Dzięki dobrotliwości HBO 3 obejrzałem dla przypomnienia wszystkie 5 sezonów GoT i nie podzielam lamentów n/t odstawania ostatniego od pozostałych (typu: "Proszę Państwa, 9 czerwca 2015 roku skończył się dla mnie serial Gra o Tron."), czy zepsutego oczekiwania na nadchodzący (coś dla pesymistów - może 5-ty był gorszy od sezonów 1-4, ale za to lepszy od 6-go).
A może takie oceny tkwią w nas samych, bo oczekiwania stają się coraz większe? Czytelnicy powieści mają swoje ulubione postacie, czy wątki i ich brak przekreśla dla niektórych adaptację telewizyjną. Poza tym literatura bazuje na wyobraźni czytelnika i nawet szczegółowy opis postaci, wydarzenia czy widoku nie zamyka możliwości własnego postrzegania. Obraz w filmie jest dosłowny, sceny muszą odbywać się w czasie zbliżonym do realnego, pozostaje tylko interpretacja. Dla przykładu książkowy opis porwania przez lawinę śnieżną można zawrzeć w 5-6 zdaniach i czytelnik pozna grozę zdarzenia w 10 sekund wraz z myślami targającymi ofiarą. Spróbujcie wyobrazić sobie taką scenę w filmie mieszczącą się w tych 10 sekundach.
Nie jestem czytelnikiem cyklu Martina i zapewne nie będę. Staram się traktować serial jako byt niezależny (choć zaglądam do różnych internetowych bryków z powieści) i nie muszę rozliczać jego twórców z każdego słowa. Z drugiej strony gdyby przeniesiono wszystko na ekran, to po pierwsze wręcz spadłaby oglądalność (i co za tym idzie wartość rynkowa serialu), po drugie znacząco zmalałyby środki na każdy odcinek (więc byłoby mniej scen zbiorowych, czy animacji). Serial stałby się niemal brazylijską telenowelą, której scenariusz 1759 odcinka ma 3 strony maszynopisu. A tak dzięki umiejętnemu marketingowi i zapewne kontrolowanym wyciekom informacji, podgrzewa się atmosferę 10-miesięcznego oczekiwania na upragnione 10 nowych odcinków. A spekulowanie n/t dalszych losów bohaterów staje się rozrywką samą w sobie...
Dobra, przeczytałem mniej/więcej.
Przede wszystkim czytelnicy a i nie tylko, oczekiwali godnego poprowadznia różnych postaci i wątków. Nie doczekali tego. Zamiast pójść śladem świetnego materiału źródłowego twórcy zaserowowali nam tandetne, niezbyt logiczne rozwiązania, wprowadzające właściwie...nic. Do tego był chyba najgorzej zagranym sezonem.
Właśnie oni mieli już gotowy materiał a postanowili zrobić po swojemu i wyszło gówno
Tzn. gdyby poprowadzili książkowo, to i tak musieliby część wątków upieprzyć, bo były za szerokie i nie daliby rady tego przedstawić, ale nawet to byłoby lepsze niż to ich gówno.
W sumie to i tak mamy profit, te ich ch*jowe wątki nie będą spoilerowały Wichrów Zimy.
No to nowe sezony dopiero rozczarują, skoro serial przegonił powieść (a podobno jest deklaracja, że jej nie zaspoileruje). W odniesieniu do części wątków w 5 sezonie faktycznie można mówić o spowolnieniu akcji, lecz chyba z konieczności chronologii wydarzeń. Tak jest z Danaerys, gdzie nawet wydarzenia z areny i wylot na pustkowie są dopiero hitchcock'owskim trzęsieniem ziemi, a napięcie jeszcze będzie rosło. Podobnie jest nawet w wątku z Królewskiej Przystani. Zdecydowanie kontrapunkt 5 serii przesunął się na Mur i bitwa w Hardhome tandetna chyba nie była. Co do nielogiczności, to z pozoru takim jest wątek Sansy, ale jak się dobrze przyjrzeć to Littlefinger pokazuje mechanizm handlu żywym towarem. Właśnie skumulowane oglądanie wszystkich sezonów pozwala wyłapać takie niuanse. On ją po prostu omotał, ten tembr głosu, stopniowe pranie mózgu, opowieści o miłości do matki, delikatne pocałunki - a potem ofiara budzi się w tureckim burdelu.
Nie. Wątek Sansy jest zupełnie nielogiczny i nie da się go sensownie wytłumaczyć. No i co z tego, że on sobie mógł ją omotać, toż to trudne nie jest, Sansa dalej jest naiwna i głupia. Ale Littlefinger gdyby coś naprawdę takiego zrobił to okazałby się największym głupcem w Siedmiu Królestwach i nie ma na to usprawiedliwienia. Dodatkowo np. prowadzenie postaci Stannisa, który w książce mówi "jeśli zginę macie zrobić wszystko aby wprowadzić moją córkę na tron" a w serialu.. pali ją, bo tak mu kapłanka powiedziała. Zresztą z tą kapłanką też całkiem inne relacje mają. Tu chodzi o to, że to co oni wymyślają jest zupełnie nielogiczne, niespójne, prowadzenie postaci jest niekonsekwentne a zmiany są jeszcze często podyktowane tym, żeby pokazać jak największą ilość cycków - a co tam fabuła, ona mniej ważna (patrz np. Dorne).
Czytałem książki i oglądałem serial i muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu ekranizacja podoba mi się dużo bardziej od powieści. Martin stworzył ciekawy świat i bohaterów, ale w kolejnych częściach przedobrzył. Wprowadził za dużo wątków, a nowe POV były znacznie słabsze (Quentyn, Areo, Arys,). W serialu mamy dużo scen z ciekawymi bohaterami (Petyr, Tywin, Olenna itd.), których w powieści było znacznie mniej. W dodatku główne postaci powieści to jednocześnie te najnudniejsze (Sam, Brienne, Sansa, Catelyn, Bran czy Barristan). W serialu też, niektóre postacie są ciekawsze i mniej jednoznaczne niż w powieści. Tomy 1-2 jeszcze trzymały poziom, ale NM, UdW i TzS były już dużo gorsze. Martin nie potrzebnie jeszcze bardziej rozwarstwił fabułę i zrobił takie głupie twisty jak LS czy podmienianie noworodków (chyba, że Aegon to Blackfyre). Według mnie George pisze tak długo, bo sam się zamotał i brakło mu pomysłów co z tymi wszystkimi wątkami zrobić. Pewnie ma wymyślone jakieś zakończenie, ale nie wie dokładnie do niego dojdzie i cały czas mu się wszystko zmienia. Trzeba zaakceptować to, że serial będzie spoilerował książki (nie wirzcie w obietnice D&D) jeśli te wogóle kiedykolwiek wyjdą co wydaje się być mało prawdopodobne biorąc pod uwagę wiek, styl życia i niemoc twórczą Martina.
To jasne, że serial nie będzie tak rozległy jak książka, ale mogli sobie darować pewne nieciekawe wątki na koszt tych lepszych które znajdują się w książce np. wątek Młodego Gryfa lub Victariona, ale tym czasem nie dość, że serial jest okrojony to jeszcze D&D wprowadza swoje durnowate pomysły które potem stają się tak nielogiczne, że aż rażą w oczy.
Zaznaczałem, że nie znam książek. Podaj więc, gdzie są te nielogiczności, bo trudno mi się do takiej opinii odnieść.
Chociażby próba otrucia Danki przez Varysa który w piątym sezonie chce ją usadzić na Żelaznym Tronie. W dodatku w serialu jest idiotyczny wątek Aryi która nie dość, że jedyne co robiła to łaziła, to jeszcze SPOILER po przyjściu do Domu Czerni i Bieli nadal łazi i nic ważnego nie robi, a wątek brata Danki został pominięty.
"Staram się traktować serial jako byt niezależny"
Ja też, no i co z tego? Sezon 5 jest słaby, nie broni się nawet jako niezależny byt jak to określiłeś. Już od dawna nie chodzi o zmiany względem książek. Niby gdzie ktokolwiek narzeka, że książki nie są w całości przeniesione na ekran, lol, sam sobie to wymyśliłeś. Sezon 5 jest słusznie krytykowany za brak logiki i żenujące wątki/dialogi. Wspomniałeś wątek Littlefingera, wytłumacz mi w takim razie jak doszło do sojuszu z Boltonem. Twórcy celowo to pominęli, od razu dając scenę podróży do Winterfell.
"Niby gdzie ktokolwiek narzeka, że książki nie są w całości przeniesione na ekran, lol, sam sobie to wymyśliłeś."
No właśnie, gdzie to napisałem.
"Z drugiej strony gdyby przeniesiono wszystko na ekran, to po pierwsze wręcz spadłaby oglądalność"
No tylko czy ktokolwiek chce przenieść WSZYSTKO na ekran? Widzowie przede wszystkim narzekają na niekonsekwencję, do czego się nie odniosłeś. Napisałeś jedynie o książkach, problem w tym, że sezon jest słaby właśnie jako niezależny byt.
Nadal z tego zdania nie wynika, że uważam, aby ktokolwiek chciał serialu do powieści jako 1:1. Taka może być natomiast wypadkowa oczekiwań, bo jeden chce to, drugi tamto. Piszę o swojej ocenie sezonu i innych wrażeniach niż ma część dyskutantów. Nie muszę się też odnosić do narzekań innych. Podaj za to może te niekonsekwencje, bo trudno mi uwierzyć, aby przy wysokobudżetowej produkcji i całych sztabach script doctorów (kiedyś był takim sam Martin) miały miejsce. Jeszcze raz zaznaczam, że obejrzenie w krótkim czasie całego sezonu część wątpliwości wyjaśnia (przynajmniej mnie).
"jeden chce to, drugi tamto"
To czytelnicy, a my mówimy o widzach i serialu, nie patrząc na książki. Nie czytałeś ich więc na chwilę zapomnij, że istnieją. Twoim problemem jest to, że myślisz, że narzekają jedynie rozczarowani czytelnicy, bo zrezygnowali z ich ulubionych wątków/postaci. Tak nie jest, sezon 5 nie broni się jako niezależny byt.
"Podaj za to może te niekonsekwencje"
Po kolei, sojusz Boltona z Baelishem, jak mogło do niego dojść? Twórcy celowo pominęli, chcieli mieć Sansę w Winterfell i napisali wątek tak, żeby poszło po ich myśli ignorując wiarygodność. Jeżeli dla ciebie wszystko jest logiczne to obroń.
"Po kolei, sojusz Boltona z Baelishem, jak mogło do niego dojść?"
W sensie organizacyjnym, czy celu? Część wyjaśnia Baelish w rozmowie z Sansą mówiąc o dwóch możliwościach wobec przewidywanego ataku Stannisa na Winterfell. W przypadku wygranej miała być wdową i kluczem do Północy, a gdyby wygrali Boltonowie miała owinąć sobie Ramsaya wokół palca. Manipulował nią cały czas i jak już pisałem miało to postać jak współczesny handel żywym towarem. On tymczasem bezpiecznie czekałby na rozwój wypadków w stolicy jako "wierny sługa" i nierozpoznany intrygant z ambicjami do władania Północą. Równocześnie Roose Bolton wcześniej mówił Ramsayowi o tym, że sojusz zawarł z Tywinem i jego sytuacja się zmieniła. Dla niego Baelish był potrzebnym łącznikiem z władzą królewską, czyli Cersei. A wezwanie do Królewskiej Przystani pozycję Littlefingera w jego oczach umacniało.
"W przypadku wygranej"
Za daleko, chodzi o ZAWARCIE SOJUSZU. Nie powody, nie cele - zawarcie sojuszu. Chyba nie myślisz, że Baelish wysłał do Boltona kruka o treści "witam lordzie Boltonie, tak się składa, że ukrywam Sansę Stark oskarżoną o zabicie króla, któremu obaj służyliśmy, i mogę ci ją bezinteresowanie oddać żeby umocnić twoją pozycję na Północy" bo to o czym pisałeś czyli korzyści w przypadku wygranej Stannisa lub Boltona to jego ukryte cele, ale jaki był oficjalny powód? Równie dobrze zresztą mógł to być test na lojalność Boltona. Tego nie da się logicznie wytłumaczyć, dlatego twórcy postawili nas już przed faktem dokonanym licząc, że nikt nie zada pytań.
A jak doszło do sojuszu Boltona z Tywinem? Istniał już w chwili, gdy Locke przywiózł Jaimego. A przecież toczyły się wtedy walki i szansa na przechwycenie kuriera była duża. Z rozmowy Varysa z Littlefingerem w sali tronowej wynikało, że toczyła się między nimi rywalizacja o większą skuteczność siatki szpiegów. Akcję z Sansą planował miesiące, skoro naszyjnik z trucizną "zamówił wiele tygodni temu". Tak samo wywiezienie Sansy proponował jej wcześniej, pokazując swój statek w porcie. Moim zdaniem w serialu było wiele sygnałów, że Littlefinger prowadzi swoją własną grę, umiejętnie lawirując. Pokazano też, kiedy pojawiła się jego nienawiść do Cersei, gdy udała rozkaz zgładzenia go przez gwardzistów. Być może właśnie wtedy zaczął grać przeciwko Lannisterom i szukał własnych powiązań z lordami.
Nie chodzi nawet o przechwycenie kruka. Chodzi o treść ewentualnego listu, treść propozycji.
Lol, to że Littlefinger od początku gra w swoją grę (na długo przed rozkazem Cersei, uwierz mi) wiadomo od dawna.
Sansa jest w całym Westeros poszukiwana za zabójstwo króla dzięki któremu Bolton i Littlefinger są w tym miejscu, w którym są. Nagle ten sam Littlefinger miałby przyznać się, że ukrywa Starka u siebie (czyli zdradza koronę) i tak po prostu odda ją Boltonom, żeby im pomóc (bo nie napisałeś jego oficjalnych profitów z takiego układu ze znienawidzonymi na Północy Boltonami, którzy nie mają też żadnego sojusznika na południu niby po śmierci Tywina). To jest nielogiczne i niewiarygodne, bo tak jak mówię to mogła być pułapka, a Bolton nie jest pierwszym lepszym naiwniakiem. Z Tywinem czy bez, to dzięki królowi nie jest uzurpatorem tylko legalnym namiestnikiem Północy.
Może i Littlefinger od początku gra, ale skala tej gry i apetyt na władzę zmieniają się zależnie od okoliczności. Poza tym jako self made man trzyma w pamięci wszystkie urazy i krzywdy, a wielkoduszność jest mu obca i wykorzysta pierwsze potknięcie królowej. Po powrocie do stolicy w rozmowie z Cersei twierdził, że był cały czas w Orlim Gnieździe. Miał o tym przekonywać lot kruka z odpowiedzią. Zatem jego udział w ucieczce Sansy nie wyszedł na jaw przynajmniej do końca serii 5.
Aha, a odpowiesz na moje wątpliwości związane z sojuszem z Boltonem? O Baelishu nie musisz mi pisać, bo widzę, że nie rozumiesz postaci. On nigdy nie kierował się nienawiścią jak twierdzisz, właśnie dlatego jest takim dobrym graczem. Przeciwko Lannisterom knuł na długo przed niewykonanym przez Cersei rozkazem, od początku wrabiając bliźniaków w zabójstwo Jona Arryna, a Tyriona w próbę zabicia Brana. Catelyn niby kochał, a też ją zmanipulował praktycznie doprowadzając do upadku Starków.
Wracając jednak do tematu, nadal nie obroniłeś logiki zawarcia sojuszu, cały czas zmieniając temat. Uważasz, że tak po prostu przyznał się Boltonowi do zdrady, a jemu nie wydało się to podejrzane? Jakie oficjalnie korzyści miał zyskać Baelish oddając cennego Starka znienawidzonym Boltonom?
Aha, a odpowiesz na moje wątpliwości związane z sojuszem z Boltonem? O Baelishu nie musisz mi pisać, bo widzę, że nie rozumiesz postaci. On nigdy nie kierował się nienawiścią jak twierdzisz, właśnie dlatego jest takim dobrym graczem. Przeciwko Lannisterom knuł na długo przed niewykonanym przez Cersei rozkazem, od początku wrabiając bliźniaków w zabójstwo Jona Arryna, a Tyriona w próbę zabicia Brana. Catelyn niby kochał, a też ją zmanipulował praktycznie doprowadzając do upadku Starków.
Wracając jednak do tematu, nadal nie obroniłeś logiki zawarcia sojuszu, cały czas zmieniając temat. Uważasz, że tak po prostu przyznał się Boltonowi do zdrady, a jemu nie wydało się to podejrzane? Jakie oficjalnie korzyści miał zyskać Baelish oddając cennego Starka znienawidzonym Boltonom?
Właściwie gdyby tak na to spojrzeć, to rzeczywiście wygląda absurdalnie. Alfons nie tylko sprzedaje rudzielca jak k*wę, ale podrzuca jak kukułcze jajo i mówi Cersei, że Boltonowie przechowują u siebie morderczynię jej syna. Cersei jest do tego stopnia głupia, że oczywiście wierzy i nie pyta skąd dziewucha się tam wzięła, a Boltonowie są przekonani, że zrobili dobry deal, a tymczasem zostali uznani za zdrajców. LOL, to jest wyjątkowo durne, ale mnie się takie niedorzeczności podobają.
A Piter moim zdaniem knuł przeciwko Lannisterom od początku, nawet po to Neda ściągnął do stolicy, żeby odkrył pochodzenie dzieci Cersei, bo jemu Bobby B. uwierzyłby bez solidnych dowodów. Ale to tak na marginesie :)
Dobra, ale to jest jego intryga, ukryta gra, a mówimy o oficjalnym sojuszu, to jest właśnie nielogiczne i niewiarygodne. Powie mi ktoś jakie oficjalnie korzyści miał mieć Baelish za podarowanie Starka znienawidzonym, pozostawionym bez sojuszników Boltonom?
Kolejna nielogiczna rzecz to chodzenie z Sansą po karczmach, i oczywiście nie miało to żadnych konsekwencji, nikt nie doniósł, nikt nie chciał się wzbogacić (za Sansę jest spora nagroda). Ale po kolei, na razie chodzi o sojusz, którego nie da się obronić. Jedynie można pisać jak ty, że durne, ale kupujecie, nie zadajecie pytań i cieszycie się ciekawym wątkiem (choć to już kwestia subiektywna, dla mnie byłoby lepiej bez mieszania w to Brienne-stalkerki, bo przez wątek ze świeczką w wieżyczce wyszło żałośnie). Nadal jednak jest to wątek, który obraża inteligencję widza.
Baelish chciał pozwolenia od korony na wymarsz wojsk z Doliny. Gdyby zaatakował Boltonów bez powodu to stałby się buntownikiem i wrogiem, a tak wyświadcza im przysługę i jednocześnie staje się namiestnikiem północy. Kto mógł się spodziewać jakim człowiekiem jest Ramsay, a tym bardziej, że Sansa ucieknie. Gdyby nie ta ucieczka, to Littlefinger pokonałby znienawidzonych na północy Boltonów, stałby się jej (północy) wybawicielem i ożenił Robina (lub siebie) z Sansą. Jeśli na tym jego ambicje by się nie skończyły wziąłby siły Północy i Doliny i najechał na KP. W Dorzeczu nikt by go nie zatrzymał, bo trwają tam walki, a może ze swoimi zdolnościami do manipulacji zyskałby nowych sprzymierzeńców. W stolicy panuje chaos, który sam wywołał. Narasta konflikt między Tyrellami, a Lannisterami. LF ma "haka" na Olenne, więc wystarczyłoby pozyskać Tyrellów (np. małżeństwo Robina z Margaery) i Żelazny Tron jest jego. Babcia Tyrell nie jest najmłodsza, więc jej śmierć nikogo by nie zdziwiła, a Baelish rządził by jako szara eminencja. Oczywiście cały jego plan to duże ryzyko, ale sam w serialu mówi wiele razy, że każdy ambitny ruch to ryzyku itp. Moim zdaniem fajnie, że przez jeden błąd (zlekceważenie Ramsaya) jego plan nie wypali. Petyr to jednak tylko człowiek, jeden z lepszych graczy, ale nadal człowiek, więc może popełniać błędy. Na razie w serialu był przedstawiany trochę jak taki typowy zły z kreskówki, który ma wiedze na każdy temat i zawsze uśmiecha się tym swoim podłym uśmieszkiem gdzieś tam w tle. Do tego już nie długo "wstanie" Jon Snow, który poprowadzi armię na Winterfell i plany LF'a jescze bardziej się skomplikują. Nie wiem jak wy, ale ja z przyjemnością będę oglądał jak powoli traci on kontrole i musi się dostosować albo umrzeć.
Nie mniej zabójstwo Lysy Arryn nie było chyba (przynajmniej w tym momencie) elementem planu, lecz rzadkim triumfem emocji. Przecież gdyby nie akcja Sansy (czego nie mógł przewidzieć), to pofrunąłby.
Moim zdaniem LF na własną rękę realizuje to, co powiedziała Daenerys o zniszczeniu koła. Niszczy po kolei wielkie rody pozostając poza podejrzeniem. Motywacją jest nie tylko żądza władzy (ale najlepiej zakulisowej - skąd my to znamy), ale i nienawiść do tych, którzy kiedyś nim pogardzali. Wbrew opowieściom o wielkim uczuciu do Catelyn sądzę, że wygasło ono w chwili poniżenia na turnieju. Nie tylko Północ pamięta, ale też i Baelish. Bowiem jedyną istotą którą kocha, jest on sam.
Racja, zapomniałem o zabójstwie Lysy. Na pewno go nie planował, a przynajmniej nie w taki sposób. To tylko pokazuje, że LF wcale nie jest takim wielkim graczem jak, niektórym się wydaje. Już wcześniej sprawy wymykały mu się spod kontroli, więc sytuacja z 5 sezonu nikogo nie powinna dziwić.
"a tak wyświadcza im przysługę"
No właśnie dlatego ten wątek jest całkowicie niewiarygodny i nielogiczny. Nie ma czegoś takiego jak wyświadczenie przysługi, wiadomo że każda strona umowy powinna coś otrzymać, żeby mu się to opłacało, Bolton wie kim jest Baelish, i nie jest on znany z bezinteresowności. Ale jasne, tak po prostu bezintersownie dam wam Sanse, poszukiwaną w całym Westeros za zabicie króla, przed którym obaj uklęknęliśmy. Co z tego, że w ten sposób zdradzamy koronę, a ja nie mam z tego żadnych korzyści (nadal nikt nie napisał co na tej umowie oficjalnie zyskiwał Baelish). A Bolton na to: "dzięki stary, właśnie czegoś takiego potrzebowałem, by umocnić swoją władzę" no błagam, tylko idiota coś takiego kupi i jeszcze będzie bronić, że nie ma tutaj nic niewiarygodnego.
Racja, zważywszy, że Roose Bolton do tego momentu był człowiekiem ostrożnym.. pragmatycznym, ale ostrożnym. Sansy Stark i ślubu z jego synem nie da się utrzymać w tajemnicy (i wcale nie chodzi mi o donos LFa). Tymczasem jak gdyby nigdy nic bierze co Littlefinger daje bo.. 'bo tak'.
No właśnie, z Boltona też zrobili naiwnego idiotę. Ogólnie w tym wątku widać, że twórcy najpierw pomyśleli "chcemy Sansę w Winterfell" - a dopiero wtedy zaczęli zastanawiać się jak może do tego dojść ignorując wiarygodność, czy wątpliwości bohaterów, żeby tylko poszło po ich myśli. Podobnie zresztą z Tyrionem, najpierw pomyśleli, że chcą go u Dany, przez co ich spotkanie też wyszło niezbyt wiarygodnie. Normalnie Dany nie powinna tak szybko zaufać Lannisterowi, na pewno nie na tyle, żeby siedzieć z nim sam na sam popijając wino jak starzy znajomi. Ale twórcy wiedzą, że Tyrion nie ma złych zamiarów więc Dany też ich nie ma. Jasne, że scena jest fajna, ale niewiarygodna, i to jest główny problem 5 sezonu. Widać, że co inteligentniejsi widzowie to dostrzegają (przy tym czerpiąc rozrywkę z serialu, naprawdę da się tak xd).
"(przy tym czerpiąc rozrywkę z serialu, naprawdę da się tak xd)."
ILN, jesteś tego żywym dowodem! :D
btw. racja, scena z Tyrionem i Dany 'fajoooska', ale na dobrą sprawę 'szybko poszło'.
Oczywiście, że jestem, w ankietach zawsze odcinki miały u mnie wysoką ocenę :P właśnie dlatego, że GOT dobrze się ogląda, i jest to mimo wszystko bardzo dobry serial.
Ale też nie znaczy to, że nie można sobie ponarzekać jak coś jest nielogiczne czy niewiarygodne. Oczywiście pomijam Dorne, bo tego nawet nie oglądało się dobrze.
So trruuuuu :)))
Co do Dorne: jako Martell czuję się zażenowany poziomem, jaki sprezentowano w serialu. Po prostu tragicznie to wszystko wyszło (aczkolwiek Tyene sobie chwalę bo ładna dzierlatka :P). Najlepsze w tym wszystkim jest to (pomijam całą resztę, szkoda na to czasu), że casting najważniejszych postaci był świetny: Doran Martell i Ellaria Sand, świetny dobór aktorów w postaci Alexandra Siddiga i Indiry Varmy. No dobra, bękarcice jak bękarcice ale Areo Hotah to jeden z najgorszych castingów ever w GoT, imo xP
Racja, Doran świetnie obsadzony, mógłby być jedną z fajniejszych postaci, kolejnym graczem. Samo Dorne wydawało się ciekawym miejscem, gdzie ludzie mają całkiem inne podejście do różnych spraw, niż reszta królestw. A dostaliśmy taką żenadę.
I oczywiście bronicie, bo wiecie jak to się potoczyło. A gdyby to była pułapka, test na lojalność Boltona? Nie byłoby żadnej Sansy. Co to w ogóle ma być, że śmierć Tywina jest jakimkolwiek zagrożeniem dla Boltona? Przecież gdyby nie wróble to byłyby dość spokojne rządy, kto mógł przewidzieć jak Cersei potraktuje Kevana, albo że da władzę wróblowi co skończy się dla niej upadkiem? Na tamten moment Stannis był jedynym zagrożeniem dla Lannisterów, ale był daleko i to Boltonowie go pokonali bez niczyjej pomocy. Niby po co sojusz z Doliną jak ma się 20 dobrych ludzi, którzy podpalą obóz w wielu miejscach, niezauważeni. No szkoda, że Tywin na to nie wpadł i nie podpalił obozu Robba. Robb z kolei mógł wbić w przebraniu do Królewskiej Przystani i odbić Sansę, Jaimemu prawie się udało, niestety dokładnie w tym samym czasie trzy inteligentne inaczej bękarty wpadły na dokładnie ten sam pomysł, na szczęście Areo "drop your weapon" Hotah przerwał imprezę (rzeczywiście genialny sezon, nie ma na co narzekać).
Wracając do Boltona, wcale nie ma nic podejrzanego w tym, że człowiek taki jak Baelish, znany z miłości do Catelyn, prowadzenia interesów, liczenia kasy i wzbogacania się oddaje tak po prostu Starka, żeby pomóc biednym Boltonom, którzy nie mają przyjaciół. Patrzcie, nawet na wesele Ramaya nikt nie przyszedł, smutne.
http://www.filmweb.pl/serial/Gra+o+tron-2011-476848/discussion/Sansa+w+5+sezonie ,2628283 tu masz wątek o Sanse w 5 sezonie i wieeele wytłumaczeń dlaczego jest to nielogiczne.
Faktem jest, że większość zmasowanej krytyki ze strony fanów skupia się na 2 scenach, które mnie akurat nie rażą. Pierwsza: "szokujący" gwałt - a przecież wcześniej mieliśmy scenę brata gwałcącego siostrę na zwłokach ich wspólnego syna, dlatego oburzenie "zwykłym" przykładem przemocy domowej mnie trochę dziwi. Druga: wątek Shireen - tak naprawdę niegłupi, nawet powiedziałbym, że paradoksalnie ma trochę taki martinowski motyw, bo Mel złożyła ofiarę, wcielając w życie swoją wcześniejszą wizję (możliwe że ktoś jej tę wizję podesłał, żeby doprowadzić do katastrofy) i mamy taką "pętlę", nieświadome spełnienie najgorszego scenariusza. A 20 Dobrych Ludzi - absurdalne i przez to zabawne, dla mnie na plus. Ogólnie to, co wydarzyło się na północy, oceniam pozytywnie.
Ale Dorne to jest absolutne dno. Ja nie wiem co kierowało scenarzystami. O co w tym w ogóle chodzi? Głównym motywem są jakieś głupie bękarcice i to, że chcą się zemścić, tylko nie bardzo wiadomo za co i po co - za to że ich ojciec przegrał pojedynek?? Chcą zabijać - i co dalej? Do czego chcą doprowadzić - do wojny? Ale czego będą żądać - abdykacji Toma? To w takim razie kto go teraz zastąpi?? WTF? To nie tylko się nie trzyma kupy, ale jest wręcz wbrew logice. Wszystko wygląda absurdalnie i jest głupie jak młodzieżowe seriale przygodowe z lat 90. I jakby tego było, pada najgłupszy tekst w całym serialu.
Akurat tekst o tym, że można wywołać wojnę nie mając armii wygłasza Ellaria do bękarcic. Zmuszając Dorana do wojny wobec przewidywanej reakcji na śmierć Myrcelli, w sytuacji wyczerpania zasobów ludzkich oraz materialnych Lannisterów mogły doprowadzić do ich upadku i fizycznego unicestwienia. A zemsta nie kalkuluje kosztów i nie musi mieć odpowiedzi na pytanie co jutro, bo jest czystą destrukcją. A chodziło o dokończenie zamysłu Oberyna i sam odpowiedz sobie, czy jego śmierć była tylko przegranym pojedynkiem, a nie publiczna deklaracją tego, na co władza Lannisterów może sobie pozwolić.
To ostatnie na poważnie? Oberyn sam zgłosił się na pojedynek w obronie Tyriona, czego nie musiał robić, wcześniej dostał zaszczyt zasiadania w Małej radzie i był jednym z sędziów na procesie. To był jego wybór, w dodatku niemal wygrał. Nawet Tywin byłby bezradny, gdyby Oberyn wygrał ten pojedynek.
Próba walki historycznie wcale nie zakładała wyniku śmiertelnego (podobnie jak turnieje rycerskie, choć w obu przypadkach to się zdarzało), być może logika GoT jest odmienna. Tak naprawdę Oberyn pojedynek wygrał i w tym momencie walka, według zasad z realnego świata, powinna być przerwana bo Góra leżał rozbrojony. Tywin tego nie zrobił, a przecież Oberyn mógł dążyć do dobicia leżącego, co w żadnym systemie wartości rycerskich nie było dopuszczalne. Skoro jednak Góra po chwili obezwładnił Martella, to znów Tywin powinien taki rozkaz wydać, a nie czekać na przewidywalny finał, będący w istocie egzekucją.
Próba walki, nie pojedynek. Wypowiedzi Tyriona dokładnie nie pamiętam, ale Bronn mówił o zbyt dużym ryzyku dla wygranej z Górą, a nie zabicia go.
Próba walki polega na pojedynku dwóch zawodników. A co mówił Tyrion to sobie sprawdź.
"Logika GoT jest odmienna" w tym przypadku, tj. przy próbie walki. Już w pierwszym sezonie była mowa o tym, że przegranego czeka śmierć, że to pojedynek na śmierć i życie. To, że Oberyn zaczął paradować gdy Góra leżał nie sprawia, że Tywin tutaj w czymś zawinił - był tak samo zależny od wyniku tego POJEDYNKU jak każda inna osoba. Tymczasem Ty piszesz:
"Tak naprawdę Oberyn pojedynek wygrał i w tym momencie walka, według zasad z realnego świata, powinna być przerwana bo Góra leżał rozbrojony. Tywin tego nie zrobił, a przecież Oberyn mógł dążyć do dobicia leżącego, co w żadnym systemie wartości rycerskich nie było dopuszczalne."
Jakie 'wg realnego świata'? Przecież czarno na białym, biało na czarnym, kawa na ławę, itp. dano do zrozumienia, że Oberyn nie dobija leżącego Góry ponieważ chce, aby Gregor przyznał się do zabicia dzieci jego siostry na rozkaz Tywina na oczach całej gawiedzi, pewne złożonej z lordów wszelakiej maści. Po nie tęgiej minie Tywina też było widać, że mu się to nie podoba. GDYBY było tak jak piszesz to Tywin powiedziałby "ot, panie i panowie, koniec próby walki, zwyciężył Oberyn, rozejdźmy się w pokoju" i nie czekałby na fanfary, że Góra coś czasem nie powie. Nie ma co kombinować, że było inaczej.
Czyli Tywin miał profetyczne zdolności i przewidział ocknięcie się Góry? Możliwe, że zamurował go przebieg walki, jednak właśnie zwlekanie z ogłoszeniem wyniku dawało szansę Oberynowi na głoszenie oskarżeń. Jeżeli upierasz się przy konieczności śmierci jednej ze stron próby walki, to jeżeli delikwentowi nie odcięto głowy, czy miał tam się pojawiać maester i badać go?
Naprawdę zadajesz takie pytania? Oberyn chciał wymusić na Górze zeznania wobec tłumu przybyłych i KTO był odpowiedzialny za śmierć jego rodziny. Oczywistą oczywistością jest, że Góra dychał, niczego doszukiwać się tutaj nie trzeba, Tywin nie musiał być prorokiem. Twoje pytania mają wydźwięk taki, jakby ktoś zadał mi pytanie dlaczego batonik Mars ma czarne opakowanie.
Oberyn mógł zabić Górę, ale zależało mu na tym, żeby najpierw przyznał się do winy i jego śmierć byłaby egzekucją za potrójne morderstwo. Plan się częściowo powiódł, bo sprawca się przyznał, a później (oficjalnie) umarł w męczarniach - tyle tylko, że nie wyznał publicznie, kto wydał mu rozkaz. Chodziło o sprawiedliwość - żeby winny zbrodni poniósł karę, a osoba moralnie za to wszystko odpowiedzialna została napiętnowana. Wraz ze śmiercią Grzegorza (w pewnej formie żyje, ale o tym wiedzą tylko 2 osoby) i Tywina sprawa powinna być zamknięta.