z przewagą tego pierwszego. Niestety wciągnąłem się (nie przepadam za serialami). Jestem dopiero w 1 serii - nadrabiam zaległości. przeklinam sam na siebie, że przy tym siedzę i... oglądam dalej. No, cóż. Słaby jest człowiek. ;-)
A wg. mnie to filmy są beznadziejne, raz na miesiąc masz 2 bardzo dobre, potem 5 ok, a reszty nie warto oglądać.
Serial to jest jednak coś. Wiesz w co się pakujesz.
I jak dla mnie, to tam chyba bardziej zajeżdża Stephenem Kingiem niż Twin Peaks.
W porównaniu do Twin Peaks chodziło mi o sam koncept spokojnej prowincji, w której wszystko wydaje się piękne i w porządku, aż do czasu, gdy zdarza się coś, co wstrząsa społecznością i jest zawiązaniem akcji serialu (zabójstwo Laury Palmer/samobójstwo M. A. Young), a co zaczyna wyjawiać wszystkie większe i mniejsze grzeszki i tajemnice społeczności. Poza tym klimat obu filmów jest całkowicie różny. To nie ta sama półka.
"Sex w wielkim mieście" to według mnie straszny kicz. Do pięt "DH" nie dosięga. Pozdrawiam.
Snoopy - właśnie masz dokłądnie to samo co ja :) Nie cierpię seriali (nie wiem co ludzie widzą chociażby w tym przynudnawym "Lost") ale ten mnie wciągnął! Też byłem do tyłu z odcinkami, ale nadrobiłem nie dawno.
Ja już jestem w drugiej serii - i już w tej chwili widzę, że to będzie ciągłe powielanie tych samych wątków niczym w telenoweli, jednak oglądam :)