowania które potem przychodzi. Odradzam.

Ja nie odradzam,ostatni odcinek posiadał pewne sceny lekko naciągane ale nadal mieliśmy dobre dialogi i grę aktorska a całokształt jest na mocne 7,muzyka,plenery naprawdę kawał dobrej roboty zrobiono.

Był sobie przyzwoity serial w klimatach westernu, ot takie przyjemny, do pooglądania... ale finał to jakieś kompletne nieporozumienie. Jakim cudem ten skrypt przeszedł jakąkolwiek weryfikację? Jakby, ktoś całkiem z zewnątrz to napisał. Oglądałem to z dozą zdziwienia zmieszanego z politowaniem nad kunsztem aktorskim i reżyserskim. Niesmak :)

Ja to właśnie oceniam zupełnie inaczej:
Whitey - zginął właśnie tak jak miał. Był młody i zbyt pewny siebie. Kilka razy ten temat w serialu poruszano (Frank, Roy czy szeryf).
Frank - stał jak słup bo wiedział, że nie umrze. Do samego końca wierzył, że wie jak umrze i nie była to walka w La Belle czy nawet pojedynek z Roy'em.
Banda vs kobiety - brak większej taktyki ze strony bandy jest zrozumiały. Z samego artykułu wiedzieli, że nie mają się czego bać. Wioska to same kobiety i kilku kulawych facetów. W swojej karierze walczyli z groźniejszymi rywalami i się udawało, dlaczego nie teraz.
Wywodów na temat tego czy coś miało sens od strony logicznej, bo ten stał tam a słońce świeciło z tamtej strony, nawet nie komentuję. To chyba nie jest serial na Discovery, żeby o tym myśleć.
To co ja lubię najbardziej w serialach to postaci, a te wykreowano bardzo dobrze, od Franka, po Roy'a na chociażby babci kończąc. Lubię seriale, po zobaczeniu których jestem smutny, zdenerwowany, że już kogoś nie zobaczę, np. Whitey, Roy'a itd. 100% happy end byłby zbyt cukierkowy do całego serialu.

Finał jak w starych dobrych westernach i dobrze, czegoś takiego brakowało, poważnego a zarazem klimatycznego po staremu.

Wszystko jest pokazane z sensem i nie ma bledow logicznych.. banda griffina nie spodziewała sie że kobiety stawia opor jak wybili czarnoskórych, ktorzy najbardziej im grozili ..

7 odcinek zdecydowanie najlepszy, dziękuję, dobranoc hahah

Dla mnie 7,5 i nie oceniam ostatniego odcinka źle jak część przedmówców, generalnie całość się dodaje moim zdaniem. Strzelanina w porządnym westernie być musi, czyli co serial miał się skończyć wspólnym obiadkiem bandy Gryffina z mieszkańcami La Belle? ;-) Jatka na końcu może trochę dyskusyjna z racji że same baby stanęły do walki w tym 3/4 po raz pierwszy z bronią, ale Gryffin je totalnie zlekceważył, zwłaszcza po artykule w prasie. Kogo miał się tam bać, ślepnącego szeryfa i jego zastępcy... Jak rozprawili się z czarnoskórymi weteranami (a de facto farmerami od wielu lat po których pozostała tylko legenda) przyjechali na pewniaka do miasteczka, no i się zdziwili... Śmierć Whitey Winna zaskakująca, miał po prostu pecha i zgubiła go pewność siebie. Kończąc, można rozkładać na atomy każdą sceną, ale po co... Ja kupuje to zakończenie, nie zawiodłem się i tyle.

Było ich 30 , przyjechało 40, zginęło 50.....

W skrócie:
Odcinki
1 tak do polowy-dobrze rokujące kino dla dorosłych
2-6 Domek na prerii dla dzieci
7 Tarantino w czystej postaci :)